Przyjechali do sanatorium. Zostali wyrzuceni już po pierwszym dniu
- Nawet imiona czasami zmieniają na czas pobytu. Tworzą inny świat, jakby ich życie na trzy tygodnie znikało, a oni wchodzili w turnus z czystą kartą w myśl zasady, że co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium - mówi Agnieszka fizjoterapeutka. W rozmowie z WP byłe pracownice sanatoriów ujawniają, jak potrafią wyglądać wyjazdy seniorów.
Jadąca do mieszkającej w górach rodziny Julia usłyszała pełną emocji rozmowę seniorek. Ze względu na położenie miejscowości niedaleko popularnej Krynicy, często spotyka na trasie kuracjuszy. - To była grupa pań 60+, które chwaliły się, że pierwszą połowę wakacji siedzą w ośrodkach nad morzem, a drugą w górach - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską.
Jak seniorki spędziły czas w sanatoriach? Na podstawie tego, co mówiły, można się domyślać, że emocji im nie brakowało.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Niezadowolenie z pobytu
Pani Janina wyjechała do sanatorium na NFZ z powodu chorego kręgosłupa. Po drugim turnusie powiedziała lekarzowi, że ona już dziękuje za skierowania.
- Zabiegi zabiegami, dla mnie było ich za mało. Jednak to, co się działo popołudniami, było dla mnie nieco zaskakujące. Ludzie, którzy przyjechali z różnymi schorzeniami, o których oczywiście chętnie opowiadali i licytowali się, kto ma gorzej, wieczorem zapominali o dolegliwościach i wystrojeni brylowali na organizowanych atrakcjach - mówi w rozmowie z WP Kobieta.
- Nie mam nic przeciwko szaleństwom, szczególnie jeśli ktoś już ma emeryturę, ale nie wiem, po co zajmuje miejsca bardziej potrzebującym. Bo jakoś te leki, które brali, nie przeszkadzały w codziennym piciu, a chore stawy czy kręgosłupy nie wpływały na umiejętności taneczne - przyznaje.
Głos obsługi
Swoimi doświadczeniami rozmowie z Wirtualną Polską podzieliły się Agnieszka i Natalia, fizjoterapeutki, które jeszcze do niedawna pracowały w jednym z nadmorskich sanatoriów.
Agnieszka, która oprócz pracy z pacjentem zajmowała się też układaniem grafiku rehabilitacji, mówi o tym, że niektórzy pacjenci nie byli zainteresowani zabiegami.
- Wprost mówili, że przyjechali odpocząć, a zabiegi realizują, bo muszą. Nie raz słyszałam, że "to jedyna okazja, żeby wyciągnąć z ZUS-u pieniądze" - opowiada.
- Gdy o tym mówię, od razu mam przed oczami pana, który po otrzymaniu karty na początku turnusu, wparował do mojego gabinetu i zapytał, jak w ogóle miałam czelność mu tyle rzeczy rozpisać, skoro on tu przyjechał odpocząć. Niestety później przez trzy tygodnie mocno uprzykrzał mi życie — dodaje.
Typy kuracjuszy
Fizjoterapeutki przyznają, że po latach pracy były w stanie szybko wychwycić, z kim mogą być problemy.
- Zdarzali się pacjenci, którzy zakładali, że pobyt to będą takie wczasy all inclusive, a później następowało zderzenie z rzeczywistością. Jeśli co trzy tygodnie przyjeżdża 300 osób, to wszystko jest eksploatowane i zdecydowanie trudniej zadbać o standard, więc niestety czasem obrywało się nam za to, że zasłonki nie takie, a jedzenie niedobre, a ktoś na karcie ma 120 zabiegów, a koleżanka z pokoju 134 i dlaczego — mówi Agnieszka.
Kobiety zgodnie przyznają jednak, że zdecydowanie większa grupa pacjentów przyjeżdża się jednak podleczyć. - Osoby nastawione na leczenie zwykle były wdzięczne i doceniały, że przez te trzy tygodnie nie musiały zajmować się rodzinami, dziećmi, sprzątaniem czy gotowaniem i mogły w pełni poświęcić ten czas sobie - mówi Natalia.
Nieregulaminowe szaleństwa
Zarówno Agnieszka, jak i Natalia w swojej pracy zetknęły się z osobami łamiącymi regulamin. Jak przyznają — wiek w tym przypadku nie gra roli, a pomysłowość przejawia każda grupa wiekowa. Największą rolę — jak mówią — grają intencje, z jakimi ktoś przyjeżdża do sanatorium.
- Alkohol oczywiście jest obecny. Mieliśmy takiego pana, którego kompletnie pijanego i słaniającego się na nogach przywiozła wieczorem z centrum miejscowości policja. Jak oni się z nim dogadali, nie wiem, ale jakimś cudem doszli do tego, że on jest od nas i przyjechał na turnus. Podwieźli go do recepcji i przekazali w ręce recepcjonisty – wspomina Agnieszka.
- Zdarzało się tak, że niektórzy nawet nie doczekali do wizyty lekarskiej, bo miała się odbyć na drugi dzień, a oni już byli tak pijani i agresywni, że musiała przyjechać po nich policja i wyjeżdżali, zanim turnus na dobre się rozpoczął – dodaje.
Fizjoterapeutka pamięta też pana, który już pierwszej nocy tak dobrze się pobawił, że w nocy zaczął podrywać współlokatora.
- Totalnie obcego dla siebie człowieka, bo przydział jest automatyczny i nikt nikogo nie pyta o preferencje. Oczywiście rozpętała się awantura, wdali się w bójkę, wyrzucali sobie rzeczy przez okna, a współlokator tak uciekał, że skręcił sobie kostkę. Musiała przyjechać policja i zauroczony lokator zakończył swój pobyt wcześniej — mówi Agnieszka.
"Co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium"
Fizjoterapeutki przyznają, że wiele razy były świadkami turnusowych związków, a zarówno wśród mężczyzn, jak i kobiet można było zauważyć ściąganie obrączek tuż po przekroczeniu progu ośrodka.
- Jedni starali się to ukryć, ale to i tak widać. Zresztą sami pacjenci chętnie opowiadają, co się dzieje w pokojach i na korytarzach wieczorami. Jeden pan mi sam powiedział, że "grunt to nie dać numeru telefonu ani adresu, bo przyjedzie później taka i co on żonie powie" – relacjonuje Agnieszka.
- Nawet imiona czasami zmieniają na czas pobytu. My w karcie mamy przykładowo pana Henryka, ale już dla sanatoryjnej partnerki jest on Dariuszem. Tworzą inny świat, jakby ich życie na trzy tygodnie znikało, a oni wchodzili w turnus z czystą kartą w myśl zasady, że co się dzieje w sanatorium, zostaje w sanatorium — śmieje się.
- Często te sanatoryjne małżeństwa, bo tak na nie mówimy, w weekendy o sobie kompletnie zapominały, bo przyjeżdżała w odwiedziny rodzina. A potem samochód wyjeżdżał za bramę, a oni na nowo podgrzewali płomień namiętności - dodaje Natalia.
Zdarzają się też - jak przyznają fizjoterapeutki - propozycje wieczornych zabiegów za dodatkową opłatą. - Są pacjenci, którzy usilnie starali się nas zaprosić na kolację. Oczywiście bezskutecznie, ale byli niezrażeni - komentują.
Ucieczka od codzienności
Jak mówią fizjoterapeutki, zdarzały się też "sanatoryjne ustawki", czyli romansujące na co dzień pary, które dzięki temu spędzały ze sobą trzy tygodnie. - Oczywiście mają pewne schorzenia, jakaś podkładka musi być, wiarygodność w oczach rodziny, ale to były jasne układy. Często udawało im się załatwiać nawet wspólne pokoje – komentuje Agnieszka.
Obsługa musi zachować profesjonalizm, więc nie miesza się w relacje między pacjentami. Fizjoterapeutki były jednak świadkami, gdy prawda o sanatoryjnym romansie wyszła na jaw.
- Pewien pan sobie szalał podczas turnusu, znalazł sobie przyjaciółkę. Gdy przyjechała jednak jego żona, spotkali się taką większą grupą kuracjuszy. Okazało się, że żona tego romansującego mężczyzny była zadbaną i bardzo miłą kobietą, więc jeden z panów nie był w stanie zrozumieć, dlaczego mając taką partnerkę, kolega w ogóle szukał wrażeń. Nie wiem, jak zdobył numer tej żony, ale skontaktował się z nią i powiedział prawdę. Ona przyjechała z niezapowiedzianą wizytą i wszystko wyszło na jaw. Jak potoczyły się ich losy, nie wiem, ale wtedy sytuacja była wyjątkowo przykra – wspomina Agnieszka.
Bywa, że turnus tak kogoś pochłonie, że zapomina o całym świecie. - Pamiętam sytuację, gdy mąż wydzwaniał do recepcji i prosił o sprawdzenie, co się dzieje z jego żoną, bo od kilku dni nie może się do niej dodzwonić. Recepcjonista się z nią skontaktował i usłyszał, że "jakby chciała, to by odebrała", więc biedny potem kombinował i tłumaczył temu mężowi, że mają bardzo napięty grafik i to pewnie dlatego – wspomina Natalia.
Pozytywne zakończenia
Okazuje się, że jak w programie "Sanatorium miłości", w takich miejscach można znaleźć nie tylko przelotny romans, ale i miłość.
- Do dziś mam przed oczami pewną parę. Samotny pan i samotna pani przyjechali z różnych miejscowości na turnus. Tu się poznali, zaczęli ze sobą rozmawiać, spędzać coraz więcej czasu i po roku wrócili do nas już jako para. Okazało się, że przez ten rok zdecydowali się razem zamieszkać, a te trzy tygodnie u nas sprawiły, że odnaleźli prawdziwą miłość. Tak że wszystko jest możliwe — podsumowuje Agnieszka.
Joanna Bercal, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl