Blisko ludzi#PortretyKobiet. Emilia mieszka w środku Puszczy Knyszyńskiej. "Zadziałało prawo przyciągania"

#PortretyKobiet. Emilia mieszka w środku Puszczy Knyszyńskiej. "Zadziałało prawo przyciągania"

Pochodzi z Podlasia i z tym regionem związała przyszłość. Emilia Andrzejewska mieszka w namiocie, w sercu puszczy, a agroturystykę, na którą zaciągnęła ogromny kredyt, wynajmuje spragnionym natury turystom.

#PortretyKobiet. Emilia mieszka w środku Puszczy Knyszyńskiej. "Zadziałało prawo przyciągania"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne
Anna Podlaska

28.07.2020 08:19

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Jak sama mówi, jest jedyną z niewielu kobiet w Białymstoku, która samodzielnie prowadzi biznes gastronomiczny. 33-latka oprócz restauracji, kawiarni, mobilnych barów, zainwestowała ostatnio w agroturystykę w sercu Puszczy Knyszyńskiej (woj. podlaskie). Choć w przedsięwzięciu pomogli jej rodzice, podkreśla, że nigdy nie mieli łatwo. "Kiedyś mieszkaliśmy w takich warunkach, że wstydziłam się zaprosić znajomych" – mówi WP Kobieta Emilia Andrzejewska. Dziś dalej nie jest typem księżniczki, która odcina kupony, choć jej dorobek robi wrażenie. Twardo stąpa po ziemi, jak jedzie na wymarzone wakacje, to tylko z plecakiem, a najbardziej jest dumna ze zrealizowanych projektów społecznych.

Anna Podlaska, WP Kobieta: Ewidentnie masz żyłkę przedsiębiorcy. Od 12 lat z powodzeniem rozwijasz własne biznesy, które są prowadzone z coraz większym rozmachem.

Emilia Andrzejewska, właścicielka agroturystyki "Maciejówka" i kawiarni "Baristacja":

Zaczęło się po zdanej maturze. Napisałam CV i złożyłam aplikację do restauracji w Białymstoku. Chciałam być pomocą kuchenną. Z rozmowy wyszło, że właściciel otwiera również kawiarnię i potrzebuje nowego zespołu. Zostałam zatrudniona jako kelnerka i baristka. Po roku byłam kierownikiem. Za jakiś czas zrealizowałam, już poza kawiarnią, pierwsze zlecenie. To był przypadek.

Co to było?

Kiedyś zadzwoniła do mnie klientka i poprosiła o zorganizowanie baru kawowego na weselu, to było 15 lat temu. Nikt o takich atrakcjach nie myślał. Ale ona się upierała, że to jej marzenie. Wiedząc, że menadżer mojej kawiarni nie podejmie się realizacji, postanowiłam jej pomóc – mogę powiedzieć, że zaryzykowałam. Miałam wszystko pożyczone: obrusy, młynki, filiżanki, ekspres. Udało się i złapałam bakcyla.

Wszystko wydaje się być u ciebie bardzo proste i oczywiste.

Działałam bardzo zachowawczo. Jak do Polski weszły dotacje unijne, zapisałam się na kurs pisania biznesplanu i otrzymałam pieniądze, 39 tys. złotych, na własną działalność. Kupiłam sprzęt, dodatkowo fontanny czekoladowe i tak się zaczęło. Cały czas byłam zatrudniona na etacie, dopóki ilość zamówień się nie zwiększyła. Później poświęciłam się już tylko mobilnym barom kawowym. Po kilku latach otworzyłam własną kawiarnię w centrum Białegostoku.

Emilia w "Maciejówce"
Emilia w "Maciejówce"© Archiwum prywatne

Kobieta w biznesie typowo męskim. Nadal nie założyłaś rodziny, czy tak cię pochłonęła praca, że nie masz życia prywatnego?

Jakbym oddzielała życie zawodowe od prywatnego, to miałabym już pewnie trójkę dzieci i męża, a nie mam. Biznes pochłania dużo czasu. Zwłaszcza gastronomia ma to do siebie, że musisz być fizycznie obecny lub po prostu dostępny. Ja mam szczęście do ludzi, ale i tak nie obyło się bez wpadek. Teraz rozwijam nowy projekt, na który mam gigantyczny kredyt. Mieszkam w środku puszczy, pod namiotem, bo wszystkie domki są zajęte - co mnie oczywiście ogromnie cieszy. Nie mogę sobie pozwolić, aby odpuścić, kiedy odbijamy się po pandemii. A ona dała mi w kość.

Do agroturystyki i pandemii wrócimy. Z jakimi wpadkami musiałaś się zmierzyć?

Prowadzenie biznesu to, w mojej opinii, kombo różnych cech. Trzeba mieć niesamowitą wiarę w to, co się robi, trzeba być i realistą, ale też optymistą. Trzeba być kreatywnym, a zarazem poukładanym. Przede wszystkim nie można się poddawać. Miałam kiedyś sytuację, kiedy klientka zamówiła 10 tortów. Mój cukiernik stwierdził, że do pracy nie przyjdzie. Miałam kilka wyjść, albo zadzwonić do pani w dniu wesela i powiedzieć, że zwracam zaliczkę, bo tortów nie będzie, mogłam też siedzieć i płakać. Zakasałam jednak rękawy, obejrzałam kilka tutoriali na YouTube i zrobiłam sama te torty. Tak później zaczęła się moja przygoda z kolejnym biznesem, czyli pieczeniem torów na zamówienie.

Rozumiem, że torty były smaczne?

Tak (śmiech). Dlatego weszły na stałe do oferty kawiarni.

Wpadka duża, ale nie wywróciła biznesu do góry nogami. Największy sprawdzian dla ciebie to była pandemia.

Przechodziłam trudny okres w życiu zawodowym z powodu lockdownu. Musiałam przeprowadzić pierwsze bardzo poważne rozmowy ze współpracownikami, byłam załamana. Ale kawiarni nie zamknęłam, aby utrzymać zespół.

Wtedy też zapłonęła Biebrza. Jestem wrażliwa na piękno przyrody. Z przerażeniem pomyślałam o tym, że Puszcza Knyszyńska też mogłaby zapłonąć. W mediach społecznościowych udostępniłam zdjęcie, które mnie poruszyło, przedstawiało strażaków na służbie. Dodałam osobisty wpis, a reakcje na niego urosły jak kula śniegowa. Zaczęto pisać do mnie, jak można pomóc. Na kilka dni stałam się centrum dowodzenia w organizacji opatrunków, napoi izotonicznych, płynów do dezynfekcji ran, dla strażaków walczących z żywiołem. Pojechałam do nich, skontaktowałam ze sobą wielu ludzi.

Ta akcja z Biebrzą mnie uratowała. Skupiłam się tylko na działalności społecznej i to mnie bardzo podniosło. Zrozumiałam, że to jest dla mnie ważne w życiu i to daje mi prawdziwą satysfakcję. Z tego właśnie jestem najbardziej dumna. Uświadomiłam sobie, że wielkie rzeczy mogą się zadziać z czegoś pozornie małego. Trzeba tylko dać temu czemuś impuls.

Aktualnie współpracujesz z nauczycielami, którzy wspierają dzieci z rodzin patologicznych i nie tylko.

Współpracujemy z "Podwórkowymi Wychowawcami". To projekt, który funkcjonuje w Białymstoku. Pedagodzy opiekują się w czasie wakacji dziećmi z rodzin patologicznych. Każde osiedle ma swojego opiekuna, który organizuje kreatywnie czas.

Pierwsze warsztaty w "Maciejówce", w ramach projektu, to był obóz typu survival. Ostatnio odbyły się warsztaty z malowania budek dla ptaków.

"Maciejówka" to właśnie to twoje miejsce na ziemi. Wymarzyłaś je.

Agroturystyka w środku Puszczy Knyszyńskiej to również przypadek. Ogłoszenie w gazecie znalazł mój tata. Pojechaliśmy i zobaczyliśmy to miejsce. Cena względem wielkości inwestycji była bardzo atrakcyjna. Zaczęliśmy się nad tym poważnie zastanawiać.

No i padło na to, aby w to wejść. Wzięłam ogromny kredyt, w realizacji przedsięwzięcia pomogli mi rodzice. To jest teraz moje miejsce.

Ciekawą rzeczą jest, że jak już "Maciejówka" była, to zorientowałam się, że marzenie o posiadaniu takiego miejsca spisałam kilka miesięcy wcześniej do swojego notatnika. O domu z werandą, gdzie można pić herbatkę, w środku lasu. I to jest ten dom! Zadziałało prawo przyciągania.

Warto marzyć. Wymyśliłaś, że będą tu wesela. Pandemia zmieniła kierunek działalności.

Wcześniej stawialiśmy na wesela, na imprezy okolicznościowe, teraz dominują noclegi w środku puszczy. Hitem stały się wesela w plenerze. Mamy śluby symboliczne, humanistyczne – to dla mnie nowość, wcześniej uczestniczyłam w organizacji tradycyjnych przyjęć. Wesela są teraz mniejsze, rodzinne i bardziej na luzie. To jest inny klimat. To wyszło po pandemii i dla mnie to jest na plus.

Czy jest coś, w czym czujesz się słabsza?

Życie prywatne to jest ten obszar, z którego nie jestem do końca zadowolona. Ale ostatnio poznałam Łukasza, który pomaga mi popatrzeć z dystansem na sprawy zawodowe. Bardzo wpłynął na moje postrzeganie biznesu, że to nie życie.

Kiedyś potrafiłam wziąć plecak i wyjechać na miesiąc do Kolumbii, chciałabym znów móc tak podróżować – na razie obowiązki trzymają mnie na miejscu. Chciałabym też założyć rodzinę. Kto wie, może najlepszą dla mnie koncepcją jest po prostu "niespodzianka".

Komentarze (170)