Wytrzymała 2,5 roku. Mówi, co dzieje się w nocy na stacjach paliw

- Pewien klient, albo pijany, albo pod wpływem narkotyków, chciał mnie pobić - mówi Julia Piętka, która wytrzymała na stacji 2,5 roku. Opowiada też o "kolorowych weekendach" i bójkach. - Stacja, na której pracowałam, znajdowała się w centrum. To oznaczało, że wszystkie imprezy kończyły się u nas - dodaje.

Była i obecne pracownice stacji benzynowych opowiedziały o kulisach swojej pracy
Była i obecne pracownice stacji benzynowych opowiedziały o kulisach swojej pracy
Źródło zdjęć: © PAP | Darek Delmanowicz
Dominika Frydrych

06.09.2023 | aktual.: 06.09.2023 08:18

- Pracowałam dwa i pół roku na stacji paliw u franczyzobiorcy, który był odpowiedzialny za ustalanie zasad – opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Julia Piętka. - Mieliśmy dwunastogodzinne zmiany, od ósmej do dwudziestej lub od dwudziestej do ósmej. Codziennie było dokładnie to samo – obsługa kasy, wykładanie towaru na stacji, ewentualna pomoc z tankowaniem, obsługa myjni w razie awarii, przyjmowanie dostaw – wylicza. I dodaje: - Moja stacja była dość mała, na zmianie były dwie, maksymalnie trzy osoby, ale tylko w wyjątkowych sytuacjach, kiedy np. była dostawa towaru.

Szczególnie wymagające są oczywiście zmiany nocne. Trudne sytuacje z klientami, często pod wpływem alkoholu, zdarzały się regularnie. – Pochodzę z dość niedużego miasta, a stacja, na której pracowałam, znajdowała się w centrum. To oznaczało, że wszystkie imprezy kończyły się u nas. Szczególnie weekendy były kolorowe – wspomina Julia.

- Mieliśmy dobry kontakt z ochroniarzami, bo bardzo często musieli do nas przyjeżdżać. Pamiętam na przykład sytuację, gdy na stacji było około 20 osób - po prostu wszyscy przenieśli się do nas po alkohol. Dwóch chłopaków się kłóciło, wyszli na zewnątrz przed dystrybutor i zaczęli się bić. Koledzy próbowali ich rozdzielać, ale skończyło się tak, że przyjechała ochrona i przepędziła ich stamtąd.

Mała kradzież? "Co noc albo dwie"

Julia podkreśla, że mimo wszystko generalnie było w miarę spokojnie, a dużo większym problemem dla pracowników byli złodzieje, szczególnie w okresie letnim. - Praktycznie co noc albo dwie zdarzała się jakaś mała kradzież, głównie piwo czy inne napoje. Ludzie kradną częściej, niż można by przypuszczać. Bardzo często zdarza się też zwykłe gapiostwo, na przykład gdy ktoś odjeżdża po tankowaniu i nie płaci za paliwo. W moim przypadku myślę, że to było średnio raz w tygodniu – mówi kobieta.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Jak wtedy należało reagować? - To zależy od stacji. My akurat mieliśmy taki system, że kiedy zauważyliśmy, że ktoś odjeżdża, chociaż nie zapłacił, albo dopiero po pewnym czasie widzieliśmy, że jest pusty podjazd, a widać jakąś kwotę do opłacenia, to zapisywaliśmy godzinę. Nasz kierownik sprawdzał wtedy wszystko na monitoringu i ewentualnie kontaktował się z policją. Chyba że znał osobę albo widział, że to samochód firmowy, próbował się najpierw kontaktować na przykład z firmą i to uregulować.

Słyszała o "płaceniu Obajtkowi" albo "złodziejskich cenach"

Zdarzają się też nieprzyjemne słowa na temat cen paliw. Mówi o tym Aldona, która pracuje na jednej ze stacji w województwie lubelskim. - Oczywiście większość nic nie mówi, nawet jeśli być może jest wściekła. Ale po dużych podwyżkach bywało, że przy kasie padły pojedyncze teksty o "płaceniu Obajtkowi" albo o "złodziejskich cenach". Pamiętam też, że kiedyś na nocnej zmianie przyjechała para, prawdopodobnie z jakiejś imprezy, mieli na sobie eleganckie ubrania. Pan był ewidentnie podchmielony. I kiedy ona płaciła, on stał obok i prawie robił awanturę, że wydała tyle na paliwo i jakim skandalem są dzisiaj ceny benzyny – opowiada.

Julia rzadziej słyszała takie komentarze. Większym problemem byli pijani klienci. - Odmawianie sprzedaży, a potem słuchanie pretensji, że "wcale nie jestem pijany" to standard – mówi. Raz doszło nawet do niebezpiecznej dla niej sytuacji.

- Pewien klient – albo pijany, albo pod wpływem narkotyków - chciał mnie pobić. Wszedł na stację z własnym piwem w ręce. Ja tego nie zauważyłam. Zobaczyłam, że ma piwo dopiero gdy wychodził - nie wiedziałam, że już z nim wszedł. Krzyknęłam do niego, czy zapłaci za to piwo. On zareagował bardzo agresywnie. Zaczął do mnie krzyczeć: "Co k***a? Jakie ‘zapłaci’? Ty wiesz, z kim rozmawiasz?". Musiałam schować się za kasę, na szczęście w tym momencie kierownik wybiegł i go przegonił. Najadłam się strachu, klient wyglądał na naprawdę niebezpiecznego – relacjonuje.

"Najgorsze są zmiany nocne"

Aldona nie ukrywa, że dla niej praca na stacji jest złem koniecznym. - Nie jest tak, że codziennie jest tragicznie. Ale kierownik mocno daje nam popalić. Zmiany grafiku z dnia na dzień, telefony, żeby z dnia na dzień przyjechać do pracy, bo komuś coś wypadło albo poszedł na chorobowe. I to nie są prośby, tylko żądania. A jeśli komuś nie pasuje, są fochy i pretensje - mówi.

Nie przepada też za systemem zmianowym. - Najgorsze są zmiany nocne. Na początku bardzo się ich bałam. Wyobrażałam sobie różne niebezpieczne sytuacje. A wcale nie jest tak strasznie. Po pierwsze, jestem zawsze z kimś na zmianie, a po drugie, nawet gdyby coś się działo, mogę zadzwonić po ochronę. Najtrudniejszy dla mnie jest po prostu sam fakt pracy w nocy i zmęczenie za niewielkie pieniądze - opowiada.

"Dostrzegam wiele plusów"

Na stacji w wakacje pracuje też Julia Chochół. Na co dzień studentka i trenerka, która prowadzi własny profil na TikToku, gdzie pokazuje krótkie relacje z tego, jak zazwyczaj wygląda zmiana. Obserwuje ją już ponad 17 tysięcy użytkowników.

- Ta praca wiąże się z wieloma obowiązkami. Choć mogłoby się wydawać, że jest to tylko stanie za kasą i sprzedawanie towaru, stoi za tym o wiele więcej: sprzątanie, dokładanie towaru, pilnowanie terminów ważności, doradzanie klientom, przygotowywanie posiłków z działu gastronomii – opowiada. W przeciwieństwie do pozostałych rozmówczyń nie narzeka ani na zespół, ani na klientów. - Zdarzają się naprawdę różni. Ale nie ma kogoś takiego jak problematyczny klient. To my jesteśmy tutaj dla wszystkich, a w razie potrzeby pomagamy i doradzamy - mówi.

Jej nagrania pokazują jednak, że jest to ciężki kawałek chleba. W kość potrafią dać nocne zmiany albo promocje, które przyciągają tłumy klientów. W komentarzach pojawia się wiele głosów osób, które pracują na stacjach.

"Ja po 15 godzinach kiedyś spytałam klienta, czy kawa będzie graham, czy pszenna… Gość nie wie, co ja do niego mówię, a ja się zastanawiam, czego on nie rozumie" - napisała jedna z użytkowniczek. Inna dodała: "Już pod koniec zmiany, jak mi ktoś gotówką płaci, sprawdzam trzy razy, czy dobrą ilość pieniędzy trzymam w ręce".

- Praca w handlu nie należy do najłatwiejszych. Jednakże, mimo długich zmian, dostrzegam wiele plusów płynących z tego zawodu - przyznaje Julia Chochół. - Rozwinęła u mnie wiele umiejętności, chociażby pracy pod presją czasu, komunikacji międzyludzkiej, współpracy w zespole, zdolności do promowania i sprzedaży dodatkowych towarów. To wymagająca i na dłuższą metę męcząca praca. Aczkolwiek jeśli ktoś odnajduje się w handlu, dobrze czuje się za kasą, a ponadto ma dobry kontakt z klientem, to może być coś dla niego.

"Minimalna krajowa to nie jest szczyt marzeń"

Julia Piętka nie chciałaby już wracać na stację. Nie chodzi o trudne sytuacje, ale przede wszystkim o zarobki. - Minimalna krajowa to nie jest szczyt marzeń - mówi. Z drugiej strony, cieszy się, że ma takie doświadczenie. - Na pewno ta praca dała mi bardzo dużo pewności siebie, asertywności i umiejętności w kontaktach z ludźmi.

Na zarobki narzeka też Aldona, która planuje niebawem wyjazd do pracy za granicą. - Jestem wykończona tym, co mam tutaj – wyznaje.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
stacja benzynowastacja paliwpraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (441)