Blisko ludziRomeo i Julia oddzieleni kratami. "Jego odsiadka to najlepsze, co nas spotkało"

Romeo i Julia oddzieleni kratami. "Jego odsiadka to najlepsze, co nas spotkało"

Kiedy najbliższa osoba trafia do więzienia, rozgrywa się dramat. Wyrok odsiaduje nie tylko skazany, ale też cała jego rodzina. W takiej sytuacji znalazły się Dominika, Anna i Sylwia. Opowiedziały, w jaki sposób radzą sobie z tęsknotą za ukochanym.

Romeo i Julia oddzieleni kratami. "Jego odsiadka to najlepsze, co nas spotkało"
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Dobrzyńska

20.11.2019 | aktual.: 20.11.2019 20:09

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

"Na święta upiekę mu piernik"

Partner Dominiki, Damian, trafił do więzienia za oszustwa gospodarcze. Zakład karny stał się jego domem w czerwcu tego roku. Dla Dominiki to był koniec świata. – Kiedy się o tym dowiedziałam, nie mogłam dojść do siebie. Pamiętam, że strasznie się trzęsłam, a moja najlepsza przyjaciółka próbowała mnie uspokoić. Miałam poczucie niesprawiedliwości, jakby sąd ukarał też mnie, zabierając mi go – wspomina.

27-latka długo próbowała zrozumieć partnera i wybaczyć mu. – Byłam na niego wściekła, ciągle pytałam, dlaczego to zrobił. Miałam ogromny żal do niego, że zostawił mnie z tym samą. Wzrok ludzi z naszego małego miasta był nie do zniesienia. Część przyjaciół odsunęła się ode mnie, a ja na początku wstydziłam się swojego ukochanego – mówi.

Dominika przez pierwsze miesiące nie mogła zdobyć się na odwagę, by odwiedzić Damiana w zakładzie karnym. Brzydziła się tego miejsca, a nawet bała się, że coś może się jej stać. – Wiem, że on bardzo tęsknił, ale na myśl o pójściu tam robiło mi się niedobrze. Przez ten czas kontaktowaliśmy się tylko telefonicznie albo listownie – wspomina.

Damian miał prawo do jednego telefonu dziennie, więc na przemian dzwonił do ukochanej lub do swojej matki. 27-latka dopasowuje swój cały grafik pod jego telefon. Powoli oswaja się z myślą o odwiedzinach. – Minęło już trochę czasu, odkąd Damian siedzi. Najgorsze są wieczory, kiedy jestem samotna. Czasem brakuje też pieniędzy, ale staram się być dzielna. Obiecałam sobie, że odwiedzę go jeszcze przed świętami, z paczką. Na pewno upiekę mu piernik, bo to jego ulubione ciasto – zapewnia 27-latka.

"Jego odsiadka to jak moje wakacje"

Ania od 2018 roku mieszka sama w małej miejscowości koło Łodzi. To wtedy jej mąż trafił do więzienia. – Stało się, już nie rozpamiętuję, nie mam żalu, pogodziłam się z tym. Ślubowałam mu "na dobre i na złe", więc nadal jesteśmy razem – tłumaczy.

34-latka świetnie sobie radzi sama, pracuje, utrzymuje dom i dziecko. Męża odwiedza raz w miesiącu. – Widujemy się na takich spotkaniach dla małżeństw, w specjalnym pokoju. Wtedy mamy godzinę dla siebie. Oprócz tego dzwonimy i piszemy. Ja staram się podrzucać mu paczki, kiedy to tylko możliwe – relacjonuje.

Ania szybko pogodziła się z losem i stanęła na nogi. – Kiedy już przepłakałam sobie dwie noce, pomyślałam, że jego odsiadka to jak moje wakacje. Wiem, że brzmi to śmiesznie, ale pomyśl. Łóżko tylko dla mnie, telewizor i samochód tak samo. Jak nie mam ochoty robić prania, to nie robię, a jak nie chce mi się stać nad garami, to zamawiam pizzę. Syn zadowolony i ja też – opowiada.

34-latka docenia te drobne rzeczy, ale to nadal nie rekompensuje jej braku męża. Podobnie jak Dominika tęskni i odczuwa smutek, gdy zasypia w pustym łóżku. Przyznaje jednak, że teraz bardziej docenia te krótkie spotkania z mężem. – Nie mamy dużo czasu, więc nie marnujemy go na kłótnie. On bardzo się stara, jest romantyczny jak nigdy wcześniej. Pisze mi wzruszające listy i trzyma za rękę. Czuję, że jego odsiadka uratowała nasz związek, a już na pewno go umocniła – podsumowuje.

"Większość ludzi potępia takie kobiety"

Sylwia mocno przeżyła zatrzymanie swojego partnera. Chociaż wiedziała o jego trudnej przeszłości, to ciężko było jej uwierzyć, że rozdzieli ich wyrok sądu. Przez pierwsze trzy miesiące aresztu nie zamienili ze sobą nawet słowa.

– Prokurator nie wyraził zgody ani na telefon, ani na widzenia. Przez ten czas odbywały się sprawy w sądzie, w których mogłam uczestniczyć jako publiczność i tylko wtedy go widywałam – wspomina kobieta.

Sylwia walczyła nie tylko o widzenia, ale też możliwość pisania do ukochanego. – Tomek napisał do mnie kilka listów, a otrzymałam tylko jeden. Cała korespondencja przechodziła przez cenzurę prokuratora. On moje listy otrzymał dopiero po uchyleniu aresztu – tłumaczy.

Obraz
© Archiwum prywatne

Kiedy Tomasz trafił z aresztu do zakładu karnego, kontaktowanie się pary było dużo prostsze. – Mogłam przyjść na widzenie 3 razy w miesiącu. Dzwonił do mnie każdego dnia, a czasem nawet dwa razy dziennie – mówi.

Chociaż para mogła się widywać, tęsknota była dla nich przytłaczająca. – To bardzo ciężkie przeżycie, ogromna tęsknota, żal, zakłopotanie. Widzenie trwa tylko 60 minut, to mija bardzo szybko – relacjonuje. 32-latka pomimo ciężkiej sytuacji mówi, że przymusowa rozłąka nie zaburzyła ich relacji. – Miałam tylko żal, że doszło do takich sytuacji – dodaje.

Sylwia znalazła w sobie siłę i dała Tomaszowi drugą szansę. – Wiesz, uważam, że jeśli jest to "wpadka" albo jakieś błędy młodości, to jest to zupełnie inna sytuacja i taki człowiek bardziej zasługuje na wybaczenie niż ten, który jest już recydywistą i nie zależy mu na rodzinie. Mój Tomasz mocno żałował, że zostawił mnie w takiej sytuacji – wyjaśnia.

– Większość ludzi strasznie potępia takie sprawy, uważają, że kobiety, które czekają na swoich mężczyzn, są głupie, a nawet, że to patologia. Ja tak nie uważam, myślę, że to miłość – podsumowuje.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (113)