Pożar escape roomu w Koszalinie. Minęły dwa lata od tragedii, a sprawa nadal jest niewyjaśniona

4 stycznia 2019 roku doszło do pożaru w jednym z koszalińskich pokoi zagadek. W środku znajdowało się pięć dziewczynek, które zginęły na miejscu. Ich rodzice mają mnóstwo zastrzeżeń co do przebiegu śledztwa, a organizator escape roomu wyszedł z aresztu niecałe dwa miesiące temu.

Escape room KoszalinWnętrze spalonego escape roomu w Koszalinie
Źródło zdjęć: © East News
Klaudia Stabach

"Tata, pożar!" - to były ostatnie słowa, które usłyszał Adam Pietras od swojej córki. Przerażona 15-latka połączyła się z nim z zamkniętego pokoju zagadek, gdzie była razem z czterema koleżankami. Nastolatki zdążyły jeszcze zadzwonić na telefon alarmowy i poinformować o pożarze budynku, z którego nie mogły się wydostać. Wszystkie zginęły na miejscu.

Sprawą zajęła się Prokuratura Okręgowa w Koszalinie, która do tej pory ustaliła, że bezpośrednią przyczyną pożaru było rozszczelnienie butli gazowej zainstalowanej w piecyku ogrzewającym budynek, a dziewczynki zatruły się tlenkiem węgla.

Na miejsce przyjechali strażacy, ale nie udało im się uratować nastolatek uwięzionych w pomieszczeniu bez klamki. Z kolei policja szybko ustaliła, że budynek nie spełniał wymogów – stwierdzono brak dróg ewakuacyjnych, nieprawidłową formę ogrzewania.

Jeszcze tego samego dnia zatrzymano Miłosza S., organizatora pokoju zagadek. Wówczas 28-letni mężczyzna usłyszał zarzuty umyślnego stworzenia niebezpieczeństwa pożaru i nieumyślnego spowodowania śmierci nastolatek.

Dziesięć miesięcy później zatrzymano trzy kolejne osoby. Babcię Miłosza S., na którą była zarejestrowana firma, jego matkę, która pomagała w prowadzeniu działalności oraz współpracownika – Radosława D. Co ciekawe, mężczyzna początkowo zapewniał policję, że był na miejscu i bezskutecznie próbował ratować klientki, ale później okazało się, że w chwili wybuchu pożaru przebywał poza budynkiem. Prawdopodobnie wyszedł do sklepu.

Dziś od tragicznego wydarzenia mijają dokładnie dwa lata, ale śledztwo w sprawie trwa. Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Koszalinie przyznaje w rozmowie z nami, że dochodzenie przeciąga się, bo przebieg opóźnił koronawirus. – Czekamy na opinię dotyczącą działania służb ratunkowych i medycznych. Jest to ostatnia opinia potrzebna do zamknięcia śledztwa. Biegli z uwagi na stan epidemii nie byli w stanie jej opracować i poprosili o dodatkowy czas – tłumaczy prok. Ryszard Gąsiorowski.

Tymczasem Jarosław Pawlak, ojciec Julki, uważa, że są to celowe działania, które mają na celu zatuszowanie błędów popełnionych przez służby. – Staż pożarna zajęła się przede wszystkim gaszeniem ognia, a nie ratowaniem naszych dzieci – mówi w rozmowie z WP Kobieta.

Mężczyzna twierdzi tak praktycznie od samego początku śledztwa. - Są słowa świadków, którzy mówią, że akcja była kompletnie nieudolna, że stojący z boku ludzie krzyczeli, żeby zaczęli się ruszać. Było mnóstwo możliwości dotarcia do dzieci, bardzo szybko. To nie był żaden labirynt, jak komunikowano w mediach. Wręcz przeciwnie, dziewczynki znajdowały się 2,7 metra od okna - wyjaśnia.

Rodzice Karoliny, Wiktorii, Julki, Małgorzaty i Amelki prosili prokuraturę o zbadanie tej kwestii, a ponadto zaczęli prowadzić śledztwo na własną rękę. To właśnie oni odkryli, że monitoringi nie były prawidłowo zabezpieczone oraz odnaleźli cenne dowody na wysypisku śmieci, m.in. telefon Radosława D., który kłamał w zeznaniach.

- Nie chcę mówić o wszystkim, o czym wiemy, bo śledztwo trwa, ale mamy wiele znaków zapytania, np. przesłuchanie dyspozytorki, która odebrała telefon od naszych córek. Ta kobieta została wezwana dopiero 20 miesięcy po zdarzeniu. Podobno z uwagi na zachowanie ciągłości pracy dyspozytorni – zauważa tata Julki, Jarosław Pawlak. Rzecznik prokuratury twierdzi, że wcześniej nie było takiej potrzeby. – Zabezpieczyliśmy nagranie rozmowy, ale widocznie coś jeszcze wymagało uzupełnienia – mówi nam prok. Ryszard Gąsiorowski.

Córka Jarosława Pawlaka i jej koleżanki zginęły 4 stycznia 2019 roku, ale w jego sercu ta tragedia jest wiecznie żywa. Mężczyzna podkreśla, że nie chce już poruszać sprawy w mediach, bo zauważył, że ludzie i tak interesowali się nią tylko przez chwilę. – Znajomi pytają: "Jak, lepiej ci już?". Co to za pytanie? Straciłem córkę! To nie była śmierć matki czy ojca, tylko dziecka – mówi zirytowany.

Złość w ojcu Julki potęguje fakt, że organizator escape roomu jest na wolności. Miłosz S. wyszedł z aresztu 10 listopada listopada 2020 roku. Sąd Apelacyjny w Szczecinie uznał, że na tym etapie śledztwa nie ma potrzeby przedłużania aresztu dla podejrzanego. - Ten człowiek nie dosyć, że jest na wolności, to jeszcze załatwił sobie ochronę policyjną. Wożą go wszędzie – relacjonuje Jarosław Pawlak.

- Czy usłyszeli państwo przeprosiny z jego strony? – pytam.

- Co? Oczywiście, że nie.

Prof. Dudek o szczepieniach polityków: Nie powinniśmy uprawiać żadnej hipokryzji

Wybrane dla Ciebie

Byli razem 11 lat. Mało kto wie, kim jest jego obecna żona
Byli razem 11 lat. Mało kto wie, kim jest jego obecna żona
Jesienią są lekceważone. Mogą ukrywać się w tym miejscach w domu
Jesienią są lekceważone. Mogą ukrywać się w tym miejscach w domu
Związała się z o 31 lat młodszym. Tak o nim mówiła
Związała się z o 31 lat młodszym. Tak o nim mówiła
Jej córka obchodzi 23. urodziny. Kiedyś trafiła do domu dziecka
Jej córka obchodzi 23. urodziny. Kiedyś trafiła do domu dziecka
Grzybowa "gorączka złota". Są warte nawet 2 tys. zł
Grzybowa "gorączka złota". Są warte nawet 2 tys. zł
Nie tylko rajstopy zwracają uwagę. Spójrzcie na jej buty
Nie tylko rajstopy zwracają uwagę. Spójrzcie na jej buty
Jej nowy wpis rozdziera serce. Tak pożegnała Wójcika
Jej nowy wpis rozdziera serce. Tak pożegnała Wójcika
Opowiedziała o walce z chorobą. "Siedem bardzo ciężkich lat"
Opowiedziała o walce z chorobą. "Siedem bardzo ciężkich lat"
Na bieliznę zarzuciła marynarkę. W sieci aż huczy
Na bieliznę zarzuciła marynarkę. W sieci aż huczy
Piękne imię wymiera. W 2024 roku nazwano tak tylko 17 dziewczynek
Piękne imię wymiera. W 2024 roku nazwano tak tylko 17 dziewczynek
Wzięła samoślub w czterdzieste urodziny. Impreza trwała trzy dni
Wzięła samoślub w czterdzieste urodziny. Impreza trwała trzy dni
Pokazała mu, co synowi robili rówieśnicy. "Byłem wbity w fotel"
Pokazała mu, co synowi robili rówieśnicy. "Byłem wbity w fotel"