Radosław Majdan i Małgorzata Rozenek nie ochrzczą syna. Taką samą decyzję podjęły Ola i Kasia
"Za dużo rzeczy dzieje się w Kościele takich, które nam się nie podobają" – powiedział Radosław Majdan, zapytany, dlaczego mały Henio nie będzie miał chrztu. Jego słowa wywołały głośną dyskusję. Okazało się, że podobne decyzje podejmują także inni młodzi rodzice.
23.07.2020 15:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jak wynika z nowego "Rocznika Statystycznego Kościoła Katolickiego", w Polsce w 2018 roku sakramentu chrztu udzielono ponad 386 tys. osobom. "Zdecydowaną większość chrztów udzielono dzieciom do 1 roku życia. Jedynie 4,5 proc. ochrzczonych przyjmowało chrzest w wieku od pierwszego do siódmego roku życia. Natomiast chrzest w wieku powyżej 7 lat przyjął niespełna 1 proc. ochrzczonych" – czytam. W porównaniu z poprzednimi latami rok 2018 nie wypada źle – w 2016 odbyło się 374 279 chrztów, w 2017 liczba ta wyniosła zaś 392 446.
W statystykach za 2020 r., na które jeszcze długo poczekamy, nie doliczymy się jednak dziecka Małgorzaty Rozenek-Majdan i jej męża. Majdan postawił sprawę jasno. – Nie, my nie myślimy o chrzcie, za dużo rzeczy dzieje się w Kościele takich, które mi się nie podobają i na razie nie chcemy i nie będziemy chrzcić naszego syna. Myślę, że Kościół powinien zająć się wiarą, a nie polityką – powiedział tata Henryka w rozmowie z Jastrząb Post. Nie bez znaczenia są też dla niego afery pedofilskie latami tuszowane przez tę instytucję i podejście do metody in vitro, dzięki której były piłkarz został ojcem. – Nie będę wysyłał syna do środowiska, które tego nie akceptuje – zaznaczył.
Dlaczego mam to robić własnemu dziecku?
Majdana doskonale rozumie moja redakcyjna koleżanka Aleksandra Kisiel. Słyszę, że choć sama została ochrzczona w wierze katolickiej, a jej partner – w ewangelickiej, to nawet przez głowę im nie przeszło, by chrzcić syna Julka.
– Oboje odeszliśmy z Kościołów, bo nie zgadzamy się z postępowaniem duchownych, nie zgadzamy się na podwójną moralność, na tuszowanie przez Kościół skandali – mówi. – Gdy urodził się nasz syn, od razu wiedzieliśmy, że nie będziemy go wychowywać w żadnej religii. Dlatego nie będziemy go chrzcić, bo z Kościołem katolickim jest trochę jak z mafią. Raz pożyczysz od mafii pieniądze i jesteś uwikłany na całe życie. Raz ksiądz pokropi ci głowę wodą i lądujesz w aktach na całe życie – ironizuje.
Ola zwraca uwagę na fakt, że polski Kościół nielegalnie przechowuje dane osobowe, za nic mając RODO. – Jeśli chronimy dzieci przed mediami społecznościowymi, jeśli nie pokazujemy ich twarzy, dlaczego mamy zgadzać się, żeby Kościół dysponował ich danymi? – pyta. Do tego oczywiście dochodzi kwestia molestowania, o której wspominał i Radek Majdan. Odkąd Ola została mamą, jest na nią szczególnie wyczulona. – I choć oczywiście wiem, że to problem systemowy i nie neguję istnienia dobrych księży i zakonnic, to dobrowolnie nie popchnęłabym mojego dziecka w kierunku organizacji, która systemowo od lat chroni pedofilów – zaznacza wyraźnie.
Zobacz także
Problem z Kościołem od jakiegoś czasu ma też Kasia, mama dwójki dzieci. Przyznaje, że kiedyś była bardzo religijna i regularnie chodziła na msze. Od jakiegoś czasu jednak inaczej postrzega Kościół. – Jak na ten moment jest dla mnie po prostu instytucją – mówi.
Decyzję o tym, że nie ochrzci swoich córek, podjęła jednak dużo wcześniej. Również ze względu na fakt, że ich ojciec jest ateistą. – Stwierdziliśmy oboje, że damy im wybór, jak będą już starsze – wspomina. Ta decyzja nie spotkała się z aprobatą rodziców Kasi. – Niby nie naciskali, ale byli trochę zawiedzeni tym faktem. Powtarzali, że trzeba, że to obowiązek i nie można żyć bez chrztu – opowiada.
Ola też miała przeprawy ze swoją mamą. W jej przypadku sugestie były jednak prawie niezauważalne. – Próbowała namówić mojego ojca, żeby mnie podpytał, czy będziemy chrzcić Julka. To było bardzo zabawne – śmieje się na samo wspomnienie.
Olę bardziej niż matka zaskoczył partner, ojciec Julka. – Przez chwilę miał taki pomysł: "a może go jednak ochrzcimy, bo wiesz rodzina i tradycja?" – cytuje. Nie chciała o tym słyszeć. – Ja od początku bardzo twardo broniłam mojego zdania. Wychodziłam z założenia, że wybory dotyczące religii to są wybory absolutnie osobiste i ja nie będę decydować za moje dziecko, w jakiego Boga ma wierzyć i czy ma wierzyć w ogóle. I absolutnie nie godziłam się na to, żeby robić cokolwiek w imię tradycji – stwierdza.
"Jezus też był człowiekiem"
Podobnie do sprawy podchodzi 35-letnia Katarzyna, która wychowuje swoje córki w Londynie. – Poznają różne wyznania. Jedna chodzi do klasy z dziewczynką noszącą hidżab. Obie zdają sobie sprawę, że na tym polega ta religia, mają też świadomość, że jest wiele wyznań. Chcę, by poznały je wszystkie. I zawsze im mówię, że to ich wybór, w jakiego Boga będą wierzyć – deklaruje Kasia.
Ola nie ma nic wspólnego z Kościołem od 15. roku życia i nie chce, by jej dziecko miało – przynajmniej dopóki ma na to wpływ. – Nie ulegnę presji drugiej klasy, kiedy wszyscy będą szli do komunii, a mój syn powie, że skoro tak, to i on chce. Zapytam go wtedy: "jakby wszyscy skoczyli z mostu, to ty też byś skoczył?" – mówi, a ja mam wrażenie, że w razie czego naprawdę to zrobi.
Mamę Julka trapi coś jeszcze. – Przekonanie, że jeśli ksiądz nie odprawi obrzędu nad głową dziecka i nie pokropi go wodą, to to dziecko, które w moim odczuciu jest czyste i niewinne, wyląduje w czyśćcu. Ja nie kupuję tej katolickiej narracji – Ola szczerze się dziwi. – Myślę, że ze strony Kościoła to cholerna nadinterpretacja. Księża myślą, że są Bogami na ziemi. Nie są, są ludźmi. Nawet Jezus był człowiekiem – kwituje.
Zobacz także
Drastycznych zmian nie będzie
Czuję niedosyt. Z jednej strony mam takie deklaracje, z drugiej widzę statystyki, które wskazują, że nadal wiele dzieci jest chrzczonych. Nie wiadomo jeszcze, jak na odpływ wiernych wpłynęły ostatnie dwa lata, w tym wiele wykrytych afer pedofilskich i filmy Sekielskich.
Do sprawy odnosi się dr Maciej Czeremski, adiunkt w Instytucie Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Zakładzie Fenomenologii i Antropologii Religii. Kiedy pytam go o to, dlaczego ludzie nie chcą chrzcić dzieci i mówią o tym głośno, odpowiada krótko. – Od strony mechanizmów sprawa wydaje się być prosta. Z jednej strony w grę wchodzą ogólne procesy związane z laicyzacją i prywatyzacją religii. Z drugiej specyficzna sytuacja, do jakiej dopuścił KK – niektórzy ludzie pewnie nie mają ochoty chrzcić dzieci w "obrządku PIS-owskim" – ocenia.
Dzwonię też do współautora "Rocznika Statystycznego Kościoła katolickiego", księdza Wojciecha Sadłonia. Jego zdaniem Kościół nie ma się czym martwić. – W latach 80., czyli w czasach Solidarności, liczba chrztów nawet przekraczała liczbę urodzeń. Polacy "nadrabiali" chrzczenie dzieci, które wiązało się z restrykcjami w czasach komunizmu – zaczyna Sadłoń. – Potem w latach 90. krzywe urodzeń i chrztów w Polsce są do siebie równoległe i niemal się pokrywają. Na początku XXI w., czyli dwie dekady temu, liczba chrztów względem liczby urodzeń trochę spadła i w niektórych latach nie przekraczała 95 proc. Natomiast ostatnio, po 2010 roku, te krzywe znów zaczęły bardziej na siebie nachodzić – wyjaśnia.
Duchowny nie ignoruje jednak rodziców, którzy wyłamują się ze schematu. – Ale w takiej szerszej perspektywie nie widać tendencji, która by wskazywała na to, że Polacy jakoś masowo przestają chrzcić swoje dzieci. Wręcz przeciwnie, odsetek chrztów do urodzeń dochodzi nawet do 100 proc. Biorąc pod uwagę, że nie wszystkie dzieci w Polsce chrzczone są w Kościele katolickim, na tak wysoki odsetek może wpływać też fakt, że w Polsce chrzci się też często dzieci polskich emigrantów urodzone za granicą – słyszę.
Deklaracje o niechrzczeniu dzieci traktowałby bardziej jako zjawisko kulturowe, dotyczące bardzo małej grupy społecznej, choć, jak mówi, nie znaczy to, że nie będzie miało ono wpływu w dalszej perspektywie na większość.
Ks. Sadłoń wie, że zaufanie do Kościoła spadło, z drugiej strony jego zdaniem mamy do czynienia ze stabilną i silną grupą zaangażowanych katolików. I właśnie z tego powodu nie sądzi, by doszło do jakichś drastycznych zmian w przyszłości.