Blisko ludziPracowała w Straży Granicznej. Mówi, co powinna zrobić Polska

Pracowała w Straży Granicznej. Mówi, co powinna zrobić Polska

Kryzys na granicy polsko-białoruskiej trwa. Emerytowana funkcjonariuszka Straży Granicznej, Izabela Janas, opowiedziała w rozmowie z "Wysokimi Obcasami", co uważa na temat działań jej młodszych kolegów.

Straż Graniczna w Polsce działa od 1991 roku
Straż Graniczna w Polsce działa od 1991 roku
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Hukalo
oprac. KSA

29.11.2021 11:44

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Od kilku miesięcy na granicę polsko-białoruską docierają migranci, którzy pragną przedostać się do zachodniej części Europy. Większość z nich to ofiary podstępnego działania reżimu Łukaszenki, który dąży do destabilizacji w Unii Europejskiej.

Izabela Janas cieszy się, że nie jest już czynna zawodowo i ze smutkiem obserwuje działania swoich młodszych kolegów i koleżanek. "Brakuje doświadczenia, a z drugiej strony – czy ktoś chce, czy nie – władza demoralizuje, a kiedy nosi się mundur, to jakąś władzę się ma" - powiedziała w rozmowie z "Wysokimi Obcasami".

"Nie wiem, jak jest teraz, ale ja miałam bardzo dużo szkoleń z zakresu antyterroryzmu. [...] Ciągłe pompowanie tego typu wiedzy powoduje, że człowiek staje się cały czas czujny. Do tego inaczej działa się w pojedynkę, a inaczej w grupie, zwłaszcza nabuzowanej. Wszystko to jest ciężkie, wpływa na psychikę" - dodała.

Izabela Janas odniosła się również do faktu, że wśród migrantów przeważają młodzi mężczyźni. "Starsi po prostu zostają na miejscu, to jest całkowicie normalne, że wysyła się młodych, by spróbowali zorganizować lepsze życie" - skomentowała.

Sposób sprzed lat

Była funkcjonariuszka opowiedziała o rozwiązaniu, które było zastosowane w latach 90., gdy do Polski przybyło wielu osób z terenów byłej Jugosławii. "Zabieraliśmy ich do ośrodków i sprawdzaliśmy, kim są. Oni przybywali tu, żeby przedostać się dalej, na Zachód albo w ogóle do USA. Często były to osoby zamożne, mające tam rodzinę, a pojawili się u nas, bo to był najtańszy sposób. I potem czekali na decyzję, pozytywną lub negatywną. Pamiętam, że część z nich odsyłaliśmy z powrotem, bo to normalne, że nie wszyscy zostają wpuszczeni" - wspominała.

Janas podkreśla, że wtedy też była fatalna pogoda, ale dało się zorganizować pomoc. "Śniegi takie, że samochody wpadały w zaspy. Stworzono nam możliwości, mieliśmy biura w wielkich halach sportowych, dostarczano suchy prowiant i ciepłe posiłki, wszystko, co trzeba" - podkreśliła, sugerując, że dzisiaj również można pomóc. "Nie trzeba nawet nikogo zatrudniać, Straż Graniczna jest liczna, a mamy jeszcze przecież WOT, wystarczyłoby stworzyć może więcej punktów wydających decyzje administracyjne oraz dodatkowe szkolenia" - czytamy w "Wysokich Obcasach".

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Komentarze (16)