Blisko ludziRatownik medyczny o szybkich testach dla pracowników ochrony zdrowia. "To mydlenie oczu"

Ratownik medyczny o szybkich testach dla pracowników ochrony zdrowia. "To mydlenie oczu"

– Za chwilę poziom niepracujących medyków będzie tak ogromny, że ludzie będą umierać – mówi Wirtualnej Polsce ratownik medyczny Michał Kleczewski. Przebywając na kwarantannie, próbował bezskutecznie ustalić termin testu na koronawirusa. "Nikt nie raczył odebrać telefonu, a jak już, to nikt nic nie wie" – pisze w mediach społecznościowych.

Ratownik medyczny o szybkich testach dla pracowników ochrony zdrowia. "To mydlenie oczu"
Źródło zdjęć: © Getty Images, fac
Anna Podlaska

Mija kilka tygodni, odkąd sanepid rozszerzył dostęp do testów na koronawirusa dla medyków. Nie muszą oni już dokumentować kontaktu z osobą chorą lub podejrzaną o zakażenie. Każdy objaw sugerujący chorobę COVID-19 jest wskazaniem do badań diagnostycznych.

– Medyk, który miał bliski kontakt z osobą zakażoną, a nie miał pełnego stroju ochronnego i nie ma objawów, idzie na kwarantannę. Siódmego dnia można mu pobrać wymaz. Jeżeli jest wynik negatywny, to wraca do pracy – potwierdza WP Kobieta rzecznik prasowy Głównego Inspektora Sanitarnego Jan Bondar. – Zwolnienie medyka z kwarantanny, jeżeli ma wynik ujemny, odbywa się najczęściej poprzez kontakt telefoniczny – wyjaśnia.

– Pracownik ochrony zdrowia, który miał kontakt z zakażonym i nie miał odpowiedniego zabezpieczenia, powinien się zgłosić do sanepidu lub powinien go zgłosić sam pracodawca – dodaje rzecznik. Jak podkreśla, te procedury są powszechnie znane i nie raz były przekazywane dyrektorom placówek.

"Rzeczywistość jest w ogóle inna"

Problem w tym, że po tych siedmiu dniach od kontaktu z zakażonym, telefon ze stacji epidemiologicznej w wielu przypadkach milczy. Jak relacjonują pracownicy ochrony zdrowia, odnoszą wrażenie, że w dokumentach pracowników sanepidu panuje bałagan, a urząd jest niewydolny.

– My medycy, po kontakcie z pacjentem chorym na COVID-19, zostajemy wysłani na kwarantannę z nadzieją, że zostaniemy zbadani w terminie i po uzyskaniu negatywnego wyniku wrócimy do pracy. Rzeczywistość jest w ogóle inna. Ja jestem już dziewiąty dzień bez kontaktu i bez informacji, kiedy sanepid chce mi zrobić test – mówi ratownik medyczny z Warszawy, Michał Kleczewski.

Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Sezon 2 odc. 1. Historie inspirujących kobiet

Dodaje, że zorganizował sobie test prywatnie w największym laboratorium w Warszawie, Genomics. Pomógł mu w tym drugi pracodawca, również pogotowie miejskie zaoferowało pomoc. W ósmej dobie od kontaktu z zakażonym pobrano od niego próbki. Podczas rozmowy z naszą redakcją dostał na maila odpowiedź, że ma wynik ujemny. Teoretycznie może wracać do pracy.

– Od razu zadzwoniłem do sanepidu. Poprosili o wysłanie maila z wynikiem. Dostałem odpowiedź, że mam czekać na informację co dalej, z uwagi na dużą ilość wiadomości – mówi Kleczewski i opisuje chronologicznie, na czym, jego zdaniem polega, problem z priorytetowymi testami dla medyków.

"Obecnie żadna interwencja nie jest bezpieczna"

8 kwietnia ratownik miał dyżur w pogotowiu. – Pojechałem do 70-letniego mężczyzny, który skarżył się na ból w klatce piersiowej oraz duszność. Ponieważ nie miał gorączki, nie ruszał się z domu i nie miał infekcji górnych dróg oddechowych, został zakwalifikowany przez dyspozytora jako wywiad COVID ujemny – tłumaczy Kleczewski.

Zespół pogotowia założył na interwencję podstawowy strój ochronny. – Weszliśmy do pacjenta w rękawiczkach, maskach ochronnych, okularach/goglach i przyłbicach, ponieważ obecnie żadna interwencja nie jest bezpieczna. Zmierzyliśmy temperaturę wszystkim domownikom – była w granicach normy. Pacjent miał problemy kardiologiczne, co mogło tłumaczyć duszność. Wykonaliśmy niezbędne medyczne czynności ratunkowe na miejscu i po kontakcie z dyspozytorem ustaliśmy dla niego odpowiedni szpital i tam go przetransportowaliśmy – dodaje.

Na tym interwencja się skończyła.

Dwa dni później, po północy, ratownik otrzymał telefon z dyspozytorni pogotowia miejskiego, że pacjent, którego przywiózł 8 kwietnia uzyskał pozytywny wynik na koronawirusa. – Tego samego dnia skontaktowałem się z sanepidem. Zaspana pani potwierdziła kwarantannę. Żeby zabezpieczyć narzeczoną, udałem się na czas izolacji do oddzielnego mieszkania – opowiada.

Wyznaje, że dzień w dzień dzwonił do sanepidu, aby ustalić co dalej. Liczył na priorytetowo wykonany test. – Trzeciego dnia kwarantanny, piątego od kontaktu z zakażonym, dowiedziałam się w sanepidzie, że nie mogą mnie połączyć z pacjentem dodatnim, z którym miałem kontakt 8 kwietnia – mówi poirytowany ratownik. Cała procedura kwarantanny nie była wdrożona.

Dodatkowo, 15 kwietnia zadzwoniła do niego pracownica powiatowej stacji epidemiologicznej, że od teraz nakłada na niego kwarantannę. Według procedur, tego dnia powinien mieć wykonany test.

– W ten sposób wykończymy system. Za chwilę poziom niepracujących medyków będzie tak ogromny, że ludzie będą umierać. Pamiętajmy, że pacjenci nadal chorują na swoje choroby przewlekłe. Mają zawały, mają udary i ulegają wypadkom komunikacyjnym. Pamiętajmy, aby nie skupiać się tylko i wyłącznie na koronawirusie – mówi Michał Kleczewski.

– Masowe wyłączenie medyków z systemu spowoduje, że ludzie zaczną umierać z powodu niedostępności do zespołów ratownictwa medycznego – dodaje. Jak podkreśla, nie jest odosobniony w swojej opinii. Po tym, jak opisał historię z dostępnością do testów w mediach społecznościowych, odezwało się wielu pracowników ochrony zdrowia mających podobny problem.

"Dostałam telefon, że mnie z kimś pomylili"

– Jestem medykiem. W dwunastym dniu kwarantanny dostałam telefon z sanepidu, że mnie z kimś pomylili, bo myśleli, że pracuje w szpitalu na Banacha w Warszawie. Po sześciu dniach od zakończenia kwarantanny dostałam decyzję o jej nałożeniu – opowiada nam pani Katarzyna.

– Nikt mnie nie sprawdzał, nikt nie wiedział, że powinnam być na kwarantannie, mimo że pracodawca wysłał pismo do powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej w Warszawie i do drugiego miasta, w którym pełnię obowiązki. Test w trakcie odbywania kwarantanny również zorganizował mi pracodawca – dodaje.

W Polsce personel medyczny może stanowić nawet 18 proc. osób w grupie zakażonych koronawirusem. Do tej pory ponad 4,5 tys. medyków poddanych zostało kwarantannie. Jednocześnie nie wszyscy pracownicy sektora ochrony zdrowia są objęci badaniami finansowanymi przez Narodowy Fundusz Zdrowia.

Chcąc jak najszybciej zdiagnozować medyków i pozwolić im wrócić do obowiązków, prywatne laboratoria medyczne rozpoczęły akcję "Badamy-wspieramy", czyli bezpłatne testy na obecność koronawirusa SARS-CoV-2. Próbki pobierane są w mobilnych punktach pobrań. Robi się to jednak stacjonarnie i medycy w kwarantannie nie mogą liczyć na tego typu test. Czekają zatem na działania sanepidu, a gdy te zawodzą, starają się rozwiązać problem na własną rękę.

Zobacz także: Smacznego na dobry wieczór! Chlebek bananowy

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (442)