Poznała go na Tinderze. "Na żywo już mi się tak nie podobasz"
Elena wyhaczyła sobie kolesia na tej apce zwanej Tinder, a z jej słowotoku wynikało, że nie jest zbyt wybredna. Wystarczy ładne zdjęcie, które być może nie zawsze jest prawdziwe, aby szybko przesunęła w prawo, dając tym samym znak, że jest na tak. Publikujemy fragment książki "Randki z Tindera" Sonii Marie.
Fragment książki pochodzi z wydawnictwa Novae Res.
– Spotkanie? – Jasne! Powiedz tylko, kiedy, a będę gotowa! – prawie krzyczała. – Dzisiaj wieczorem, umówmy się na mieście, może coś zjemy i napijemy się dobrego wina. – Brzmi całkiem fajnie jak na pierwszą randkę. Chociaż w wydaniu Eleny bardziej jak na pierwszą, a zarazem ostatnią. – Dziewczyny, ja wam mówię, szykowałam się jak na spotkanie z bogiem. Godzinę wybierałam, w co powinnam się ubrać, żeby wyglądać elegancko, ale też seksownie i pociągająco. Ten koleś jest po prostu niesamowicie przystojny, wysoki, dobrze zbudowany, kaloryfer na brzuchu, a do tego wszystkiego bogaty.
Normalnie nie biorę dzisiaj portfela, bo w końcu trafił się jakiś dżentelmen, który nie postawi jedynie słabego lanego piwa w barze. Ubrałam się w tę, wiecie, moją niebieską sukienkę z cekinami, niesamowicie dopasowaną, a do tego wszystkiego tak napompowaną push-upem, że cycki od razu zyskały dwa dodatkowe rozmiary bez ingerencji chirurga.
– Gorzej, jak mi ją ściągnie, wtedy chyba będzie jedno wielkie rozczarowanie. (…) Przychodzę do tej knajpki, w której się umówiliśmy. Tak sobie idę i myślę, czy on już jest, czy będę pierwsza. Bo trochę przypałowo przyjść pierwszej. Zaczaiłam się za rogiem i patrzę, czy ten koleś już siedzi, żeby zrobić sobie wejście wielkiej królowej. Widzę, że siedzi przy stoliku prawie na środku sali, odwalony, jakby miał iść na procesję w Boże Ciało.
– Koszula wyprasowana w kant, z lekkim niebieskim zabarwieniem. Pasek od razu widać, że za miliony monet tak jak i zegarek. Włoski układane pewnie dłużej, niż malowałam kreskę na oku, normalnie szał ciał mi tam siedział. Podchodzę do niego, żeby się przywitać. Dość nieśmiało mówię "cześć", bo przecież, k..., wrażenie pierwszej damy musiałam o…, żeby padł na kolana. A tu dupa, nie ma buziaka na przywitanie, jedynie przyjacielski uścisk, jakby szedł z kolegami na mecz. Na spokojnie myślę sobie: Weź, laska, nie pękaj, przecież to może być stres.
Siadam i czekam, aż podejdzie kelner, żeby zamówić coś do picia. Generalnie koleś jest niesamowicie przystojny, lepszy niż na wszystkich fotkach, które mi wysłał. No i się zaczęło. Gadka się, k…, od początku nie za bardzo kleiła i nie mam pojęcia, o co chodziło. Zamawiam kolejny kieliszek wina, bo przecież już chyba na trzeźwo nie zniosę takiej żenady. Koleś, zamiast wina, zaczął sobie zamawiać whisky. Najprawdopodobniej chyba też wiedział, że lepiej szło, jak pisaliśmy.
Najlepsze, kumajcie pajaca, mówi do mnie: Słuchaj, fajna z ciebie laska, ale na żywo to mi się tak nie podobasz, bo wyglądasz inaczej. Znowu mój wewnętrzny głos mówi: Uspokój się. Dlatego sobie myślę: No, koleś, kurwa, nie zapędzaj się. Przecież co on sobie myślał? Że wyślę mu jakąś fotkę bez wcześniejszego wygładzania twarzy czy co? – Śmiech. – Mówię mu bardzo grzecznie, że to niemiłe, co do mnie powiedział, i że w takim razie nie rozumiem, co on tu jeszcze robi. Dlaczego w dalszym ciągu wciąż razem spędzamy ten wieczór? To on mówi: Jak już jestem, to możemy sobie posiedzieć i popić, bo i tak zmarnowałem wieczór.
Dziewczyny, spokojnie! Wiem, że kompromitacja niesamowita, ale on mi się dalej podobał i generalnie nie spieszyło mi się do domu, bo i tak piłam za jego. Czułam w pewnym momencie, że mam już dość, że jeszcze jeden kieliszek zwali mnie z nóg i koleś będzie musiał targać zwłoki, na dodatek takie, które mu się nie podobają. – Śmiech.
– Uwaga! Ku mojemu zaskoczeniu nie okazał się skończonym dupkiem, bo zaproponował, że odprowadzi mnie do domu. Dlaczego nie? Przynajmniej będzie mi się raźniej wracało. Wtedy miałam wrażenie, że i gadka nawet lepiej zaczęła się kleić. Stoimy przed moim blokiem, a on nic – ani cześć, ani do widzenia, ani pocałuj mnie w tyłek, tylko stoi. Zapytałam, czy wejdzie. Bez oporu. Na chwilę mogę wejść, powiedział. Zdążyłam już po drodze wytrzeźwieć.
Noc była dość ciepła, więc mu mówię, że usiądziemy na balkonie i może jeszcze po lampce wina się napijemy. Zero sprzeciwu z jego strony, więc jako dobra gospodyni mojego domu nawet lekką przekąskę na szybko ogarnęłam i usiadłam z nim na balkonie. Po chwili mówię do niego, że już jest w zasadzie późno, że muszę rano wstać, więc jeśli chce, możemy się spotkać innym razem i dokończyć rozmowę. – Śmiech. – On mi wyskakuje z tekstem: Jestem strasznie zmęczony i dużo wypiłem, więc zostanę u ciebie na noc, a rano pojadę, bo zostawiłem samochód obok tej knajpki, w której byliśmy.
Myślę sobie: No jak ja mam go wywalić, jak on nie chce wyjść? Normalnie powiem wam, dziewczyny, odjazd roku. Widzę, że nie jest jakiś skory do zbliżenia, więc jak kuzynowi robię łóżko w dużym pokoju i idę się położyć w sypialni. Mimo upojenia, w którym się znajdowałam, za nic w świecie nie byłam w stanie zasnąć, bo cały czas miałam w głowie myśl, że on leży w pokoju, gdzie trzymam całą biżuterię, komputer, tablet i wszystko, za co mogłabym od nowa ułożyć sobie życie. Na paluszkach idę do pokoju i kładę się koło niego ukradkiem. Mówię, że trochę chciałabym się do niego poprzytulać, jak już tu jest.
Na szczęście znów zero oporów. – Śmiech. – Chyba znowu zaczęłam mu się podobać po tej ilości alkoholu, jaką w siebie wlał tego wieczoru. Ale wiecie, jak ja już tak leżałam koło niego, to sobie myślę, co jakiś koleś z Tindera będzie mnie obrażał, jak ja wyglądam. Przecież on leży w mojej chacie, w moim łóżku. Generalnie walić! Więc delikatnie rozpinam mu rozporek, a przy tym wyczuwam, czy mogę go pocałować. Znowu nie odmawia. W końcu całujemy się dość namiętnie i coraz głębiej sięgam do jego gaci w poszukiwaniu kolejnego osobnika tego wieczoru. Znalazłam go i nawet był dość gotowy.
Myślę sobie: Dobra, najgorsze za nami i teraz to już pójdzie z górki. – Śmiech. – Rozochocił się dosyć mocno, jak ja, bo zaczął mnie też delikatnie rozbierać i ocierać się o mnie, sapiąc przy tym niczym maratończyk. Schodzę niżej i sobie myślę, że nigdy więcej już go nie zobaczę, więc w zasadzie nic strasznego, jak zrobię mu laskę. (...) A potem to już same wiecie, Kamasutra wymięka, nagle byłam aktorką w filmie biograficznym o gimnastyczkach, bo nawet nie wiedziałam, jak elastyczna mogę być.
– Śmiech. – Wiecie, byłam dosyć zdziwiona, że nie był to jakiś krótki dystans, a nawet kilkanaście minut pociągnął, zanim wreszcie, wydawszy ostatni jęk, niczym Shrek w swojej kuwecie, odleciał do Krainy Oz. – Śmiech. – Wzięło się pajacowi na przytulanki i romantyczne uniesienia. Delikatnie muskając moje włosy i czoło, zaczął się zachowywać niczym zakochany szczeniak.
Patrzyłam mu głęboko w oczy, delikatnie dotykając jego ramienia i… – Napięcie, wstrzymane oddechy wszystkich dziewczyn, co ona teraz powie.
– Zapewne chciał usłyszeć, jaki to z niego niebiański ogier, jak potrafił mnie zaspokoić i jak to jest hojnie obdarzony przez naturę. Niestety dla niego, a ku chwale zwycięstwa dla mnie, mówię mu, seksownie zachrypniętym głosem: Wiesz, tak naprawdę to mi się wizualnie w dalszym ciągu bardzo podobasz i w ogóle nie odbiegasz wizerunkiem od tego, co było na zdjęciach. Ale nie potrafisz całować, a co najważniejsze, masz bardzo małego, chyba najmniejszego, jakiego w życiu widziałam, więc po prostu ubierz się i w... Szach-mat, moje panie, jednak wyszłam z twarzą i godnością z tej sytuacji – oznajmiła Elena, bardzo zadowolona z tego, jak z podniesioną głową, upojona swoją własną chwałą, przodowała w bardzo nierównej walce tego wieczoru.