Samoizolacja, testy i strach. Polacy szykują się na święta
- Wszyscy będziemy mieć zrobione testy. Będziemy zdrowi. Ja potrzebuję normalności, chociaż w święta i będę do tego dążyć – mówi Ilona Kopacz z Krakowa w rozmowie z WP Kobieta. Nadal nie wiadomo, jakie restrykcje podczas tegorocznych świąt wprowadzi rząd. Polacy mają już jednak swoje pomysły.
Wielkimi krokami zbliżają się święta. Czas, kiedy polskie rodziny gromadzą się przy stołach, jedzą wigilijne potrawy, przełamują się opłatkiem. Tegoroczne święta będą inne niż zwykle – ze względu na pandemię rząd zaleca, by uczestniczyło w nich tylko pięć osób. Politycy przebąkują również o zakazie przemieszczania się, który obejmie też okres świąteczny. Do tego dochodzi jeszcze zwykły ludzki strach – wielu Polaków po prostu boi się, że podczas wigilii może zarazić się COVID-19 lub że przekaże chorobę starszym członkom rodziny. Dlatego już teraz w polskich domach rozważa się różne scenariusze.
"Wszyscy będziemy mieć zrobione testy"
Ilona Kopacz mieszka w Krakowie, ale pochodzi z Podkarpacia. Co roku na święta przyjeżdża do rodziny.
- Nie ma nas dużo – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Są rodzice, mój brat z żoną i dziećmi oraz wujek, który jest starym kawalerem. Wigilia jest raczej kameralna, ale mocno tradycyjna. Na pierwsze danie mamy zupę rybną, na deser jest kutia. To potrawy, na które czekam cały rok. Smak dzieciństwa.
W tym roku rodzinna impreza obwarowana jest pewnymi warunkami.
- Moja mama chyba najbardziej ze wszystkich obawia się zakażenia – przyznaje Ilona. – Co prawda nie ma chorób współistniejących i nie można o niej powiedzieć, że jest w grupie szczególnego ryzyka, ale ona od marca żyje w dużym strachu. Było ryzyko, że w ogóle nie zdecyduje się zorganizować świąt w tym roku, co dla mnie i mojego brata jest przykrą wizją. Zaproponowaliśmy jej, że przyjedziemy na święta z wykonanymi testami na COVID. Żeby miała pewność, że niczego ze sobą nie przywleczemy – tłumaczy.
Nawet jeśli wszystkie osiem osób będzie mieć wynik negatywny, to i tak rządowy limit zostanie przekroczony. Gości będzie za dużo.
- Słyszałam, że są różne wersje tego przepisu – mówi Ilona. – Podobno wliczać się w to mają tylko osoby spoza gospodarstwa domowego. Czyli tylko ja i brat z rodziną. Pięć osób. W tej sytuacji nie będzie problemu.
Na tę chwilę zalecenia rządu dotyczą pięciu dodatkowych osób, które biorą udział w spotkaniu. Gospodarz i domownicy nie są tu brani pod uwagę. Gdyby jednak limit dotyczył ogółu gości, Ilona jest gotowa walczyć o prawo do świąt.
- Wszyscy będziemy mieć zrobione testy – stwierdza. – Będziemy zdrowi. W takiej sytuacji zakazywanie nam spotykania się z rodziną jest już paranoją. Cały ten rok pełen jest absurdalnych przepisów i frustrujących sytuacji. Ja potrzebuję normalności, chociaż w święta. I będę do tego dążyć.
Okazuje się, że wykonanie testu na COVID-19 przed świętami wcale nie daje pewności, że nie dojdzie do zarażenia.
- Wykonanie testu nie da nam takiej gwarancji – mówi w rozmowie z WP Kobieta dr Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog. – Żaden test nie da nam takiej pewności. Może być moment niewłaściwego pobrania materiału. Wynik będzie fałszywie ujemny, a my będziemy nadal zakażać. Poza tym laboratorium może się nie wyrobić z podaniem informacji na temat wyniku.
Limit pięciu osób biorących udział w wieczerzy wigilijnej to na razie jedynie zalecenie. W połowie grudnia rząd ma ogłosić decyzję dotyczącą świątecznej strategii i wynikających z niej obostrzeń.
"Zarządziliśmy sobie samoizolację"
W rodzinie Diany organizacją świąt zajmuje się ciocia. Co roku zjeżdżają się do niej bliscy rozsiani po całym kraju. Boże Narodzenia to dla nich okazja, by wrócić na Podlasie i poczuć klimat świąt w domu pełnym ludzi.
- Teraz wszystko jest mocno niepewne, bo nie wiemy, co wymyśli rząd – mówi Diana w rozmowie z WP Kobieta. – Limit pięciu osób przekraczamy ze dwa razy. Poza tym mówi się też o zakazie przemieszczania się między miastami, co też może mocno pokrzyżować nam plany. Ja z rodziną jestem w Warszawie, moja siostra mieszka we Wrocławiu. Tak naprawdę każdy z nas musiałby złamać ten zakaz, żeby dotrzeć na święta do cioci – stwierdza.
Zobacz również: Marta Lempart wyróżniona. Brytyjski dziennik umieścił aktywistkę na liście wpływowych kobiet
Jeśli chodzi o strach o najbliższych, to nie ma go tylko osoba z grupy ryzyka – prawie 90-letnia babcia.
- My odczuwamy niepokój, a jej jest wszystko jedno – przyznaje Diana. – Ona mówi, że chce mieć normalne święta i widzieć nas wszystkich przy stole. Koniec, kropka. Dlatego zarządziliśmy sobie samoizolację. Cała rodzina przed świętami ma mocno przestrzegać obostrzeń i unikać kontaktu z ludźmi.
Czy samoizolacja przed świętami faktycznie może dać nam pewność, że nie zarazimy członków rodziny? Dr Tomasz Dzieciątkowski zwraca uwagę, że taka forma ochrony musi się odbyć w konkretny sposób.
- Należy pamiętać, że samoizolacja powinna trwać co najmniej 10 dni, żeby mogła zadziałać – mówi dr Dzieciątkowski. – Dopiero po tym czasie mamy duże szanse na to, że nie jesteśmy zakaźni. Ale podkreślam – szanse, a nie stuprocentową pewność.
"Następnym razem"
Marcin Piątek w tym roku rezygnuje z rodzinnych świąt. Na co dzień mieszka w Katowicach, rodzinę ma w Kielcach.
- Zawsze lubiłem wracać na wigilię do domu – przyznaje w rozmowie z WP Kobieta. – To jest fajny czas, można odpocząć i poczuć się trochę jak dziecko. Bez większych obowiązków, w swoim dawnym pokoju w domu rodzinnym. Ale to mi nie ucieknie, dlatego wolę nie ryzykować.
Kilku znajomych Marcina chorowało na COVID-19, dlatego ciężko jest mu bagatelizować zagrożenie.
- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zaraził kogoś z moich bliskich – mówi Marcin. – Planuję ten czas spędzić na chodzeniu po górach. A święta z rodziną spędzę następnym razem, kiedy sytuacja się uspokoi.
Marcin pochodzi do tematu ze spokojem. Znalazł sobie alternatywę i zracjonalizował sytuację. Ale wielu Polaków ma poczucie, że coś zostało im odebrane. Że stracili święta. Ten trend może się jeszcze nasilić, gdy rząd rzeczywiście wprowadzi w życie poważniejsze restrykcje. O to, jak wtedy będziemy sobie mogli poradzić, pytamy psychoterapeutkę, Joanną Godecką.
Zobacz również: Prof. Zbigniew Lew-Starowicz o seksualności polskich polityków. "Ukrywają się ze swoimi preferencjami"
- W świętach każdy z nas za najważniejsze uważa coś innego – mówi w rozmowie z WP Kobieta. – Dla jednych to przeżycie religijne. Jeśli kościoły zostaną zamknięte, to warto sobie uświadomić, że nie jest konieczne klęczenie na mszy, by móc doświadczać bliskości z Bogiem. Osoby traktujące święta jako czas świętego spokoju i resetu, dalej będą mogły na to liczyć. To czas wolny od pracy, można też upiec dobre ciasto, zrobić kilka potraw i celebrować ten czas tylko z domownikami.
A jeśli najważniejsze było dla nas spotkanie z rodziną?
- Wtedy zawsze jest jeszcze opcja świąt online - mówi Joanna Godecka. - Żyjemy w czasach cyfryzacji, odległość fizyczna nie jest już barierą. A najważniejsza jest przecież bliskość emocjonalna. Można siedzieć naprzeciwko siebie i tak naprawdę nie być blisko. Jeśli zależy nam na tym, by przeżywać ten czas z rodziną, do której nie możemy pojechać – wykorzystajmy kamerki – dodaje.