Poświęciły się wychowaniu dzieci. Teraz nie mają z czego żyć
Zrezygnowały z pracy, by zajmować się dziećmi. Przez lata były na utrzymaniu mężów i nie przewidziały, że taki stan nie będzie trwać wiecznie. Po rozwodzie, by mieć z czego żyć, musiały szukać pracy, a ciężko być praktykantką w wieku 50 lat. - Namawiam kobiety, żeby pod żadnym pozorem nie rezygnowały z pracy całkowicie – mówi specjalistka w rozmowie z WP Kobieta.
08.04.2022 | aktual.: 10.04.2022 15:16
Choć Julianna zawsze była samodzielną i niezależną kobietą, to słowa powtarzane przez Witka, że po ślubie jego piękna żona nie będzie musiała pracować, miło ją łechtały. –Byłam wtedy managerką w dziale marketingu międzynarodowej korporacji, moja kariera rozwijała się dynamicznie, ale po ślubie chciałam dokończyć budowę domu, zajść w ciążę i urodzić dziecko, a przy tym wszystkim nie martwić się o służbowy kalendarz – opowiada 53-letnia obecnie Julianna.
– Mąż zarabiał tyle, że mogliśmy sobie na to pozwolić. Gdy patrzę na moje małżeństwo z perspektywy czasu, widzę, że sygnały tego, co się miało wydarzyć w przyszłości, pojawiały się już w okresie narzeczeństwa i były bardzo wyraźne. Niestety ignorowałam je. Witek zawsze bardzo interesował się innymi kobietami i flirtował z nimi otwarcie, nawet przy mnie. Do tego wielokrotnie powtarzał, że mam taki piękny dom, zadbany ogródek i nic nie muszę robić, bo jestem grzeczną dziewczynką. Śmiałam się z tego, choć zawsze, gdy to mówił, czułam nieprzyjemny ścisk w żołądku. Tak, jakbym przewidywała, że te dobre czasy kiedyś się skończą.
Pozew o rozwód złożyła Julianna, gdy odkryła, że jej mąż ma kolejną kochankę. – To była już piąta czy szósta, z którą go nakryłam na smsach. Nie mogłam i nie chciałam dłużej tak żyć, choć wtedy nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo moje życie się zmieni… Jak się okazało, Witek wiedział – wspomina kobieta.
- Chciałam przede wszystkim, żeby sąd wydał wyrok, w którym stwierdzi, kto jest winny rozpadu małżeństwa. Mój mąż zagroził, że jak nie zmienię powództwa, to puści mnie z torbami. Początkowo śmiałam się z tych gróźb, ale dość szybko okazało się, że dom i działka należą tylko do niego, bo grunt kupił przed zawarciem małżeństwa. Dom budowaliśmy co prawda wspólnie, ale też jeszcze zanim powiedzieliśmy sobie tak, więc formalnie również należał do męża. Mogłabym się sądzić o ten kawałek majątku, ale musiałabym wykazać, że ponosiłam koszty związane z budową domu. A jak to zrobić po dwudziestu paru latach? Tymczasem Witek twierdził, że dom należy się jemu, bo przecież nie dołożyłam do tego złotówki. Wyszło na to, że nie mam nic. Żadnych oszczędności, zaskórniaków, żadna część – jak sądziłam - naszego wspólnego majątku nie należała do mnie. Bo wszystko albo było jego, albo jego rodziców.
Stażystka po pięćdziesiątce
Julianna zgodziła się na rozwód bez orzekania o winie w zamian za mieszkanie. Z pięknego domu pod Warszawą przeniosła się na blokowisko. Bez pracy i środków do życia. - Mam wyższe wykształcenie, ale od ponad 20 lat nie pracowałam. Nie mam co liczyć na emeryturę, bo nie płaciłam składek – wylicza Julianna. – Za wychowanie trójki dzieci, które teraz są już prawie dorosłe, nic od państwa nie dostanę. Gdybym urodziła ich co najmniej czworo, mogłabym liczyć na matczyną emeryturę, która teraz wynosi ok. 1200 zł miesięcznie. Bez pomocy moich rodziców nie miałabym z czego żyć. Znajoma załatwiła mi płatny staż w agencji marketingowej. Zarobię grosze, ale dobre i to.
Zdaniem Anny Kalinowskiej, psycholożki biznesu, powrót na rynek pracy po ponad 20-letniej przerwie to zadanie niezwykle trudne, a rezygnowanie z pracy zawodowej to zawsze duże ryzyko. – Znam wiele kobiet, które zdecydowały się na taki krok i potem tego żałowały – opowiada psycholożka. – Nie tylko z powodu takiej dramatycznej sytuacji, że po rozwodzie kobiety nie mają prawa do wypracowanego wspólnie z mężem majątku. Wiele z nich po latach dochodzi do wniosku, że nie tylko nie mają własnych pieniędzy, ale także nie rozwinęły się, nie nawiązały nowych relacji, nie osiągały zawodowych celów. Praca daje niezależność nie tylko finansową, ale też osobistą i to w szerokim tego słowa znaczeniu.
Co druga matka nie wraca do pracy
54-letnia Jola jest pedagożką szkolną, ale zajmuje się pomaganiem dzieciom dopiero od pięciu lat. – Co prawda po studiach pracowałam przez rok, ale wyszłam za mąż, urodziłam Michalinę i zajęłam się domem – wspomina kobieta. – Próbowałam wrócić po urlopie macierzyńskim do pracy, ale mała bardzo chorowała, więc ciągle byłam na zwolnieniu. A ponieważ mój mąż zarabiał dość dobrze, zdecydowaliśmy, że lepiej żebym została w domu niż żyła w rozdarciu między opieką nad dzieckiem a pracą, zwłaszcza, że w szkole za pracę na pół etatu dostawałam marne grosze.
Jola chciała wrócić do pracy, gdy Michalina poszła do przedszkola. Dziewczynka jednak ciągle przynosiła do domu coraz to nowe infekcje, jak większość przedszkolaków w czasie pierwszego roku edukacji. I to uniemożliwiało jej pracę. Mimo że Michalina ma teraz 20 lat, to w sprawie powrotu kobiet do pracy po urlopie macierzyńskim niewiele się przez ten czas zmieniło. Jak wynika z raportu "Macierzyństwo a aktywność zawodowa" opracowanego przez Fundację Rodzic w mieście w 2021 roku, blisko 50 proc. matek dzieci do lat trzech nie wraca do pracy z powodu braku dostępu do opieki nad maluchami. Dla kobiet najtrudniejsze jest łączenie obowiązków rodzicielskich i zawodowych i to jest główny powód rezygnowania z pracy po urodzeniu dziecka. Tymczasem zaledwie mniej niż̇ 1 proc. ojców zdecydowało się̨ na skorzystanie z urlopu rodzicielskiego w 2019 roku.
- Potem urodziłam drugą córkę, o którą na dodatek długo się staraliśmy, więc znowu nie było jak zająć się karierą. Zwłaszcza, że mój mąż przekonywał mnie, że wystarczy, że on pracuje i poświęca życie na siedzenie w biurze – opowiada Jola. – Jak się okazało nie tylko praca go pochłaniała. Ale o tym, że mąż ma tak naprawdę drugą rodzinę, dowiedziałam się później. Myślę sobie, że jednak coś wyczułam, bo zdecydowałam się pójść do pracy niemal tuż przed 50. urodzinami. Miałam szczęście, a wynikało ono z tego, że edukacja w Polsce jest w opłakanym stanie i brakuje specjalistów. Do pracy w społecznej podstawówce jako pedagog szkolny na pół etatu namówiła mnie koleżanka nauczycielka. Okazało się, że w jej szkole nie mogli nikogo znaleźć. Odnalazłam się dość szybko w nowej pracy, ale czułam się jak debiutantka. Na dodatek pensja wyniosła niecałe 2 tys. miesięcznie.
Zobacz także
Praca w czterech miejscach za grosze
Jola o drugiej partnerce męża i ich wspólnym dziecku dowiedziała się w dzień 22. rocznicy śluby. – Od razu złożyłam pozew o rozwód – opowiada. – Po strasznych bojach udało mi się doprowadzić do podziału majątku, na szczęście nie zostałam z dwójką dzieci na lodzie – sąd przyznał mi nasze mieszkanie, mój samochód i domek w górach. Jednak szczęście z wygranej nie trwało zbyt długo – okazało się, że utrzymanie mieszkania, czynsz i rachunki wynoszą więcej niż moje miesięczne zarobki. Ponieważ finansami u nas w domu zarządzał mąż, nie dzielił się wiedzą co do pieniędzy, nie miałam o niczym pojęcia.
Mimo że Jola pracuje w trzech szkołach i poradni psychologiczno-pedagogicznej, ledwo wiąże koniec z końcem. – Płacą mi jak osobie, która nie ma żadnego doświadczenia – mówi kobieta. – Choć i tak dziękuję Bogu, że znalazłam w tym wieku jakąkolwiek pracę. Ale kariery już nie zrobię. Przede wszystkim muszę nadgonić wieloletnie zaległości, żeby być na czasie.
Zdaniem Anny Kalinowskiej, warto ustalić już na początku małżeństwa zasady podziału pracy i płacy, tak, żeby kobieta, która zajmuje się domem i dziećmi nie wykonywała darmowej pracy, z której nic później oprócz satysfakcji nie ma. – Moje klientki namawiam do nierezygnowania z pracy. Warto znaleźć jakieś zajęcie na pół, a nawet na ćwierć etatu. Mieć kontakt ze światem zewnętrznym, robić coś, co rozwija, pozwala utrzymać się na rynku pracy. Nawet wtedy, gdy dzieci są małe. A jeśli już ma się przerwę w pracy spowodowaną wychowaniem potomstwa, to warto postarać się wrócić do życia zawodowego jak najszybciej.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!