Rodzice udostępniają zdjęcia dzieci. Skutki mogą być opłakane

- Nawet pozornie niewinne fotografie z wakacji trafiają potem np. do katalogów opatrzonych seksualizującymi dzieci tytułami takimi, jak: "Słodkie dziewczynki na plaży" czy "Śliczni chłopcy bawią się w rzece" - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Anna Borkowska z Zespołu Programów Edukacyjno-Informacyjnych NASK.

Czasem pozornie neutralne fotografie mogą pojawić się na przestępczych stronach
Czasem pozornie neutralne fotografie mogą pojawić się na przestępczych stronach
Źródło zdjęć: © Adobe Stock

14.06.2023 | aktual.: 12.07.2024 22:38

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Miliony osób codziennie korzystają z social mediów, regularnie publikując na Facebooku czy Instgramie fragmenty swojego życia prywatnego. Wśród nich są też rodzice, którzy chętnie chwalą się swoimi dziećmi, udostępniając różnorodne zdjęcia swoich pociech - od występów w akademiach, przez zabawne, codzienne zdjęcia, po fotografie z plaży czy basenów.

Wielu z nich niestety nie ma świadomości zagrożeń, jakie mogą wiązać się z tego typu aktywnością. Szczególnie przed zbliżającymi się wakacjami, podczas których wielu z nas chwali się rodzinnymi fotografiami w sieci, warto uzmysłowić sobie, że nawet pozornie niewinne zdjęcie dziecka może zostać wykorzystane do różnych celów.

Czym jest sharenting?

Zjawisko publikowania wizerunku dzieci w mediach społecznościowych doczekało się swojej pochodzącej z angielskiego nazwy sharenting, gdzie "share" oznacza dzielenie się, a "parenting" - rodzicielstwo. Temat przypomniała ostatnio Edyta Daszkowska, certyfikowana edukatorka cyfrowej równowagi, prowadząca na Instagramie profil "Cyfrobalans", a jej grafika i post szybko zyskały popularność w sieci.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Media społecznościowe to idealny teren poszukiwań dla pedofilów, którzy nagminnie pobierają z różnych kont rodziców zdjęcia dzieci, a następnie handlują tymi fotografiami na zamkniętych forach internetowych. Szacuje się, że nawet połowa materiałów gromadzonych przez pedofilów pochodzi z portali społecznościowych" - napisała na Instagramie Daszkowska.

Zwróciła też uwagę na fakt, że na tego typu stronach pojawiają się nie tylko oczywiste zdjęcia z plaży, ale i pozornie neutralne.

"Znajdują się tam także fotografie, które przez nas traktowane są jako neutralne, ale z jakiegoś powodu są uznawane przez pedofilów za atrakcyjne... buzia ułożona w odpowiedni sposób, dzieci jedzące banany, liżące lody, kawałek gołego kolana, kostki.... Widzicie, to prawda?" - podkreśliła.

Zaapelowała też do rodziców o rozwagę w dodawaniu tego typu treści.

Skala zjawiska

W opracowanym już w 2020 roku przez Ministerstwo Cyfryzacji i Akademię NASK poradniku dla rodziców "Sharenting i wizerunek dziecka w sieci", wydanym w ramach kampanii "Nie zagub dziecka w sieci", wspomniano m.in. o skali tego zjawiska.

Z raportu przygotowanego przez London School of Economics z 2018 roku wynika, że 75 proc. rodziców regularnie korzystających z Internetu, dzieli się zdjęciami lub nagraniami z wizerunkiem swoich dzieci. W Polsce robi to około 40 proc. rodziców, a rocznie każdy z nich udostępnia w sieci średnio 72 zdjęcia i 24 filmy, których głównymi bohaterami są ich pociechy (dane z 2019 r.). Jak podkreślono w poradniku Ministerstwa Cyfryzacji i NASK - wielu z nich nie stosuje ograniczeń dot. możliwości wyświetlania tego typu materiałów.

Utrata kontroli nad tym, co publikujemy

Anna Borkowska z Zespołu Programów Edukacyjno-Informacyjnych NASK w rozmowie z Wirtualną Polską także zwróciła uwagę na badania pokazujące, że 50-60 proc. zdjęć i nagrań pojawiających się na stronach zawierających treści pedofilskie pochodzi z materiałów udostępnianych przez rodziców w mediach społecznościowych.

Wśród największych zagrożeń związanych z sharentingiem, ekspertka wymienia przede wszystkim utratę kontroli nad tym, co publikujemy.

- Dzieląc się fotografią w mediach społecznościowych, tak naprawdę udostępniamy np. zdjęcie naszego dziecka nieograniczonej liczbie osób. Materiał przestaje być naszą własnością i nawet jeśli pokazujemy go tylko znajomym, nie mamy wpływu na to, gdzie oni go przekażą. Tracimy pełną kontrolę i zdjęcia mogą nie tylko zostać bezprawnie wykorzystane w celach przestępczych, ale i opatrzone przykrym komentarzem, jak "najbrzydsze dziecko na świecie" czy przerobione np. na ośmieszające nasze dziecko memy - podkreśla.

Pozorna neutralność

Ekspertka zwraca też uwagę na fakt, że nawet pozornie neutralne fotografie, dokumentujące życie dziecka, jak wakacje czy osiągnięcia, są nie tylko ogromnym źródłem danych o tym, gdzie dziecko mieszka, gdzie się uczy czy wyjeżdża, ale mogą też pojawić się na stronach, na których rodzice z pewnością nie chcieliby oglądać swoich dzieci.

- I te pozornie niewinne fotografie z wakacji trafiają potem na przykład do katalogów opatrzonych seksualizującymi dzieci tytułami takimi, jak: "Słodkie dziewczynki na plaży" czy "Śliczni chłopcy bawią się w rzece" - mówi.

Innym przykładem wykorzystania pozornie neutralnych treści - jak przywołuje ekspertka - były komentarze pojawiające się pod nagraniami dzieci na YouTube, co kilka lat temu nagłośnił jeden z vlogerów.

- Okazało się, że za pomocą tego serwisu pedofile komunikowali się ze sobą. Pod filmami prezentującymi pozornie neutralne sceny z życia dzieci – maluchy bawiące się na placu zabaw czy skaczące na trampolinach młode gimnastyczki – pojawiały się komentarze wskazujące np. minuty, w których można było zatrzymać nagranie i zobaczyć dziecko w konkretnej, seksualizowanej pozie. Pojawiały się też przekierowania do stron z dziecięcą pornografią. Na szczęście YouTube zareagował i obecnie pod nagraniami z dziećmi komentarze są automatycznie wyłączone. Warto jednak mieć z tyłu głowy fakt, że te filmy nadal mogą zostać pobrane i opublikowane w różnych miejscach - podkreśla ekspertka NASK.

Anna Borkowska zwraca też uwagę na "cyfrowy kidnaping" polegający na kradzieży wizerunku dziecka i tworzeniu mu nowej tożsamości cyfrowej. Zwraca uwagę na specjalne katalogi cyfrowe, na których odpowiednie oznaczenia ułatwiają odnalezienie zdjęć służących do tego typu działań.

Utrata wpływu na tożsamość cyfrową

Ekspertka podkreśla również, że udostępnianie zdjęć dzieci przez rodziców jest też nadużywaniem ich wizerunku.

- W ten sposób pozbawia się dziecko możliwości tworzenia własnej tożsamości cyfrowej, własnego wizerunku w świecie cyfrowym, gdy będzie starsze i będzie mogło decydować, co "wrzuca" do sieci. Według badań, nawet 80 proc. dzieci poniżej drugiego roku życia ma już cyfrowy ślad w postaci zdjęć w sieci, a 5 proc. posiada założony przez rodziców profil w mediach społecznościowych - przyznaje.

Powołując się m.in. na badania EU Kids Online, Borkowska zwraca uwagę na wypowiedzi nastolatków, którzy doświadczyli nieprzyjemnych sytuacji po publikacji przez rodziców ich zdjęć bez ich zgody.

- Młodzi ludzie wspominali zarówno o nieprzyjemnych komentarzach pod zdjęciami, ale także wykorzystywaniu zdjęć lub filmów w procesie cyberprzemocy nie tylko przez nieznajomych, ale i rówieśników w szkole, o czym niestety rodzice często zapominają – podsumowuje Anna Borkowska.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (13)