Bogumiła Wander i Krzysztof Baranowski. Nie straszny im był żaden sztorm
On uważał ją za najpiękniejszą kobietę w Polsce. Ona mówiła, że z nim odkryła świat namiętności.
30.03.2023 | aktual.: 01.04.2023 10:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Luksus kończy się w porcie, gdzie cumują jachty milionerów, są przyjęcia na pokładzie i rewia mody. Kiedy nabrzeże znika z oczu, to wszystko traci znaczenie. Liczy się siła wiatru i wysokość fal. Buty i strój mają być wygodne, a nie eleganckie. To samo dotyczy fryzury. Makijaż jest zbędny! Jak w takich warunkach dawała sobie radę Bogumiła Wander, gwiazda telewizji, dla której przez całe lata wizerunek był kwestią pierwszoplanową?
"Jesteśmy z zupełnie innych światów – przyznawał Krzysztof Baranowski. – Bogusia jest spokojną, elegancką damą, która w świetle reflektorów pokazywała się całemu światu. A ja jestem zapuszczonym żeglarzem".
Na oceanie nie ma gwarancji bezpieczeństwa. Małżonkowie doświadczyli tego w krótkim, na pozór łatwym rejsie Pogorią z Lizbony do Malagi. Atlantyk pokazał wtedy swoją siłę, fale były ogromne, a siła wiatru taka, że przez całą dobę nie można było ryzykować przepłynięcia przez Cieśninę Gibraltarską.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pani Bogumiła pytana potem, jak zniosła sztorm, powiedziała spokojnie i z uśmiechem: "Tak, były takie sytuacje. Ale ja mam swojego kapitana". "Wspólny rejs to trudna próba – dodawał Krzysztof Baranowski. "Na wodzie ludzie wewnętrznie się zmieniają i robią rzeczy, których normalnie by nie zrobili. Budzą się bowiem emocje, o które nikt siebie nawet nie podejrzewał. Zamknięcie w ciasnej przestrzeni i brak odskoku od tej małej społeczności, jaką jest załoga, powoduje, że wszystko zaczyna się kisić. Ludzie zaczynają się kochać lub nienawidzić".
Dama na jachcie
Ich związkowi nie zaszkodziły ani rozstania, ani... wspólne rejsy. "Nigdy nie robiła wrażenia podróżniczki, to dama z wielkich salonów, a okazało się, że doskonale znosi wszelkie niewygody życia na jachcie, nawet wąską koję" – wspominał Krzysztof Baranowski.
Często prezenterka dolatywała do portów, w których cumował i wspólnie żeglowali. Nazywano ją Admirałową. Kiedy jej ukochany kapitan kończył drugą wyprawę dookoła świata na jachcie SY Lady B (nazwanym tak na cześć pani Bogumiły), czekała na niego w Portugalii, drżąc z niepokoju, bo spóźnił się kilka dni.
Odwiozę panią do domu
Znają się od 40 lat. Widywali się przy różnych okazjach. On podziwiał jej urodę w telewizji lub na imprezach. Ona wysłuchiwała opowieści koleżanek, podkochujących się w przystojnym żeglarzu, który opłynął kulę ziemską.
"Spotkaliśmy się, kiedy zacząłem pracę w Telewizji Polskiej – wspominał Krzysztof Baranowski. "Miałem swój pokój redakcyjny w miejscu, przy którym wszyscy przechodzili, idąc do studia czy stołówki. Codziennie widziałem te śliczne prezenterki, wszystkim się grzecznie kłaniałem, ale nie było mowy o żadnych flirtach. Pewnego dnia wyszedłem przed budynek TVP i zobaczyłem, że najpiękniejsza z prezenterek czeka na taksówkę. Miałem samochód, więc zaproponowałem, że ją podwiozę. Próbowała mi wytłumaczyć, że na pewno będzie mi nie po drodze, ale ja nie odpuszczałem. Pojechaliśmy więc na Saską Kępę, ona wysiadła, ja zawróciłem, obejrzałem się i dostrzegłem, że macha mi ręką na pożegnanie. Zapamiętałem wtedy adres jej domu".
Oboje mieli już ułożone życie. 36-letnia prezenterka od 1970 r. była żoną Zbigniewa Żołędziowskiego. Urodziła syna Marka. Jej dwa wcześniejsze małżeństwa szybko się rozpadły. Z kolei rodzinę 41-letniego Baranowskiego tworzyła żona Ewa i dwójka dzieci: 15-letni wówczas Jaś i 10-letnia Małgosia.
Listy z wyznaniami
Uczucie pomału kiełkowało. "Wreszcie zorganizowałem jakiś wypad za miasto, przemyciłem szampana i kieliszki. Tak przeszliśmy na ty" – wspominał żeglarz. W okresie rozstań, kiedy pani Bogumiła pojechała z mężem do Brukseli, pisał do niej długie, poruszające listy. Kiedy wróciła do Polski w 1982 r., zadzwoniła do Krzysztofa, by mu podziękować za jeden szczególnie piękny. I zaczęli się spotykać.
Ale kiedy on zadeklarował pod koniec lat 80., że się rozwiedzie, ona była przerażona. Nie wyobrażała sobie, że może synowi zrujnować dzieciństwo, zburzyć dom. O ich romansie przez długi czas wiedziało tylko wąskie grono znajomych. Nie było wówczas tabloidów, internetu, nie było paparazzi, którzy tropiliby każdy krok gwiazd. W sprawach obyczajowych panowała duża dyskrecja. Krzysztofowi Baranowskiemu nie udało się jednak ukryć przed najbliższymi, że ma romans.
"Zostałem wyrzucony z domu przez żonę i córkę – wspominał. "Nie były w stanie wytrzymać tego napięcia. Jednak nawet wtedy, gdy wyprowadziłem się z domu, nie wierzyłem, że się rozwiedziemy. Przyszedł dzień Wszystkich Świętych i zawsze woziłem wtedy żonę na groby bliskich. Jednak nagle strzeliło mi coś w kręgosłupie i wylądowałem w szpitalu. Zadzwoniłem do żony i powiedziałem jej, co się stało. Jednak to nie ona jako pierwsza do mnie przyjechała, tylko Bogusia. Podjechała pod szpital eleganckim, czerwonym samochodem. Miała na sobie futro. Wiele to dla mnie znaczyło. Żona mi wtedy nie pomogła, a Bogusia, nie mając wobec mnie żadnych zobowiązań, przyszła".
Krzysztof Baranowski przeprowadził rozwód i czekał na ukochaną... aż 10 lat. Zamieszkali razem w 2000 r., a kameralny ślub wzięli dopiero w 2005 r. Nawet ich dorosłe już dzieci nic nie wiedziały o ceremonii, byli tylko zaprzyjaźnieni świadkowie. Bogumiła Wander miała wówczas 62 lata, jej kapitan – 67.
"Mogę mieszkać byle gdzie, tylko z Bogusią. Ale jak już z nią, to musi być to eleganckie miejsce" – mówił. Wybudowali dom koło podwarszawskiego Konstancina-Jeziorny. Przeżyli w nim wiele bardzo dobrych lat. Teraz jednak zastanawiają się nad jego sprzedażą i przeniesieniem się do stolicy. Mówią, że dojazdy pochłaniają im zbyt dużo czasu i energii. Pani Bogumiła ma też pogłębiające się problemy ze zdrowiem. Zawsze jednak może liczyć na wsparcie i troskliwą opiekę swego ukochanego kapitana...
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!