Przyjęła pod swój dach osierocone dzieci z Ukrainy. "Tworzymy szczęśliwą trzynastkę"
W Ukrainie 98 tys. osieroconych lub opuszczonych dzieci wychowuje się w domach dziecka, a 64 tys. w rodzinach zastępczych, zrzeszonych m.in. w SOS Wioski Dziecięce w Ukrainie. Atak Rosji wielu z nich uniemożliwił ucieczkę, zamykając je w schronach, inne zostały bez opiekunów, a tylko część udało się ewakuować na zachód Ukrainy lub do Polski. A to zaledwie kropla w morzu potrzeb. Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
02.03.2022 | aktual.: 24.12.2022 12:58
SOS Wioski Dziecięce w Polsce wyciągnęły pomocną dłoń do siostrzanej organizacji i pierwsze dzieci z Ukrainy znalazły już w nich schronienie.
- Dzieci, które trafiają do pieczy zastępczej już i tak bardzo wiele w życiu przeszły. Zapewnienie bezpieczeństwa i pomoc przy odbudowywaniu ich zniszczonego przez wojnę świata to nasz obowiązek. Nie wahaliśmy się ani chwili, proponując ewakuację ukraińskim rodzinom zastępczym - mówi Aleksandra Granada, dyrektorka krajowa SOS Wiosek Dziecięcych w Polsce.
W ewakuacji pomagają również inne organizacje pozarządowe. Obecnie Polska jest przygotowana na przyjęcie 1,4 tys. dzieci - w większych grupach, bez rozdzielania tych, które dotąd mieszkały razem. Potrzeby są jednak dużo większe. Jak czytamy w komunikacie prasowym SOS Wioski Dziecięce w Polsce:
"Z informacji od polskiego rządu wynika, że spodziewamy się w sumie 6-7 tys. dzieci. Potrzebne są więc miejsca, gdzie całe grupy dzieci, razem z opiekunami, mogłyby zamieszkać. Najlepiej zgłaszać takie obiekty do władz lokalnych w swojej miejscowości".
Jak wygląda SOS Wioska Dziecięca?
SOS Wioska Dziecięca składa się 12-14 domów. W każdym mieszka jedna rodzina SOS. Od innych rodzin różni się tym, że składa się z mamy, taty i kilkorga przybranych dzieci. Dzieci, które zostały osierocone lub opuszczone. Skrzywdzone przez los, a często również przez bliskich im ludzi. Takie wioski działają w 137 krajach na całym świecie. W Polsce funkcjonują cztery: w Biłgoraju, Kraśniku, Siedlcach i Karlinie.
Dzieci, które trafiają do SOS Wiosek Dziecięcych to często maluchy po bardzo trudnych przejściach, ale i starsze dzieci z bagażem doświadczeń, którego nie udźwignąłby niejeden dorosły. Ukraińskim dzieciom los dorzucił do niego tonę kamieni. Po raz kolejny straciły dom i muszą uciekać przed wojną.
Szczęśliwa trzynastka
W poniedziałek ok. 3 nad ranem do SOS Wioski Dziecięcej w Biłgoraju przyjechało sześć rodzin: 40 dzieci, pięciu rodziców zastępczych i dwóch specjalistów SOS. Jedna z nich znalazła schronienie u Jadwigi Król - kobiety, która jest mamą SOS od 23 lat. W tym czasie stworzyła dom dla 16 dzieci, z których większość zaczęła już samodzielne życie.
Do niedawna Jadwiga mieszkała tylko z dwojgiem polskich nastolatków - Natalią i Patrykiem (pozostała trójka uczy się w innym mieście). Teraz w dramatycznych okolicznościach dołączyło do nich dziewięcioro ukraińskich dzieci wraz z matką zastępczą z SOS Wioski Dziecięcej w Browarach koło Kijowa. Pięciu chłopców i cztery dziewczyny w wieku od sześciu do szesnastu lat. Jadwiga wierzy, że wszyscy tworzą teraz w jej domu "szczęśliwą trzynastkę".
Emocje na granicy
- Emocje były ogromne. Do przyjęcia dzieci zaczęliśmy przygotowywać się już w piątek. W niedzielę około południa otrzymaliśmy informację, że już jadą, ale do wioski dotarły dopiero po 3 nad ranem w poniedziałek. Na granicę wysłaliśmy po nich autokar, ale okazało się, że grupa się rozdzieliła - część osób była na przejściu w Korczowej, a część w Medyce. Autokar krążył między nimi, żeby wszystkie dzieci odnaleźć i przywieźć bezpiecznie – opowiada Jadwiga Król.
Na miejscu była Anna Łukasik, liderka placówki opiekuńczo-wychowawczej "Puchatek II" w Biłgoraju: - Na przejściu granicznym w Medyce i Korczowej każdy każdego, gdzieś szukał. To było ogromne przeżycie. W takich momentach w człowieku budzi się jakaś inna energia, inne instynkty. Musisz podołać sytuacji, a widok tysięcy ludzi nie może zdominować tego, że trzeba działać i faktycznie się odnaleźć. Choć mieliśmy momenty zwątpienia, to dzięki geolokalizacji i setce rozmów telefonicznych, po nitce, do kłębka, namierzaliśmy się. To była ogromna radość.
W nowym domu
- Dzieci przyjechały tak zmęczone drogą, koniecznością czekania w wielkiej kolejce i dojścia pieszo do granicy, że nie chciały nawet jeść ani pić. Marzyły tylko o tym, żeby położyć się spać. Ale udało im się to dopiero ok. 6 rano - przy dziewięciorgu dzieciach przygotowania do snu trochę trwały - wspomina Jadwiga Król.
SOS mama widzi, że jej goście czują się u niej bezpiecznie i swobodnie: - Gdy tylko przekroczyli próg domu, na ich twarzach pojawił się wyraz ulgi. A teraz po dwóch dniach zaczynają się bawić w domu i na terenie wioski. To wspaniała, bardzo zżyta ze sobą rodzina. Okazują niezwykłą wdzięczność za to, że przyjęliśmy ich pod swój dach.
Dom, w którym mieszka Jadwiga, pozwolił rozmieścić wszystkie dzieci w dwuosobowych pokojach. Kobieta obawiała się, że nie będzie to dla nich komfortowe, ale okazało się, że jest wręcz przeciwnie. Dzieci doceniają, że w tych trudnych chwilach mogą dzielić ze sobą pokój. Zaskoczyła ją jeszcze jedna rzecz.
- One chcą mi we wszystkim pomagać. Co, nie ukrywam, mnie krępuje. Jestem nauczona, że gość to gość. Ale Ukraińcy nie chcą, żeby im nadskakiwać i ich wyręczać. Jakby chcieli zapracować na dach nad głową. Opiekunki tłumaczą to tym, że te dzieci nie są przyzwyczajone, żeby być u kogoś za darmo i korzystać ze wszystkich dóbr. Ale to też daje im zajęcie i pomaga odciągnąć myśli od tragedii, jaka je spotkała - opowiada Jadwiga.
Ukraińskie dzieci bardzo szanują jedzenie. Pilnują, żeby wszystko zjeść i nic się nie zmarnowało. Nie chcą też mieć później zaległości w szkole, dlatego już drugiego dnia po śniadaniu wyciągnęły kartki i zabrały się do pracy.
- Nie pytam ich czy tęsknią, czy o tym myślą, bo to jest wiadome. Mam jedynie nadzieję, że ta normalność, jaką staramy się im zapewnić na obczyźnie, jest dobra i daje im poczucie bezpieczeństwa - dodaje kobieta.
Czytaj także: Zwykli Rosjanie nie chcą wojny. "Czuję wstyd i smutek"
Ważna lekcja
- Dla nas wszystkich jest to nowa sytuacja. Podobne znamy tylko z książek. Nikt się tego nie spodziewał, a teraz stajemy twarzą w twarz z wielką tragedią. Ale staramy się zrobić wszystko, by dzieci poczuły się u nas bezpieczne. Jesteśmy globalną organizacją, co daje nie tylko gościom, ale i nam, rodzinom zastępczym, poczucie bezpieczeństwa - mówi SOS mama.
Uważa, że to lekcja dla nas wszystkich, również polskich dzieci, które mieszkają w SOS Wioskach. Trafiły tu do domu, w którym czekał gotowy pokój, ale nie miały świadomości, kto i co za tym stoi. Teraz widzą takie przygotowania na przyjazd gości na własne oczy i biorą w nich czynny udział.
- To piękna lekcja dla naszych dzieci, bo kiedyś ktoś coś im przygotował, a teraz mogą się odwdzięczyć i przygotować to samo dla kogoś innego. Mogą zobaczyć, jak ten łańcuch dobroci działa - że niekoniecznie trzeba oddać dobro osobie, od której się go zaznało, ale można dać je komuś innemu, kto właśnie go potrzebuje – podsumowuje Jadwiga.
Pomoc ukraińskim dzieciom pilnie potrzebna
SOS Wioski Dziecięce w Polsce od początku ataków na Ukrainę przygotowywało się na przyjęcie potrzebujących dzieci i rodzin z SOS Wiosek Dziecięcych. Skala potrzeb jest ogromna, dlatego Stowarzyszenie uruchomiło specjalną zbiórkę "SOS dla dzieci Ukrainy". Zebrane środki pozwolą na zapewnienie kompleksowej pomocy dla dzieci i rodzin będących pod opieką SOS Ukraina, a także wsparcie działań pracowników SOS na miejscu.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.