Przekleństwo pierwszej miłości
Pierwszą miłość pamięta się do końca życia. Czasem trwa latami, innym razem jest krótkim, ale niezwykle intensywnym przeżyciem. Dla jednych bolesna, dla innych radosna. Może być spełniona lub platoniczna.
31.08.2011 | aktual.: 27.09.2011 11:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pierwszą miłość pamięta się do końca życia. Czasem trwa latami, innym razem jest krótkim, ale niezwykle intensywnym przeżyciem. Dla jednych bolesna, dla innych radosna. Może być spełniona lub platoniczna. Jakiejkolwiek formy by nie przybrała, jednego możemy być pewni – pozostawia ślad na naszym przyszłym życiu. Trudno w to uwierzyć? Przypomnijcie sobie swoją. Oto kilka historii.
Zwykle przychodzi znienacka. Dopada nas szybko i mocno. Zazwyczaj wtedy, kiedy jesteśmy młodzi i jeszcze nie bardzo wiemy, jak sobie poradzić z tak silną emocją. „Duża część osób, które się do mnie zgłaszają, to młode dziewczyny. Przychodzą, bo przeżywają silne uczucie. Ponieważ sama pamiętam moją pierwszą miłość, obchodzę się z nimi nadzwyczaj delikatnie. Nawet jeśli wiem, że nic z tego nie będzie, nie mówię im o tym. To byłoby kompletnie bez sensu. Każdy sam powinien przeżyć te pierwsze namiętności” – przyznaje Barbara, tarocistka z Krakowa.
Przykre konsekwencje
Robert zakochał się na zabój jeszcze w liceum. Marta miała długie, ciemne włosy i niebieskie oczy. Była zawsze uśmiechnięta, bardzo towarzyska. Przyjaźnili się, ale nigdy nie było między nimi nic więcej. Tuż po maturze postanowił wyznać jej miłość. „Stwierdziłem, że warto zaryzykować. Wiedziałem, że nie będziemy już chodzić razem do klasy, więc nie narażałem się na żadną niezręczną sytuację” – opowiada 31-letni Robert z Białegostoku.
Niestety reakcja Marty nie była taka, jakiej się spodziewał: „Roześmiała się na głos i powiedziała, że nic z tego nie będzie. Pogłaskała mnie po plecach, przytuliła i zapewniła, że jeszcze znajdę sobie fajną dziewczynę, która mnie doceni” – dodaje Robert. I rzeczywiście tak się stało. Pół roku później chłopak poznał Anię. Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Już na drugim roku studiów był mężem, a chwilę później ojcem.
Na początku wszystko zapowiadało się dobrze: Robert pomagał Ani w domu, córeczka totalnie zawładnęła jego sercem. Niestety nie można było powiedzieć tego samego o żonie. „Patrzyłem na niego i wiedziałem, że popełnił błąd. Nie miał już tego blasku w oku” – mówi starszy brat Roberta.
POLECAMY:
Trzy lata temu emocje wzięły górę, historia zakończyła się rozwodem. „Obydwoje byliśmy nieszczęśliwi. Długo nad tym myślałem, rozmawiałem z zaufanymi osobami. Chodziło mi przede wszystkim o dobro córeczki, ale dzieci czują, kiedy coś jest nie tak, nie da się ich oszukać. Wiedziałem, że będzie lepiej, jeśli się rozstaniemy” – wyjaśnia Robert, który od kilku miesięcy chodzi na terapię. Zrozumiał, że nieszczęśliwa miłość popchnęła go w ramiona innej kobiety. Skrzywdził siebie i bliskich, teraz chce zacząć wszystko na nowo, ale dopiero wtedy, kiedy będzie miał pewność, że sam ze sobą doszedł do ładu.
Lepiej późno niż wcale
Agnieszka ma dzisiaj 34 lata. Jest bardzo atrakcyjną kobietą, która pnie się po szczeblach kariery w dziale marketingu jednej z największych niemieckich firm z filią w Poznaniu. Pierwszą miłość przeżyła bardzo późno, koleżanki już dawno powychodziły za mąż, a ona wciąż była sama. „Już w liceum wszyscy myśleli, że na moim weselu będą się bawić w pierwszej kolejności” – wspomina Agnieszka. „Prawda jest taka, że zawsze miałam dużo kompleksów, brakowało mi wiary w siebie, pomysłu na to, co chcę robić. Z kolei mężczyźni często bali się zaprosić mnie na randkę. Dopiero po latach mówili, że zawsze chcieli, ale w ich oczach wyglądałam na zimną, bezwzględną dziewczynę, która i ta powie nie. I tak bym pewnie powiedziała. Pamiętam, że byłam bardzo wybredna, czepiałam się wszystkiego, chyba właśnie dlatego, że sama nie wiedziałam, czego chcę” – przyznaje się Agnieszka.
Jednak przyszedł czas i na nią. Kiedy poznała Marka, poczuła się jak bohaterka taniego romansu: „Miękkie kolana, suche gardło, szybkie bicie serca – okazało się, że to wszystko to nie jest jakaś wymyślona bzdura, a autentyczne symptomy” – śmieje się. Umówiliśmy się na kilka spotkań, w końcu wyjechaliśmy na wspólne wakacje. Przyszedł czas na seks. „Nie bałam się pierwszego razu, wiedziałam co robię. Bałam się czego innego: przyznać, że jest moim pierwszym facetem” – wspomina Agnieszka.
Marek był bardzo zaskoczony. Odbierał ją jako pewną siebie kobietę, która ma mnóstwo doświadczeń na swoim koncie i wie czego chce. Przeżył ogromny szok, kiedy dowiedział się od ukochanej, że jeszcze nigdy nie była zakochana. „Na początku odsunął się ode mnie, wystraszył. Jednak dość szybko poszedł po rozum do głowy i zaczął na to patrzeć jak na coś bardzo pozytywnego: w końcu dzięki tej sytuacji dostał szansę na to, by na dobre zapisać się w mojej pamięci jako ktoś wyjątkowy” – mówi Agnieszka. Dla Marka to piękne, dojrzałe uczucie, dla niej coś nowego, jednak udało im się zbudować związek, który nadal istnieje i co więcej: ma się coraz lepiej – jak podkreślają obydwoje.
Miłosny zawód
Sebastian od najmłodszych lat czuł powołanie. Pochodzi z małego miasteczka na Podkarpaciu, dorastał w trudnych warunkach. Mimo tego, że sam miał niewiele, zawsze dzielił się z innymi i pomagał tak, jak tylko mógł najlepiej. Kiedy był w liceum, podjął ostateczną decyzję: zostanę księdzem. Wyjechał z rodzinnego miasta i poszedł do seminarium duchownego. Wytrwał dwa lata – był przykładnym klerykiem, jednak pech chciał, że któregoś dnia poznał Anetę.
„Długo wzbraniałem się przed tym uczuciem, mówiłem sobie, że to tylko chwilowe zauroczenie, że zaraz minie” – wspomina. Jednak uczucie było zbyt silne. Po kilku miesiącach znajomości Sebastian postanowił zrezygnować z pierwotnego planu i zaufać swojemu sercu. „Gdzieś w środku wiedziałem, że to słuszna decyzja” – tłumaczy.
POLECAMY:
Szybko się okazało, że dla niego to była sprawa wielkiej wagi, dla Anety zaś zwykła zabawa. „Spotykaliśmy się zaledwie przez kilka tygodni. Pewnego dnia przyszła do mnie i powiedziała, że poznała kogoś. Byłem dla niej atrakcyjny tylko dlatego, że niedostępny. Kiedy rzuciłem wszystko, by być z nią, zabawa się skończyła. Misja została wykonana i nadeszła pora na to, by znaleźć sobie kolejne wyzwanie” – wyjaśnia zachowanie dziewczyny. Teraz Sebastian jest szczęśliwy, ale wciąż sam. Twierdzi, że potrzebuje jeszcze trochę czasu na to, by na nowo zaufać kobiecie.
Dla ciebie rzucę wszystko
Czy dla miłości rzeczywiście warto wszystko poświęcić? „Moim zdaniem nie warto” – mówi Michał z Warszawy. Przez wiele lat marzył o szkole aktorskiej w Nowym Jorku. Ciężko pracował na to, by zrealizować swoje plany. Uczył się języka, pracował po nocach i odkładał pieniądze.
Będąc w klasie maturalnej poznał Bartka. Chłopak był od niego starszy, zajmował się aranżacją dźwięku, w domu miał własne studio, po godzinach nagrywał swoje rzeczy. „Bardzo mi tym zaimponował. Wiedziałem, że sam niewiele mam do zaoferowania, mimo tego któregoś dnia Bartek wyszedł z propozycją randki” – opowiada Michał. Zaczęli się spotykać, po kilku miesiącach zamieszkali razem. „Wczesną wiosną dostałem odpowiedź ze szkoły: zostałem przyjęty. Bartek cieszył się moim szczęściem, bo wiedział, jak bardzo mi na tym zależało. Obiecał, ze jakoś damy sobie radę. Szkoła, którą wybrałem, trwała tylko dwa lata” – wspomina Michał.
Kilka miesięcy później spakował swoje rzeczy i poleciał do Nowego Jorku. „Tęskniłem. Było bardzo ciężko. Mimo tego, że miałem niewiele czasu na myślenie – kurs był intensywny, dodatkowo musiałem pracować – to z czasem samotność stała się nie do zniesienia” – opowiada Michał. Bartek nie ułatwiał mu sprawy. Zamiast wspierać go na odległość, ciągle robił wyrzuty: Nie masz czasu zadzwonić, muszę czekać kilka godzin na to, żebyś odpisał mi na maila.
„Słyszałem to codziennie. W końcu doszło do takiej sytuacji, że nie mogłem wytrzymać. Nie byłem w stanie nauczyć się żadnego tekstu, skupić na zajęciach, byłem smutny i podenerwowany. Bałem się, że jeśli nie wrócę, to go stracę” – wspomina Michał. Po pięciu miesiącach szkoły nie wytrzymał i przyleciał do Polski. Nie żałował, nie myślał o konsekwencjach, postawił wszystko na jedną kartę. Niestety pierwsze uczucie okazało się być uczuciem naiwnym. „Po moim powrocie do Polski wszystko już było inne. Spotykaliśmy się z Bartkiem jeszcze przez kilka miesięcy, ale to był ciąg kłótni. On wracał do przeszłości i zarzucał mi różne rzeczy, ja miałem do niego żal o to, że nie mogłem spełnić swoich marzeń”.
„Pierwsza miłość, pierwsze uniesienia, pocałunki i ta bliskość fizyczna jest to coś niezwykle ważnego w życiu każdego człowieka. Zazwyczaj pamiętamy o tym przez długie lata. Wiele zależy od tego, czy to uczucie będzie szczęśliwe i spełnione czy też nie. Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, że te doświadczenia mogą rzutować na nasze kolejne związki, niestety czasem wiąże się to z ograniczonym zaufaniem do partnera” – ostrzega psycholog, Aneta Kędzierzawska.
(asz/sr)