Romeo i Julia oddzieleni kratami. "Jego odsiadka to najlepsze, co nas spotkało"
Kiedy najbliższa osoba trafia do więzienia, rozgrywa się dramat. Wyrok odsiaduje nie tylko skazany, ale też cała jego rodzina. W takiej sytuacji znalazły się Dominika, Anna i Sylwia. Opowiedziały, w jaki sposób radzą sobie z tęsknotą za ukochanym.
"Na święta upiekę mu piernik"
Partner Dominiki, Damian, trafił do więzienia za oszustwa gospodarcze. Zakład karny stał się jego domem w czerwcu tego roku. Dla Dominiki to był koniec świata. – Kiedy się o tym dowiedziałam, nie mogłam dojść do siebie. Pamiętam, że strasznie się trzęsłam, a moja najlepsza przyjaciółka próbowała mnie uspokoić. Miałam poczucie niesprawiedliwości, jakby sąd ukarał też mnie, zabierając mi go – wspomina.
27-latka długo próbowała zrozumieć partnera i wybaczyć mu. – Byłam na niego wściekła, ciągle pytałam, dlaczego to zrobił. Miałam ogromny żal do niego, że zostawił mnie z tym samą. Wzrok ludzi z naszego małego miasta był nie do zniesienia. Część przyjaciół odsunęła się ode mnie, a ja na początku wstydziłam się swojego ukochanego – mówi.
Dominika przez pierwsze miesiące nie mogła zdobyć się na odwagę, by odwiedzić Damiana w zakładzie karnym. Brzydziła się tego miejsca, a nawet bała się, że coś może się jej stać. – Wiem, że on bardzo tęsknił, ale na myśl o pójściu tam robiło mi się niedobrze. Przez ten czas kontaktowaliśmy się tylko telefonicznie albo listownie – wspomina.
Damian miał prawo do jednego telefonu dziennie, więc na przemian dzwonił do ukochanej lub do swojej matki. 27-latka dopasowuje swój cały grafik pod jego telefon. Powoli oswaja się z myślą o odwiedzinach. – Minęło już trochę czasu, odkąd Damian siedzi. Najgorsze są wieczory, kiedy jestem samotna. Czasem brakuje też pieniędzy, ale staram się być dzielna. Obiecałam sobie, że odwiedzę go jeszcze przed świętami, z paczką. Na pewno upiekę mu piernik, bo to jego ulubione ciasto – zapewnia 27-latka.
"Jego odsiadka to jak moje wakacje"
Ania od 2018 roku mieszka sama w małej miejscowości koło Łodzi. To wtedy jej mąż trafił do więzienia. – Stało się, już nie rozpamiętuję, nie mam żalu, pogodziłam się z tym. Ślubowałam mu "na dobre i na złe", więc nadal jesteśmy razem – tłumaczy.
34-latka świetnie sobie radzi sama, pracuje, utrzymuje dom i dziecko. Męża odwiedza raz w miesiącu. – Widujemy się na takich spotkaniach dla małżeństw, w specjalnym pokoju. Wtedy mamy godzinę dla siebie. Oprócz tego dzwonimy i piszemy. Ja staram się podrzucać mu paczki, kiedy to tylko możliwe – relacjonuje.
Ania szybko pogodziła się z losem i stanęła na nogi. – Kiedy już przepłakałam sobie dwie noce, pomyślałam, że jego odsiadka to jak moje wakacje. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale pomyśl. Łóżko tylko dla mnie, telewizor i samochód tak samo. Jak nie mam ochoty robić prania, to nie robię, a jak nie chce mi się stać nad garami, to zamawiam pizzę. Syn zadowolony i ja też – opowiada.
34-latka docenia te drobne rzeczy, ale to nadal nie rekompensuje jej braku męża. Podobnie jak Dominika tęskni i odczuwa smutek, gdy zasypia w pustym łóżku. Przyznaje jednak, że teraz bardziej docenia te krótkie spotkania z mężem. – Nie mamy dużo czasu, więc nie marnujemy go na kłótnie. On bardzo się stara, jest romantyczny jak nigdy wcześniej. Pisze mi wzruszające listy i trzyma za rękę. Czuję, że jego odsiadka uratowała nasz związek, a już na pewno go umocniła – podsumowuje.
"Większość ludzi potępia takie kobiety"
Sylwia mocno przeżyła zatrzymanie swojego partnera. Chociaż wiedziała o jego trudnej przeszłości, to ciężko było jej uwierzyć, że rozdzieli ich wyrok sądu. Przez pierwsze trzy miesiące aresztu nie zamienili ze sobą nawet słowa.
– Prokurator nie wyraził zgody ani na telefon, ani na widzenia. Przez ten czas odbywały się sprawy w sądzie, w których mogłam uczestniczyć jako publiczność i tylko wtedy go widywałam – wspomina kobieta.
Sylwia walczyła nie tylko o widzenia, ale też możliwość pisania do ukochanego. – Tomek napisał do mnie kilka listów, a otrzymałam tylko jeden. Cała korespondencja przechodziła przez cenzurę prokuratora. On moje listy otrzymał dopiero po uchyleniu aresztu – tłumaczy.
Kiedy Tomasz trafił z aresztu do zakładu karnego, kontaktowanie się pary było dużo prostsze. – Mogłam przyjść na widzenie 3 razy w miesiącu. Dzwonił do mnie każdego dnia, a czasem nawet dwa razy dziennie – mówi.
Chociaż para mogła się widywać, tęsknota była dla nich przytłaczająca. – To bardzo ciężkie przeżycie, ogromna tęsknota, żal, zakłopotanie. Widzenie trwa tylko 60 minut, to mija bardzo szybko – relacjonuje. 32-latka pomimo ciężkiej sytuacji mówi, że przymusowa rozłąka nie zaburzyła ich relacji. – Miałam tylko żal, że doszło do takich sytuacji – dodaje.
Sylwia znalazła w sobie siłę i dała Tomaszowi drugą szansę. – Wiesz, uważam, że jeśli jest to "wpadka" albo jakieś błędy młodości, to jest to zupełnie inna sytuacja i taki człowiek bardziej zasługuje na wybaczenie niż ten, który jest już recydywistą i nie zależy mu na rodzinie. Mój Tomasz mocno żałował, że zostawił mnie w takiej sytuacji – wyjaśnia.
– Większość ludzi strasznie potępia takie sprawy, uważają, że kobiety, które czekają na swoich mężczyzn, są głupie, a nawet, że to patologia. Ja tak nie uważam, myślę, że to miłość – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl