Rodzice nagminnie udostępniają zdjęcia dzieci w Internecie. "To nie jest moda, ale dużo głębsze i poważniejsze zjawisko"
Sharenting to nadmierne dokumentowanie życia dziecka w cyberprzestrzeni. Jak pokazują najnowsze badania, robi to co czwarty rodzic. – Zapominamy, że dzieci są odrębnymi istotami, mającymi swoje prawa, w tym do niezależności i intymności – tłumaczy dr Aleksandra Piotrowska i mówi o zagrożeniach, jakie niesie za sobą publikowanie zdjęć maluchów, nie tylko w Internecie.
Co czwarty rodzic nagminnie udostępnia informacje i zdjęcia swojego dziecka w sieci. Tak wynika z badań przeprowadzonych przez dr Annę Brosch z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Dorośli robią to, aby zaimponować znajomym, zyskać popularność kosztem dzieci, czy po prostu podzielić się doświadczeniami, bo doskwiera im samotność.
Anna Podlaska, WP Kobieta: Co czwarty rodzic dzieli się w sieci intymnymi zdjęciami swoich dzieci. Zjawisko tzw. sharentingu dotyczy głównie kobiet.
Dr Aleksandra Piotrowska, psycholog dziecięcy: Myślę, że kobiety na ogół częściej umieszczają zdjęcia w Internecie. Nie tylko dzieci, ale i swoich mieszkań, siebie samych, pocztówek z wakacji. Kobiety w większym stopniu niż mężczyźni szukają potwierdzenia swojej ważności w oczach innych.
Dożyliśmy dziwnych czasów, w których nastolatkowie na pytanie, kim jest przyjaciel, odpowiadają, że to ktoś, kto zawsze daje lajki przy naszych zdjęciach. W świecie dorosłych ta pogoń za "serduszkami", "kciukami w górę" w mediach społecznościowych jest bardzo wyraźna.
To zjawisko związane jest też z modą na bycie popularnym. Czasami ludzie nie mają pomysłu na siebie i publikują zdjęcia dzieci, aby "pokazać się" znajomym.
To nie jest moda, ale dużo głębsze i poważniejsze zjawisko. To pewien system wartości, jakiemu hołduje spora część ludzi – dramatycznie różni się on od tego, który łączył nas 30 czy 50 lat temu. Dziś ogromna część osób chce być zauważona, zaistnieć publicznie. Stanie się celebrytą to istotne marzenie sporej części ludzi.
Z czym jeszcze związana jest ta potrzeba wrzucania do Internetu zdjęć pociechy? Z badań wynika, że jest to zaspokojenie potrzeby komunikacji międzyludzkiej, omówienia w sieci spraw związanych z rodzicielstwem.
To jest objaw coraz częściej przytrafiającej się nam samotności. My możemy żyć nie "z" członkami rodziny, ale bardziej "obok siebie" i mieć poczucie, że nie mamy osoby, z którą możemy podzielić się poglądami, uczuciami. Zaczynamy szukać tego kontaktu w sieci. Domniemana anonimowość dodaje nam odwagi, wówczas wyraźniej i dosadniej wyrażamy sądy. Czasami przekraczamy granice. Jednak z dzieleniem się poglądami w Internecie nie musi iść w parze publikowanie zdjęć. Mimo wszystko podlegamy wpływom innych, jeśli widzimy jakieś zachowania, to gwałtownie rośnie prawdopodobieństwo, że sami się tak zachowamy. Dlatego w grupie funkcjonujemy inaczej niż w pojedynkę.
Jakie zagrożenia niesie za sobą ten sharenting?
Zamieszczanie intymnych zdjęć dzieci, w wannie czy na nocniku, to podawanie na tacy materiału pedofilom. To najbardziej drastyczny skutek. Poza tym, to traktowanie dziecka jak pudelka, który został ostrzyżony i staje się obiektem do fotografowania. Zapominamy, że dzieci są odrębnymi istotami, mającymi swoje prawa, w tym do niezależności i intymności. Zamieszczając ich zdjęcia bez zasięgania ich opinii, a trudno dyskutować z niemowlakiem, nie przestrzegamy praw dziecka.
Z drugiej strony nie wiemy, co na temat zdjęć będzie sądziło to dziecko za 15 czy 30 lat. Czy te zdjęcia mu życia nie skomplikują?
Czy w takim razie miała pani do czynienia ze zdenerwowanymi tym faktem nastolatkami?
Owszem, zdarzało mi się to kilkukrotnie. Sytuacja dotyczyła próśb nastolatków, aby rodzice natychmiast zaprzestali umieszczania ich zdjęć w mediach. Powody były różne, nastolatki uznawały je za obciachowe lub np. zdjęcia były zrobione w miejscu, w którym nastolatek nie chce się pokazywać. Dodatkowo rodzice czasami nie ustawiają prywatności zamieszczanych fotografii. Wyświetlają się one wszystkim.
Ze względu na to, że to dość świeży problem, nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, w której nastolatek zrobiłby awanturę, ponieważ jego zdjęcia z okresu niemowlęcego wylądowały w sieci.
Zdjęcia udostępniają nie tylko matki, ale i ojcowie - zwłaszcza wtedy, kiedy walczą o opiekę nad dzieckiem. Dlaczego tak się dzieje?
Trudno tu o uogólnienia, nie znam badań na większej grupie. Sądzę jednak, że poprzez umieszczanie zdjęć z dzieckiem ojcowie chcą zdobyć dowód przemawiający za tym, że nadają się na opiekunów, że spędzają z nim czas, i że jest to dla nich ważne.
Przeświadczenie, że dziecko z góry należy do matki, a plemnik nie czyni ojca i mężczyzna ma zasłużyć na to miano, ma się wciąż świetnie wśród pań pracujących w sądach.
Ojcem się jest w naturalny sposób. Kulturowo pracujemy nad tym, aby nie dopuszczać ojców do bliskiego kontaktu, szczególnie z małym dzieckiem, co jest dyskryminujące.
Zbliża się okres wakacji, pojawią się w sieci zdjęcia roznegliżowanych dzieci na plaży. Co pani, jako psycholog, sądzi o tym zjawisku?
Ja nie znoszę tego zjawiska od zawsze. Nie znoszę wpychania dzieci na widok publiczny. Sądzę, że dzieci powinny się trzymać od mass mediów jak najdalej. Jeżeli chcemy się podzielić ze znajomymi zdjęciami z wakacji, prześlijmy je bezpośrednio do znajomych. Są jednak ludzie, którzy na udostępnianiu takich fotografii budują swoje poczucie wartości.
Jak to może wpłynąć na dzieci, widzą że są fotografowane, słyszą, że ich zdjęcia są komentowane? Najmłodsi są świetnymi obserwatorami.
Dorośli w większości nie zdają sobie sprawy z tego, że umieszczanie w sieci zdjęć to dopraszanie się o ocenę. Jeżeli ta ocena dotyczy dzieci, to ludzie zwracają uwagę na ich wygląd, higieniczność, a one nie są na to przygotowane. Na dodatek, przekazuje się im wtedy - może nieświadomie - że w życiu trzeba zrobić wszystko, aby zasłużyć na lajki i pochwały. Czy to jest wskazówka na dalsze życie? Czy to chcemy przekazać dzieciom?