Racewicz rozmawiała z kobietami, które doświadczyły przemocy. "Kiedy uderzy raz, niemal na pewno zrobi to znowu"
Bohaterki książki "Sypiając z prezesem" prowadziły życie jak z bajki. Do czasu. Przerwał je pierwszy policzek wymierzony przez męża. Lub lista wyzwisk, od której postanowił rozpocząć ich dzień. - Przemoc ma czasem tytuł naukowy przed nazwiskiem i wiele zer na koncie - mówi Wirtualnej Polsce jedna z autorek publikacji, Joanna Racewicz.
Katarzyna Pawlicka, Wirtualna Polska: Mąż jednej z bohaterek książki zaczął w pewnym momencie upodabniać do niej swoją rzekomą kuzynkę, jakby chciał, żeby wyglądała jak jego żona. "A ciebie zakopię w lesie" - mówił. Inna na podjeździe domu znajdowała martwe nutrie. Wszystkie te wstrząsające historie wydarzyły się naprawdę?
Joanna Racewicz: Niestety tak. Zmieniamy imiona, miejsce zamieszkania, czasem zawody oprawców czy inne szczegóły, które mogłyby podpowiedzieć czytelnikom, o kim mowa. Powód jest jeden: nie chodzi nam o sensację czy nagłówki "Warszawa trzęsie się w posadach. Wszyscy zastanawiają się, kim jest ten, który skopał ciążowy brzuch swojej żony". Chciałyśmy naświetlić problem, a przede wszystkim pomóc dziewczynom, które są w tej matni. To tylko pozory. One żyją w złotych klatkach. Pokazać wszystkim, którzy zbyt łatwo oceniają, patrząc na luksusowe wille, drogie samochody i pięknie ubrane panie w ciemnych okularach.
Książka rozpoczyna się od zwrócenia uwagi na mechanizm gotującej się żaby.
Ludzie łatwo ferują wyroki. Mówią: ja na jej miejscu od razu bym uciekła; po cholerę się poniżać; sama jest sobie winna, bo dostawała przecież te brylanty i wycieczki na Malediwy; po prostu płaci wysoką cenę za życie w luksusie. Tymczasem, gdy woda gotuje się powoli, przemocowe zachowania stopniowo eskalują, są przeplatane lepszymi dniami, łatwo się przyzwyczaić. I coraz trudniej z tej sytuacji wyjść. Dlatego do współpracy zaprosiłyśmy psychologa i profilera Jana Gołębiowskiego, który objaśnia mechanizmy, przez które tak łatwo o tragedię.
W tych historiach przemocy dopuszczają się mężczyźni świetnie wykształceni, dobrze sytuowani, na początku często czarujący. Można wcześniej zauważyć niepokojące sygnały? Uniknąć takiego doświadczenia?
Która z nas nigdy nie pomyślała: to tylko przypadek, przejdzie mu, ma zły okres, problemy w pracy? Która nie usprawiedliwia czasem większych czy mniejszych przemocowych "wybryków"? Dlatego tak ważne, żebyśmy wszystkie, bez wyjątku, nauczyły się stawiać granice. To bezcenna kompetencja, której nigdy nas nie nauczono. Wręcz przeciwnie – już od dzieciństwa jesteśmy wytrenowane w ich przekraczaniu. Przykłady można mnożyć: począwszy od mówienia "dzień dobry" sąsiadce, której nie znosimy, przez nastawianie policzków wszystkim ciotkom, kończąc na mówieniu wierszyków, nawet jeśli nie mamy na to ochoty, i dyganiu nóżką. Musimy mieć świadomość, że nasze granice są gwarantem bezpieczeństwa. Bohaterki tej książki nie umiały ich wyznaczyć.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
U wielu pani rozmówczyń sielanka trwała bardzo długo, a potem rozpoczynało się piekło. Czasem gwałtownie, innym razem stopniowo, a decyzja o odejściu zajmowała lata.
W większości tych historii można wyznaczyć momenty graniczne. "Zmienił się, gdy zaczęłam rodzić dzieci" - mówi jedna z tych kobiet. Wtedy przestała być dla niego piękną księżniczką, a stała się wyłącznie inkubatorem i panią, która ma nadzorować prace domowe. "To przyszło wraz z problemami w pracy" - mówi inna. Zaczął wracać późno, potem zaczął krzyczeć, wreszcie uderzył.
Pamiętajmy, że kiedy uderzy raz, niemal na pewno zrobi to znowu. Podobnie, gdy powie "ty k*rwo, s*ko". To nie jest żadna lampka ostrzegawcza, tylko potężna raca wystrzelona w niebo. Tłumaczenie oprawcy jest najgorszą z możliwych strategii. Choć bardzo ludzką, bo podszytą marzeniami o pełnej rodzinie i dobrym życiu. Dlatego jak najszybsza reakcja, zwrócenie się do specjalisty: psychologa, psychiatry, służb - nie do koleżanki czy mamy - jest tak istotna.
Brak pomocy ze strony bliskich jest często najbardziej dojmujący. Potrafią stanąć w obronie oprawcy. Szczególnie, gdy jest taki przystojny, świetnie wykształcony, szarmancki...
Opisujemy historię kobiety, która została pobita niemal do nieprzytomności. Świadkiem był jej 9-letni syn, który zadzwonił na policję. Światła radiowozu "wywabiły" z domu jej rodziców mieszkających w sąsiedztwie. Jedyne słowa jej ojca brzmiały: "coś ty zrobiła Darkowi, że cię tak skopał". Ta sama dziewczyna od siostry męża, którą miała za przyjaciółkę, usłyszała "to nie jest moja sprawa". Ktoś inny powiedział "módlcie się razem". Tylko gdyby jej mąż był prawdziwie wierzącym katolikiem, nigdy nie podniósłby na nią ręki. Religijność w wielu tych przypadkach jest czysto fasadowa.
Tak jak fasadowe okazują się postawy tych mężczyzn. Na początku niemalże księciów z bajki. Tymczasem profiler i psycholog po analizie ich zachowań nie mają wątpliwości. "Psychopata", "socjopata", "narcyz", "egocentryk" - oceniają.
W szkole uczymy się tak dalece oderwanych od rzeczywistości i niepotrzebnych w życiu rzeczy jak przysłowiowa budowa pantofelka, a nie skupiamy się w ogóle na relacjach. Być może takie zajęcia, np. w ramach godziny wychowawczej, spotkania z psychologami, terapeutami, uchroniłyby choć kilka osób przed przemocowym związkiem.
Moja współautorka jest zwolenniczką zasady: zanim zaangażujesz się w relacje, umów się z poprzednią partnerką swojego wybranka. Być może usłyszysz od niej coś, czego na początku związku nie dostrzegasz, zaślepiona kwiatami czy - jak w przypadku bohaterek książki - kolacją na wieży Eiffla i rejsem po Zatoce Meksykańskiej.
Jeden z opisywanych mężczyzn czuł dumę, że na spotkaniach dla przemocowców oprócz niego byli inni prominentni mężczyźni ze znanymi nazwiskami.
Proszę pamiętać, że mówimy o psychopacie - trudno przyłożyć do niego nasze miary. Tak - dla niego powodem do dumy było towarzystwo, w jakim się znalazł. Chwalił się, że nie spotkał tam - cytuję - "meneli spod budki z piwem", tylko doradcę ważnego polityka, bankiera, aktora. Niestety, to była jego jedyna refleksja.
Przemoc nie dzieje się wyłącznie tam, gdzie jest alkohol, brak wykształcenia, bieda i frustracja. Czasem ma tytuł naukowy przed nazwiskiem i wiele zer na koncie.
Czego najczęściej żałują pani rozmówczynie?
Większość z nich ma do siebie pretensje, że nie ochroniły dzieci. Niektóre z nich - podobnie jak matka - były bite. Inne patrzyły na przemoc. Starały się powstrzymać agresora. Problem wielkich willi polega na tym, że nie słychać i nie widać, co się tam dzieje. Nie ma sąsiada za ścianą, który mógłby zainterweniować. Wiele z tych dziewczyn nie potrafi poprosić o pomoc, bo wtedy bajka się skończy. Powodem jest wstyd, że źle wybrały, nie potrafiły się obronić.
W przemocowych związkach potrafiły tkwić przez 10, 15, 20 lat.
Czasem potrzeba silnego bodźca z zewnątrz, by powiedzieć "stop". Dla jednej z nich była nim rozmowa z dorosłym już synem, który zapytał "jak możesz tak dłużej żyć mamo?". Inna była wychowywana w domu, gdzie krzyk i bicie były na porządku dziennym. Dlatego gdy tak samo zaczął traktować ją partner, myślała, że to po prostu norma. Nie była w stanie rozpoznać patologii. Dopiero dzięki terapii pojęła, że granice zostały dawno przekroczone.
Przed wieloletnim doświadczaniem przemocy nie uchroniła jej niezależność finansowa. Znów - wbrew stereotypom - większość bohaterek książki - mimo świetnych zarobków partnera nie zrezygnowała z aktywności zawodowej.
Co więcej, aktywność zawodowa i niezależność kobiety wzmagały jeszcze agresję partnera. To wynikało oczywiście z zawiści, zazdrości, niemożności kontrolowania każdego aspektu jej życia. W przemoc najczęściej wpisany jest poddańczy stosunek, założenie: "jesteś ode mnie gorsza; jesteś po to, aby mi służyć".
Żona ma być atrakcyjnym dodatkiem. Problem zaczyna się, gdy wyraża swoje uczucia i okazuje potrzeby.
W książce jest historia, jak jedna z tych kobiet dostaje od męża ogromne pieniądze na płaszcz. Gdy zamiast płaszcza kupuje sobie kilka innych rzeczy, zostaje pobita. Mąż oczekiwał, że będzie chwalił się tym jej płaszczem przed znajomymi, pokazywał, w jak luksusowy sposób się nosi. W jego przekonaniu miała być tylko dodatkiem idealnie pasującym do luksusowej willi, luksusowego samochodu i luksusowego życia.
Trudno było znaleźć kobiety, które zgodziły się opowiedzieć o swoim życiu z przemocowcem?
Wręcz przeciwnie. To bardzo powszechne zjawisko. Cały czas odzywają się do mnie dziewczyny, które przeszły lub przechodzą przez piekło. W tym miejscu warto podkreślić, że przemoc w związku ma naprawdę różne oblicza. To także m.in. odcinanie od źródeł zarobku, zabieranie podstępem firmy (jedna z bohaterek, ufając mężowi, podpisała dokument in blanco), wielodniowe milczenie, komunikowanie się wyłącznie za pośrednictwem maili, rażenie niechęcią.
Jedna z kobiet, z którymi rozmawiałam, ma problemy ze słuchem i poprosiła, żeby rozprawy rozwodowe nie były online. Wówczas mogła wszystko słyszeć, czytać z ruchu warg. Jej mąż się na nie nie zgodził. Inna o sprzedaży domu dowiedziała się od sąsiadów. To też są poniżenie oraz kompletny brak empatii i szacunku.
Chcę na tej bazie zbudować fundację, która będzie pomagała takim kobietom. Będzie dawała im narzędzia umożliwiające wyjście z tej sytuacji. Po wielu rozmowach z kobietami utwierdziłam się w przekonaniu, że te, które daje państwo, są niewystarczające. Niebieska karta to czasami fikcja...
Mogłaby podać pani jakiś przykład?
Kobieta złożyła pozew o ograniczenie praw rodzicielskich mężowi. Miała podstawy, by sądzić, że dzieci nie są z nim bezpieczne - jest przemocowcem, który leczy się psychiatrycznie. Natomiast sąd nie spieszył się z rozpatrzeniem jej wniosku, przez co, gdy on nie chciał wydać jej dzieci, policja była bezradna.
Trzeba o takich sytuacjach mówić, a nie udawać, że jesteśmy wspaniałym, wzorcowym, katolickim krajem. Szczególnie jeśli za wypowiadanym w kościele "moja wina" nie idzie żadna refleksja.
Rozmawiała Katarzyna Pawlicka, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!