Fabrykantki aniołków. Wstrząsające, co robiły z dziećmi

Na przełomie XIX i XX w. dzieciobójstwo było powszechne. Ciała niemowląt na ulicach nikogo nie dziwiły, a tzw. fabrykantki aniołków miały pełne ręce roboty.

Alternatywą było oddanie dziecka do przytułku (nierzadko przepełnionego) lub próba znalezienia mu innej rodziny (zdj. poglądowe)
Alternatywą było oddanie dziecka do przytułku (nierzadko przepełnionego) lub próba znalezienia mu innej rodziny (zdj. poglądowe)
Źródło zdjęć: © domena publiczna | NAC

03.02.2024 | aktual.: 03.02.2024 16:15

Jedną z pierwszych fabrykantek aniołów w kraju była Wiktoria Szyferska. Zarabiała na kobietach, które zaszły w niechcianą ciążę. Obiecywała pomóc im w znalezieniu pracy i opieki nad dzieckiem, jednak niemowlęta, które do niej trafiały, praktycznie nie miały szans na przeżycie.

Panny w potrzebie

Samotne wychowywanie dziecka najczęściej oznaczało przypieczętowanie swojego losu. Ciężarne, niezamężne kobiety nieczęsto się na to decydowały. Im biedniejsze i bardziej rygorystyczne było otoczenie, tym gorsze mogły być konsekwencje niechcianej ciąży. Mieszkańcy polskich wsi w XIX, a nawet jeszcze w XX wieku żyli często w ubóstwie graniczącym nieraz z głodem. Chłopskie dzieci były niedożywione. Od najmłodszych lat pracowały ponad siły – mimo obowiązkowej edukacji. Bywało, że opuszczały szkołę na całe miesiące z powodu ciężkiej sytuacji finansowej rodziny.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nawet mężatkom mogło być ciężko. W latach 20. XX wieku lekarze zwracali uwagę na obojętność mężczyzn wobec ich żon i przyszłych dzieci. Tym większą, im niższa klasa społeczna i gorsza sytuacja finansowa. Wiejskie matki, które rodziły nieraz i dziewiąte dziecko, błagały lekarzy o pozbawienie płodności. A samotne kobiety w ciąży nie miały niemal żadnej szansy na założenie rodziny czy znalezienie pracy. Szczególnie takiej, która zapewniłaby bezpieczeństwo im i ich dzieciom.

Przytułek dla sierot i podrzutków w Brzęczkowicach
Przytułek dla sierot i podrzutków w Brzęczkowicach© domena publiczna | NAC

Z drugiej strony, na pomoc ze strony bliskich trudno było liczyć. Wręcz przeciwnie. Niechciana ciąża niezamężnej dziewczyny oznaczała nie tylko wstyd, lecz także ryzyko społecznego ostracyzmu czy nawet wyrzucenia z rodzinnego domu. Od kobiet oczekiwano nienagannej moralności. Na przykład na Śląsku konserwatyści doprowadzili do tego, że w 1926 roku weszła tam w życie ustawa zabraniająca nauczycielkom zachodzenia w ciążę. Jednym z argumentów była… obawa przed demoralizacją dzieci.

"Pomocna" dłoń

W efekcie codziennie dochodziło do dramatycznych wyborów. Kobiety często decydowały się na aborcję, która była wówczas karalna. Mimo to Wiktor Grzywo-Dąbrowski szacował, że w samej Warszawie rocznie około 20 tysięcy kobiet wywołuje poronienie. W skali kraju właściwie nie dało się tego policzyć. Zabiegi odbywały się niekiedy w zatrważających warunkach. Wcale nie tak rzadko zdarzało się więc, że próba pozbycia się ciąży kończyła się pobytem w szpitalu lub śmiercią niedoszłej matki. Joanna Kuciel-Frydryszak w książce "Chłopki. Opowieść o naszych babkach" pisze:

"Zwykle jednak niechciane ciąże prowadzą do niechcianych porodów. A potem matki muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, co zrobić z tym dzieckiem, którego zatrzymać nie można. Zwłaszcza, gdy jest się służącą. To wybór: na bruk z dzieckiem lub praca bez dziecka. Poza materialną klęską spotyka je dotkliwa kara otoczenia, gniew ojca ból i wstyd matki. Ona dostaje piętno dziwki i latawicy, jej dziecko bękarta. Ksiądz nie chce go ochrzcić, a dziadek karmić".

Alternatywą było oddanie noworodka do przytułku (nierzadko przepełnionego) lub próba znalezienia mu innej rodziny. Albo kogoś, kto zaopiekuje się nim, gdy kobieta znajdzie jakiekolwiek źródło utrzymania. I tu z "ratunkiem" przychodziły fabrykantki aniołków. Jedną z najbardziej znanych w Polsce była Weronika Szyferska, z zawodu akuszerka. Jako dodatkowe źródło utrzymania znalazła z pozoru idealny sposób. Prowadziła tzw. kantor stręczenia mamek. Świeżo upieczone mamy były bowiem mile widziane w jednym zawodzie – mogły próbować zostać mamkami. Praca ta polegała na karmieniu piersią dzieci innej rodziny.

Fabrykantki aniołków

Na tym bynajmniej działalność fabrykantek aniołków się nie kończyła. Termin ten oznaczał kobiety, które przyjmowały dzieci pod opiekę, a następnie umyślnie pozwalały im umrzeć. Szyferska i jej wspólniczka – Marianna Szymczakowa – obiecywały pomoc kobietom w ciężkiej sytuacji. Polegała ona po pierwsze na znalezieniu zatrudnienia jako mamka, a po drugie – na opiece nad dzieckiem w czasie pracy matki. Wsparcie oczywiście nie było bezinteresowne. Za to piecza okazywała się czystą fikcją.

Fabrykantki aniołków przyjmowały dzieci pod opiekę, a następnie umyślnie pozwalały im umrzeć (zdj. poglądowe)
Fabrykantki aniołków przyjmowały dzieci pod opiekę, a następnie umyślnie pozwalały im umrzeć (zdj. poglądowe)© Archiwum Główne Akt Dawnych | NAC

Pozostawione im maluchy praktycznie nie miały szans na przeżycie. Szyferska nie miała zamiaru się nimi zajmować. Oddawała dzieci Szymczakowej, która również nie dbała o ich los. Często nawet kilkanaście niemowląt leżało razem w jednej, nieogrzewanej izbie, a kobieta głodziła je, skazując na powolną śmierć.

Później nie było oczywiście żadnego pogrzebu. Zgodnie z poleceniem Szyferskiej Szymczakowa po prostu wyrzucała ciała dzieci na ulicę lub pozostawiała w okolicznych wychodkach. Trudno powiedzieć, ile niemowląt zmarło z ich ręki. Proceder był niewątpliwie makabryczny. Niestety – wcale nie był wyjątkowy. Fabrykantki aniołków działały w całej Europie. Wśród Polek znane są nazwiska m.in. Wiktorii Wypyskiej, Marianny Skublińskiej czy Sury Kokoszko.

Wyroki sądów

W samej Warszawie gazety regularnie pisały o podobnych przypadkach, jednak mieszkańcy z czasem stawali się coraz bardziej obojętni wobec tematu. A jeśli policja udowodniła już, że jakaś kobieta prowadziła podobną działalność, sądy podchodziły do sprawy raczej łagodnie. Pierwszy wyrok Szyferskiej to cztery miesiące więzienia i przymus odprawienia kościelnej pokuty. Karę ostatecznie wydłużono do 2,5 roku, bo kobieta nie stawiła się na własnej rozprawie apelacyjnej. Jedyną winą, jaką ostatecznie jej przypisano, było niedostateczne kontrolowanie Szymczakowej, formalnie przez nią zatrudnionej.

Alternatywą było oddanie dziecka do przytułku (nierzadko przepełnionego) lub próba znalezienia mu innej rodziny (zdj. poglądowe)
Alternatywą było oddanie dziecka do przytułku (nierzadko przepełnionego) lub próba znalezienia mu innej rodziny (zdj. poglądowe)© domena publiczna | NAC

Wyroki wobec fabrykantek aniołów w żaden sposób nie zniechęcały innych kobiet przed kontynuowaniem podobnej działalności. Zarabiały one na tragedii samotnych matek, obiecując im nowy dom lub opiekę nad dziećmi. Później celowo doprowadzały do śmierci maluchów. I były praktycznie bezkarne, bo wśród dużej części społeczeństwa panowało przekonanie, że z dzieciobójstwem nie da się nic zrobić.

Wypełnij naszą ankietę dotyczącą walentynek TUTAJ.

Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:ciekawostkihistoryczne.pl
dziecidzieciobójstwoniemowlę
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (24)