Pracował w TVP. "Trzy lata milczałem, ale dłużej nie mogę"
W 2016 r. Jakub Kwieciński zasłynął teledyskiem do piosenki Roxette. Stworzył go wraz ze swoim partnerem, dziś mężem, Dawidem Myckiem. Od tamtej pory walczy z homofobią i robi wszystko, by jego związek był wreszcie legalny w Polsce. Dziś pisze o TVP, gdzie spędził kawał zawodowego życia. "Przez te 3 lata widziałem naprawdę wiele" – pisze.
W godzinę na post Kuby zareagowało prawie 2 tys. osób. Opisał w nim, co działo się w telewizji publicznej, gdy jej szefem został Jacek Kurski. "8 lat pracowałem w miejscu, które kiedyś można było nazwać TELEWIZJĄ, a dziś częściej mówi się: szczujnia, propagandówka, czy ściek. Najtrudniejsze były trzy ostatnie lata po zmianie prezesa" – zaczyna swój wpis Kwieciński. I bez ogródek przechodzi do wyliczania sytuacji, które – jego zdaniem – nigdy nie powinny mieć miejsca.
"Kilku rzeczy nie zapomnę nigdy. Gdy nagle na dzień przed emisją jednego z gotowych filmów dokumentalnych o 'Solidarności' przychodzi rozkaz z samej góry: usunąć z niego ujęcia z Wałęsą, a wstawić ujęcia z Lechem Kaczyńskim. Wyszedłem. Zrobił to ktoś za mnie" – twierdzi były pracownik TVP. "Widziałem jak z mojego spotu o polskiej drodze do wolności wymazywano kolejno: Mazowieckiego, Geremka, Kuronia i Wałęsę. Zamiast nich wklejano Smoleńsk i braci Kaczyńskich. To było jak pisanie historii od nowa" – czytamy dalej.
Pracował w TVP – mówi, co miał tam widział
Kwieciński pisze, że to tylko niewielki ułamek tego, czego był świadkiem. "Były osobiste interwencje prezesa w treści gotowych programów po telefonach od partyjnych kolegów, były produkcje programów na polityczne zamówienie, było zdejmowanie filmów na godziny przed emisją, wydawanie milionów na kolejne projekty opraw graficznych tylko po to, aby znajomi prezesa mogli zarobić, czy rozkazy, aby wymieniać aktorów w niemal ustalonych już produkcjach. To wszystko, o czym każdy podejrzewa te instytucje – ja to widziałem na własne oczy" – przekonuje Jakub.
Autor mocnego wpisu wyjaśnia, że kiedyś inaczej wyobrażał sobie pracę dziennikarza. Twierdzi, że na Woronicza zapomina się o etyce, bezstronności i solidarności zawodowej. Po tym, jak z TVP zniknęli Piotr Kraśko i Beata Tadla, miał zapytać pewnego prezentera, czy odejdzie razem z nimi i w taki sposób okaże im wsparcie. "Usłyszałem odpowiedź: 'Wiesz, przeszło mi to przez głowę, ale potem się zastanowiłem czy oni zrobiliby coś takiego dla mnie? I zostałem'" – wspomina rzekomą rozmowę sprzed lat.
Kwieciński uważa, że ów prezenter, którego nazwiska nie podaje, wcale nie odstawał od reszty. "Niegdyś porządni dziennikarze - dziś ludzie z przetrąconymi kręgosłupami, którzy boją się spojrzeć w lustro. Dziennikarskie zombie, które tkwią w chocholim tańcu na cześć i chwałę prezesa" - ocenia gorzko dawnych kolegów. Swój wpis tłumaczy frustracją i złością, jaką poczuł w dniu protestu mediów, gdy wszędzie pojawiały się czarne plansze – ale nie w TVP.
"Wyobraziłem sobie, że może nam zostać tylko ta karykatura telewizji, to wiem, że nie możemy do tego dopuścić. To nie jest Telewizja, tam nie pracują dziennikarze i tam nie ma nawet kawałka prawdy. Jeśli pozwolimy władzy wykończyć prywatne media zostanie nam już tylko TV KŁAMSTWO" – kończy Kuba.