Dlaczego królowa Rycheza oddała polską koronę Niemcom?
Polacy niesłusznie pamiętają ją jako zdrajczynię i złą Niemkę, która zaprzedała państwo Piastów wrogom. Wypomina jej się grabież najważniejszych piastowskich precjozów. Ale co naprawdę kierowało królową Rychezą?
Przed wrotami poznańskiego pałacu stała cała kawalkada ciężkich wozów. Rycheza – władczyni Polski, ulubienica Bolesława Chrobrego i żona jego syna Mieszka II Lamberta – właśnie wydała jedną z najważniejszych decyzji w swoim życiu. Stwierdziła, że ma dość. I kazała ładować na wozy wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.
Zabrała biżuterię, kosztowności, relikwie, wszelkie osobiste drobiazgi, a może nawet meble. Zapakowała księgi. Był wśród nich okazały psałterz Egberta, który przed laty dostała w prezencie od matki. Był też tak zwany kodeks Matyldy. Bezcenne dzieło, w którym umieszczono pierwszy w dziejach rodu Piastów portret władcy. Wreszcie Rycheza zapakowała również… polską historię.
Na jednym z wozów wylądował dworski rocznik, w którym notowano najważniejsze wydarzenia z całej złotej epoki piastowskiego imperium. Przede wszystkim jednak królowa zabrała korony. Nie tylko swoją własną, ale też tę, którą koronowali się jej teść i małżonek. I to zabrała je nie gdzie indziej, a prosto na niemiecki dwór.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zła Niemka
Okoliczności wyjazdu Rychezy, do którego doszło późną jesienią 1031 roku, nie utrwaliły się w powszechnej świadomości. Nie licząc garstki historyków, niemal nikt nie pamięta, jakie wydarzenia popchnęły królową do brzemiennej w skutkach decyzji.
Dlaczego porzuciła kraj, w którym spędziła niemal dwie dekady swojego życia? Dlaczego pozbawiła męża najważniejszego symbolu jego władzy? I dlaczego ogołociła poznański pałac? W powieściach, podręcznikach i popularnych biografiach próżno szukać odpowiedzi na postawione pytania. Pozostało tylko palące przekonanie, że Rycheza zdradziła.
Dla statystycznego Polaka synowa Bolesława Chrobrego to zła Niemka, która zaprzedała państwo Piastów Szwabom. Wypomina jej się otwartą i bezczelną grabież najważniejszych piastowskich precjozów.
Pisze się, że Rycheza wyjechała do Niemiec i natychmiast pokłoniła się tutejszemu władcy, Konradowi II. Oddała mu korony i zrzekła się tytułu królewskiego… w imieniu swojego męża! Ten akt oceniano z pełną surowością.
Wybitny mediewista, Gerard Labuda, podkreślał, że władczyni samolubnie przedłożyła swój interes nad "dobro przybranej ojczyzny". Również Kazimierz Jasiński przypisywał żonie Mieszka II postępowanie sprzeczne z polską racją stanu. A to przecież tylko najbardziej kurtuazyjne i fachowe z opinii wygłaszanych na temat Rychezy.
Przekleństwa pokoleń
Przez setki lat uchodziła ona za jeden z najczarniejszych charakterów polskiej historii. Widziano w niej kobietę zachłanną, zdradziecką i gwałtowną. Zarzucano jej, że pogrążyła męża i podkopała pozycję syna. Jej postać była wymieniana jednym tchem z targowiczanami, Katarzyną Wielką, Henrykiem Walezym.
Z każdym stuleciem pokłady nienawiści tylko wzbierały. "Kronikarze i dziejopisowie nagromadzili na pamięć Ryksy przekleństwa całych pokoleń" – stwierdził w połowie XIX wieku niezawodny tropiciel piastowskiego dziedzictwa, hrabia Aleksander Przezdziecki. Litości dla królowej nie miały jego zdaniem także dzieci. Już kilkuletnie pacholęta wypowiadały ze wstrętem "nienawistne imię" Rychezy. Czy jednak słusznie?
Korona Rychezy
W dziejach polskiego średniowiecza, a może nawet w całej polskie historii, trudno znaleźć bardziej niedocenianą postać. Wydarzenia, które zdeterminowały jej epokę, stanęły u podstaw niezliczonych mitów narodowych. Zjazd gnieźnieński tysięcznego roku, niezwykła przyjaźń polskiego władcy z imperatorskim chłopcem Ottonem III, królewska koronacja Bolesława Chrobrego…
Z pozoru wszystko się zgadza. Rycheza wyjechała z Polski. Zabrała korony i złożyła hołd cesarzowi. Za jej sprawą Mieszko II z króla przeobraził się w zwykłego księcia. Rycheza wcale jednak nie pogrążyła Polski. Już prędzej – ją uratowała. Nie po raz pierwszy i nie ostatni.
Tych węzłowych faktów nikomu nie trzeba przedstawiać. Warto jednak podkreślić, że wcale nie stanowiły one kadrów z historii zdominowanej tylko i wyłącznie przez mężczyzn. W wymienionych wydarzeniach Rycheza odgrywała równie ważną rolę, co Bolesław i Otton. Bez niej nic by się nie wydarzyło.
Na przełomie X i XI stulecia idea tytułu królewskiego dopiero się kształtowała. W przekonaniu europejskich elit królem nie można było zostać. Trzeba się nim było urodzić. Wierzono, że namaszczenia i koronacji może dostąpić tylko człowiek uświęcony cesarską krwią. I to cesarską w bardzo wąskim rozumieniu. Konieczna była więź z Karolem Wielkim.
Za potomków tego wielkiego wodza uważali się wszyscy niemieccy, burgundzcy i francuscy monarchowie. Jeśli Bolesław Chrobry pragnął dołączyć do ich grona, to również on musiał w namacalny sposób związać się z Karolem. Nie był jego spadkobiercą, ale mógł jeszcze zostać jego powinowatym. I właśnie na tym skoncentrował swoje starania.
Wszystko wskazuje na to, że w roku tysięcznym doszło nie tylko do wielkiej uczty i politycznej demonstracji, ale też do wiekopomnych zaręczyn. Otton III zobowiązał się do wydania swojej siostrzenicy za mąż za jednego z synów Bolesława Chrobrego. I tą siostrzenicą była właśnie Rycheza.
Długie oczekiwanie na koronę
Przyszła władczyni miała niespełna pięć lat. Chyba właśnie jej wiek sprawił, że w Gnieźnie nie doszło do pełnoprawnej, polskiej koronacji. Trzeba było poczekać, aż dziewczynka dorośnie i formalnie zwiąże się z przedstawicielem dynastii Piastów. Dopiero wtedy można było myśleć o zwieńczeniu skroni Bolesława królewskim diademem.
Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdy Otton III umarł, a nowy niemiecki władca zaczął przeć do konfrontacji ze słowiańskim sąsiadem. Idea koronacji nie odeszła jednak w niebyt. I plan politycznego awansu Chrobrego niezmiennie wiązał się z postacią Rychezy.
W 1013 roku wreszcie doszło do ślubu między cesarską siostrzenicą i polskim księciem Mieszkiem II. Otwarcie mówiło się wtedy o przywróceniu mocy postanowieniom gnieźnieńskim. Czyniono przymiarki do koronacji, choć stale zmieniający się krajobraz polityczny uparcie na nią nie pozwalał.
Chrobry ogłosił się królem dopiero w roku 1025. Umarł kilka krótkich tygodni później, można więc przypuszczać, że to nie on był siłą sprawczą nowej kampanii na rzecz stworzenia polskiej monarchii.
Żywy łącznik z Karolingami
Ktoś inny zdobył koronę dla starego wodza. I wydaje się niemal pewnym, że była to Rycheza. To ona wynegocjowała konieczny kompromis z nowym niemieckim władcą. Ona też stała się żywym łącznikiem pomiędzy Karolem Wielkim a dynastią Piastów. Wiosną 1025 roku zaszczytu koronacji dostąpili Bolesław Chrobry i Mieszko II. Przede wszystkim jednak koronowano wtedy Rychezę: pierwszą polską królową.
Władczyni liczyła chyba w duchu, że namaszczenie stanie się tarczą, która osłoni państwo i dom panujący przed chaosem towarzyszącym zmianie na tronie. Boleśnie się omyliła. Po ćwierćwieczu pełnym wojen i destrukcji, kraj Piastów był zaledwie kolosem na glinianym nogach.
Teraz ten potężny posąg zaczął giąć się pod własnym ciężarem. Chłopi burzyli się, skarbiec świecił pustkami, a trzej synowie króla rzucili się sobie do gardeł, nawet nie czekając aż ostygnie truchło Bolesława.
Brat przeciw bratu
Poza Mieszkiem II, wyznaczonym do władzy nad braćmi, o koronie marzyli też Bezprym i Otton. Zawiązali spisek, który doprowadził do pierwszego w dziejach rozbioru Polski. Z zachodu na kraj uderzyli Niemcy. Wschodnią granicę przekroczyły natomiast zastępy Rusów i Wikingów.
Kraj, rozszarpywany przez wrogów, znalazł się na krawędzi upadku, a jego władca był zmuszony uciekać zagranicę. Trafił do Czech, gdzie został uwięziony i wykastrowany, ku uciesze miejscowego księcia.
Wszystko to działo się w roku 1031 i Rycheza w żadnym razie nie była bierną obserwatorką wydarzeń. Wykorzystując swoje kontakty w Niemczech, robiła wszystko by zahamować cesarską ofensywę przeciwko Polsce. Za jej sprawą władca Rzeszy zawrócił bez stoczenia choćby jednej znaczącej bitwy.
Na księcia Rusi Kijowskiej i na swojego szwagra Bezpryma władczyni nie miała jednak podobnego wpływu. Wikińskie hordy przetoczyły się przez kraj Piastów, nigdzie nie napotykając zwartego oporu. Wojenny kurz nawet nie zdążył opaść, a Rycheza znalazła się w zupełnie nowej i obcej dla siebie sytuacji. Wciąż była królową. Tyle tylko, że pozbawioną królestwa.
Nowy tyran i stara królowa
Tron zagarnął Bezprym. Człowiek, o którym w niemieckich rocznikach otwarcie pisano, że zaprowadził w Polsce rządy terroru. Monarchini w pojedynkę nie miała żadnych szans go pokonać. Nawet jeśli w głowie zrodziła jej się myśl o stanięciu na czele zbrojnego ruchu oporu, to szybko ją odrzuciła. Nowy książę prowadził bezwzględną i powszechną czystkę. Każdego dnia zataczała ona coraz szersze kręgi.
Jeśli w Poznaniu byli urzędnicy skłonni dołączyć do monarchini, to Bezprym właśnie spalił ich na stosie. Jeśli w stołecznym garnizonie znajdowali się żołnierze wciąż wierni staremu porządkowi, oślepiono ich i wykastrowano. Książę nie przebierał w środkach i nie okazywał żadnej słabości.
I najwidoczniej Rycheza bardzo szybko zrozumiała, że prowadzenie z nim jakiejkolwiek otwartej walki będzie z góry skazane na porażkę. Zamiast tego wykorzystała jedną kartę, której Bezprym nie był w stanie jej pozbawić. Ponownie zagrała swoim pochodzeniem.
Bezprym był nienawistnikiem i tyranem. Ale nie ma żadnych powodów, by nazywać go szaleńcem. Znał realia, w których przyszło mu rządzić Polską. I wiedział, że pewnych marzeń nie będzie mu dane zrealizować. Najchętniej zmusiłby Rychezę do rozwodu, sam wziął z nią ślub, a na koniec zagarnął dziedzictwo ojca, koronując się na króla. Może nawet w istocie przymierzał się do wymienionych kroków.
Dumna królowa szybko jednak wybiła mu je z głowy. Dała odczuć szwagrowi, że pochodzi z najwybitniejszego rodu Rzeszy, że ma potężnych krewniaków, a liczy się z nią nawet sam cesarz Konrad.
Ta wprawna polityczka, a zarazem niekwestionowana specjalistka w dziedzinie politycznych gestów i rytuałów, wiedziała, co zrobić, by roztoczyć wokół siebie aurę wyższości i… nietykalności.
Jedyny azyl
Stale była Bezprymowi solą w oku. Podważała jego autorytet, patrzyła mu na ręce, gdy ten pozbywał się przeciwników, a do tego – zwyczajnie obnażała jego małość i mierność. Najchętniej pozbyłby się jej z Polski.
Królowa też nie miała już czego szukać w swojej drugiej ojczyźnie. Życie stało się tu nieznośne, a jej najcenniejsi współpracownicy – nie licząc tych niewielu, którym zdołała uratować życie – zaginęli lub zostali zamordowani.
Nie było żadnego posterunku, na którym mogłaby stać, oczekując na rozwój wypadków. I żadnej nadziei na to, że sytuacja szybko ulegnie zmianie. Jeśli Rycheza chciała odzyskać swobodę manewru i przejść do jakiejkolwiek ofensywy, to dało się to zrobić tylko z terenu Niemiec.
Dla syna i Polski
Pertraktacje rozpoczęły się bezzwłocznie. I znając dalszy przebieg wydarzeń, możemy dość dokładnie ustalić, co postanowiono podczas zimowych obrad w poznańskim pałacu.
Rycheza zgodziła się na stałe opuścić kraj, a nawet reprezentować Bezpryma przed obliczem cesarza. Te przysługi miały jednak drogo kosztować nowego władcę. Królowa nie zrzekała się swojego tytułu ani nawet nie dała szwagrowi prawa do dysponowania koroną brata. W podróż do Niemiec miały z nią wyruszyć wszystkie insygnia wykorzystane w 1025 roku.
Symbole władzy nierozerwalnie związane z jej osobą i z cesarskim dziedzictwem. Rycheza wiedziała, że w otoczeniu imperatora przywiązywano do nich ogromną wagę. I że jeśli tylko właściwie rozegra sytuację, korony mogą przesądzić o przyszłości tak jej, jak i jej syna.
Była skłonna oddać insygnia cesarzowi, byle zyskać poparcie dla siebie i dla przyszłego księcia – Kazimierza. Decydowała się na poniżenie nie dla własnego, samolubnego interesu. Ale dlatego, że dobro "przybranej ojczyzny" naprawdę leżało jej na sercu. I gdyby nie ona, dzisiaj Polski mogłoby w ogóle nie być. To już jednak temat na osobny artykuł.
Twórz treści i zarabiaj na ich publikacji. Dołącz do WP Kreatora