Bawił Polaków do łez. Jego synowi nie było do śmiechu

Robert Motyka to współzałożyciel kabaretu Paranienormalni. Od lat występuje na scenie i bawi Polaków. Kariera ma jednak swoją cenę, o której kabareciarz zdecydował się szczerze opowiedzieć. Jego syn ucierpiał na popularności ojca. - Przeprosiłem Wiktora za to wszystko - wyznał.

Robert Motyka nie miał czasu dla syna
Robert Motyka nie miał czasu dla syna
Źródło zdjęć: © AKPA

06.06.2024 | aktual.: 06.06.2024 10:26

Robert Motyka od lat występuje na polskiej scenie kabaretowej. Oprócz tego jest prezenterem radiowym, konferansjerem i DJ-em. W 2004 roku został jednym ze współzałożycieli grupy Paranienormalni.

7 czerwca kabareciarz będzie świętował 50. urodziny. Z tej okazji zdecydował się wspomnieć o początkach swojej kariery i życiu prywatnym. W podcaście "Wprost przeciwnie" zdradził, jak traktował dorastającego syna i czy kariera wpłynęła na jego relację z najbliższymi. 

Robert Motyka o początkach kariery i relacji z synem

Kabareciarz od lat chciał występować na scenie. Po nieudanej próbie dostania się do szkoły aktorskiej rozpoczął pracę w radiu, a następnie zdecydował się założyć grupę kabaretową. Motyka chciał rozśmieszać ludzi, jednak - jak sam przyznał - w pewnym momencie całkowicie zatracił się w pracy.

- (...) są widzowie, rozśmieszamy ich. Wprowadzamy ich w dobry nastrój, super sprawa. Ale poza tym w ogóle nie było w mojej głowie "to jest tylko job, tylko praca, jaka by nie była cudowna, piękna, ale praca" - powiedział w podcaście "Wprost przeciwnie".

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Artysta przyznał, że gdyby mógł cofnąć czas, na pewno zrobiły wiele rzeczy inaczej i z pewnością spędziłby więcej czasu ze swoim dzieckiem. Gdy jego syn dorastał, Motyka często był poza domem i nie mógł uczestniczyć w ważnym momentach w życiu Wiktora.

- To były takie trudne rzeczy, kiedy on miał coś ważnego, konkurs recytatorski albo był w teatrze szkolnym i grali występ. Mnie nie było, bo ja byłem gdzieś tam w Pabianicach i żona przesyłała mi wideo i oglądałem na komórce o drugiej w nocy w hotelu - wyjaśnił.

Okazuje się, że również będąc w domu, kabareciarz był pochłonięty pracą i zapominał o rodzinie.

- Nie mogłem z nim rozmawiać zbyt często, bo byłem zajęty. Przychodził do mnie z tematem, a ja przeglądałem jakiegoś maila i mówiłem "zaraz, za chwilę, bo tutaj piszą właśnie, że musimy być o 18" i on już znikał, bo ja byłem zajęty robotą - wyznał Robert Motyka.

Po latach przeprosił syna

Z czasem kabareciarz zrozumiał, że jego nastawienie do pracy i zapominanie o najbliższych nie było słuszne.

- Jako 50-letni facet widzę, jakie to było słabe. Już nie wspomnę o tym, co musiał myśleć mój syn, kiedy przyszedł po jakąś rozmowę, po radę, obojętnie, a ja mówiłem "chwila, zaraz". Jakie zaraz? No przecież on jest w tym momencie najważniejszy, a nie sprawy zawodowe, które mogą poczekać, prawda? - dodał.

Obecnie Motyka zdaje sobie sprawę, że w pewnym momencie popadł w pracoholizm, za który zapłacił najwyższą cenę. Jego relacja z najbliższymi nie była najlepsza, jednak po latach zdecydował się przeprosić syna.

- Syn miał lat siedemnaście, kiedy wygarnął mi, że to nie tak. Powiedział: "Tata, to nie tak, o czym ty chcesz ze mną teraz rozmawiać? Trzeba było pięć lat temu". (...) Zebrałem się w sobie i siedliśmy do takiej fajnej rozmowy. Przeprosiłem Wiktora za to wszystko. Nie mówiłem, że to nie moja wina (…), powiedziałem mu, że gdy się urodził, miałem 25 lat. Nie byłem przygotowany emocjonalnie, żeby być świetnym ojcem - podsumował.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Materiały WP
Materiały WP© Materiały własne
Źródło artykułu:WP Kobieta
kabaret Paranienormalnirobert motykasyn
Zobacz także
Komentarze (15)