Sąd uznał, że babcia nie wychowa wnuczki. Pięciolatka trafi do domu dziecka lub rodziny zastępczej
- Proszę pani, do nas trafiają dzieci z naderwanymi uszami, takie, na których ktoś gasił papierosy - mówi Elżbieta Sieheń-Kopyść, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie - Ja marzę o tym, żebyśmy nie musieli zabierać dzieci rodzicom.
23.01.2017 | aktual.: 12.06.2018 14:31
Od piątku olsztyński ośrodek przeżywa oblężenie mediów. Wszystko za sprawą 5-letniej Roksany i jej babci, pani Jadwigi, której sąd nie przyznał prawa do opieki nad wnuczką. Zamiast tego zdecydował o umieszczeniu dziewczynki w placówce opiekuńczo-wychowawczej bądź rodzinie zastępczej. Tego typu sprawy zazwyczaj bulwersują opinię publiczną, często mają jednak drugie dno, o którym rzadko się pisze: dzieci nie odbiera się rodzinie bez solidnych powodów. Jak było w przypadku Roksany?
Pierwsza o sprawie doniosła tvp.info, która ustaliła, że Roksana mieszka z 52-letnią babcią od urodzenia. Matka dziewczynki miała wówczas 16 lat, do dziś jednak nie interesuje się swoim dzieckiem. Wyprowadziła się do innego miasta, do nowo poznanego mężczyzny. Do złożenia wniosku o ustanowienie pani Jadwigi pełnoprawną rodziną zastępczą, miały namówić kobietę pracownice MOPS w Olsztynie.
- Gdybym wiedziała, że taka będzie decyzja, nigdy nie złożyłabym tego wniosku - mówi pani Jadwiga.
Sąd Rejonowy w Olsztynie pozbawił bowiem rodziców Roksany władzy rodzicielskiej i nakazał umieścić dziewczynkę w placówce opiekuńczo-wychowawczej bądź rodzinie zastępczej. Jednocześnie oddalił wniosek pani Jadwigi o ustalenie jej taką rodziną.
O wyroku zrobiło się następnie głośno na Facebooku za sprawą Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych, który zainteresował się historią pani Jadwigi, bo - jak informuje - „działa tam, gdzie krzywdzi się ludzi”. Ośrodek na podstawie artykułu, który ukazał się na portalu elblag24.pl, sugeruje, że winne całej sytuacji są pracownice MOPS, które uwzięły się na panią Jadwigę i wykazały niekompetencją.
- Pozostaje pytanie, w ilu podobnych sprawach urzędnicy skrzywdzili dzieci - dywaguje OMZRiK na Facebooku i zapowiada: - Jako Ośrodek będziemy dążyli do ujawnienia opinii publicznej nazwisk urzędniczek, które były autorkami opinii, na podstawie których odebrano dziecko. Zrobimy wszystko, by te bezduszne i niedouczone osoby przestały decydować o losie dzieci.
Tvp.info podaje również, że mecenas Andrzej Urbanowicz, do którego pani Jadwiga zgłosiła się po otrzymaniu decyzji sądu, zwrócił się o zbadanie sprawy do Ministerstwa Sprawiedliwości. Jego zdaniem o decyzji sądu przeważyła opinia pracownic MOPS-u, które wskazały, że pani Jadwidze „brak odpowiednich kompetencji wychowawczych w zakresie stawianych wymagań dziecku i ich egzekwowania, konsekwencji w postępowaniu z dzieckiem”.
Beata Grzybek, sędzia i wiceprezes Sądu Okręgowego w Olsztynie, z którą udało nam się skontaktować, poinformowała z kolei, że o decyzji przesądziły rażące zaniedbania obowiązków rodzicielskich i brak odpowiednich kwalifikacji do pełnienia funkcji rodziny zastępczej przez babcię Roksany. Ponieważ postępowanie toczyło się z wyłączeniem jawności, szczegóły dotyczące wspomnianych zaniedbań pozostają utajnione.
- Przepisy mówią o tym, że w sprawach opiekuńczych osób małoletnich sąd z urzędu zarządza odbycie całego posiedzenia lub jego części przy drzwiach zamkniętych, jeżeli przeciwko publicznemu rozpoznaniu sprawy przemawia dobro małoletniego - przypomina sędzia Beata Grzybek.
W tego typu sprawach bardzo łatwo feruje się wyroki, warto jednak pamiętać, że polskie prawo nie umożliwia odbierania dzieci rodzinom biologicznym bez uzasadnionych podstaw, szeregu badań psychologicznych i konkretnych okoliczności, a już na pewno nie na podstawie opinii jednej czy dwóch urzędniczek. Chętnie podchwytywane historie, w których mowa o „dzieciach odebranych rodzicom, bo byli za biedni”, są często przekłamane i niesprawiedliwe dla osób, których praca polega przede wszystkim na ratowaniu dzieci.
Udało nam się dodzwonić do Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Olsztynie i porozmawiać z zastępcą dyrektora, Elżbietą Sieheń-Kopyść. Wicedyrektor nie jest upoważniona do ujawniania szczegółów sprawy Roksany i pani Jadwigi ze względu na ochronę danych osobowych, wyjaśnia natomiast, jak wyglądają procedury w przypadkach odebrania dzieci rodzicom, które - jak mówi - niestety się zdarzają.
Kiedy ludzie słyszą o takich historiach, jak ta Roksany, najczęściej pytają, czy dom dziecka albo rodzina zastępcza jest lepsza dla dziecka niż własna babcia?
Elżbietą Sieheń-Kopyść : Ja marzę o tym, żebyśmy nie musieli zabierać dzieci rodzicom czy rodzinom biologicznym. To nigdy nie są ani proste decyzja, ani jednostkowe opinie. Często czytam, że bezduszni urzędnicy zabrali dziecko rodzicom i oddali do domu dziecka, ale my tu mówimy o rodzinach, w których jest przemoc, alkoholizm, rażące zaniedbania, wykorzystywanie seksualne. My musimy robić wszystko, żeby nie doszło do tragedii. Przede wszystkim dbamy o zdrowie i życie dziecka. Na pewno z powodu braków finansowych, złych warunków lokalowych dzieci nie są odbierane.
Zabieranie dzieci rodzicom, bo są biedni, to mit?
Raczej przekłamanie. My w takich sytuacjach wspieramy rodziny. Jest przyznawana pomoc finansowa, rodzice są wspierani przez asystentów rodziny. Mamy u siebie np. sporo młodych matek, które nie otrzymały dobrych wzorców, które same były ofiarami przemocy, ale my jesteśmy po to, żeby im pomóc. W naszym ośrodku jest obecnie około 50 rodzin pod kuratelą asystentów rodziny. Robimy więc wszystko, żeby te matki nauczyć opiekowania się dzieckiem, aktywizujemy je zawodowo, żeby mogły decydować tez o własnym losie. Dopiero jeżeli to wszystko zawodzi, jeżeli nie ma żadnych szans, aby rodzice opiekowali się dzieckiem, wysyłamy informację do sądu o wgląd w sytuację rodziny.
Kto decyduje o tym, czy dana osoba może pełnić funkcję rodziny zastępczej?
Często słyszę, że to „bezduszny urzędnik”, ale to nie jest prawda. To nie pracownik socjalny wydaje opinie, czy ktoś może pełnić funkcję rodziny zastępczej, tylko psycholog i pedagog, którzy pracują na konkretnych narzędziach. Opinia psychologiczno-pedagogiczna nie jest wydawana na podstawie samej rozmowy, to są konkretne narzędzia. Bada się profil osobowości, style radzenia sobie ze stresem, postawy rodzicielskie, przeprowadza wywiad środowiskowy i szereg testów. Brana jest także pod uwagę dotychczasowa sytuacja rodziny, to czy występowała przemoc itd. Na podstawie szeregu testów specjalista musi stwierdzić, czy daje rękojmię, że konkretna rodzina będzie sprawowała należytą opiekę nad dzieckiem. Nie wchodzi więc w grę sytuacja, że psycholog jest źle nastawiony do jakiejś osoby, bo ona mu się z jakiegoś powodu nie podoba.
Czy dziecko zatrzymane w pogotowiu może jeszcze wrócić do rodziców?
Każda sprawa jest indywidualna. Proszę pani, do nas trafiają dzieci w różnym stanie. I dzieci, które są były przypalane papierosami, i z naderwanymi uszami. Jeżeli matka po odebraniu takiego dziecka interesuje się nim później, stara się, chce się nim opiekować, to sąd i tak często daje jej szansę i może zadecydować o powrocie dziecka do rodziców. Taka rodzina jest wówczas pod szczególnym nadzorem, bo musimy czuwać, żeby dziecku nic się nie stało. Bywają też przypadki, że dzieci ponownie muszą wrócić do naszej placówki, bo znów dochodzi do przemocy. Takie dzieci przeżywają w swoich rodzinach traumę. Nie tylko są narażone na przemoc, ale również na molestowanie seksualne. Bywa również, że jedna decyzja o odebraniu dziecka potrząsa rodzicami do tego stopnia, że oni nagle zaczynają się starać i robią wszystko, żeby to dziecko odzyskać. Przede wszystkim to rodzice muszą chcieć mieć to dziecko i się nim opiekować. To nie my mamy ich do tego zmuszać.
Czyli decyzja o oddaniu dziecka do placówki oznacza, że w domu działo się naprawdę bardzo długo bardzo źle?
Niestety tak. Ja bym chciała, żeby nie było placówek opiekuńczo-wychowawczych, rodzin zastępczych, tylko żeby dzieci mogły się wychowywać w rodzinach biologicznych, bo to jest najlepsze środowisko dla dziecka i tam się dziecko najlepiej rozwija. Oczywiście pod warunkiem, że ta opieka przebiega prawidłowo.
Zdarza się, że dzieci, które doznają krzywdy i tak chcą zostać z rodzicami?
Dziecko jest przywiązane emocjonalnie do mamy, taty, babci czy dziadka bez względu na wszystko. To jest naturalne, nawet gdy ze strony tego opiekuna dzieje mu się czasem krzywda. Ale bywa też tak, że dzieci same przychodzą do pogotowia opiekuńczego i mówią, że już nie mogą wytrzymać w rodzinie i chcą być przyjęte na własną prośbę. My musimy reagować, bez względu na to, jak widzą to ludzie. Jak dzieci zostają odebrane, to ludzie mówią: bezduszni urzędnicy, a jak dziecko zostanie w rodzinie, dojdzie do tragedii, stanie mu się krzywda, to pytają: a gdzie była pomoc społeczna, czemu nie zabrali dziecka?
Postanowienie sądu w sprawie Roksany i jej babci nie jest prawomocne. Jak poinformowała sędzia Beata Grzybek, 23 stycznia wpłynęły dwie apelacje dotyczące rozstrzygnięcia sprawy. Jedną apelację złożyła matka Roksany, a drugą pełnomocnik babci dziewczynki.