Sapioseksualizm. Ucieczka przed ciałem?
Sapioseksualizm, czyli poczucie, że to umysł i inteligencja partnera są najbardziej erotycznie stymulującą cechą, to termin, który zrodził się nie w gabinetach seksuologów, ale na portalach randkowych. Czym zatem jest? Tłumaczy to seksuolog i psychoterapeuta Krzysztof Tryksza.
24.09.2020 14:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: Sapioseksualizm to termin, który ciągle nie jest jasny i budzi wiele wątpliwości. A przecież druga część tego określenia "-seksualizm" jasno wskazuje, do jakiej nauki ten termin zaliczyć…
Krzysztof Tryksza: Sapioseksualizm nie jest pojęciem ukutym i używanym w seksuologii czy medycynie, ani nawet w psychologii. Aktualnie wiązałbym je z socjologią. To konstrukt kulturowo-społeczny, słabo dotychczas zbadany.
Czym zatem jest sapioseksualizm?
Brak jest oficjalnej i jasnej definicji tego pojęcia. Najbliżej mu jednak, w potocznym rozumieniu, do podtypu preferencji seksualnej charakterystycznej dla osób, które za najbardziej erotycznie stymulujące uważają umysł i inteligencję partnera.
Ale przecież inteligencja sama w sobie jest przedmiotem atrakcyjności seksualnej…
Właśnie. Badania wyraźnie wskazują, że zdecydowana większość z nas za atrakcyjnych partnerów uważa osoby o podobnym poziomie inteligencji co nasz, a osoby mniej inteligentne są postrzegane jako mniej atrakcyjne. Osoby, które zaliczają się do sapioseksualnych, tak jak większość społeczeństwa, deklarują zainteresowanie inteligentnymi partnerami. W ich wypadku jednak - prawdopodobnie niejasno, szeroko i nieprecyzyjnie rozumiana - inteligencja ma być tym najważniejszym czynnikiem decydującym o atrakcyjności.
Zobacz także
A co mówią na ten temat naukowcy?
Sapioseksualizm nie jest, zgodnie z moją wiedzą, na ten moment zjawiskiem rozpoznawanym przez naukowców, nie prowadzi się badań w tym temacie.
Jakie jeszcze wątpliwości budzi sapioseksualizm?
Jak rozpoznajemy inteligencję, która jest przedmiotem pożądania? Czy to jest inteligencja mierzona testem IQ i związana z ponadprzeciętnymi zdolnościami poznawczymi? Czy znaczenie ma, że ktoś jest znakomitym matematykiem, znakomicie rotuje figury lub układa błyskawicznie kostkę Rubika? Brak jasnych kryteriów to zasadniczy problem.
Ale gdzie przebiega ta granica inteligencji? Czy sapioseksualny mężczyzna, którego postrzegamy jako prostego, bo skończył zaledwie szkołę podstawową, będzie pożądać absolwentki zawodowej szkoły średniej?
Traktując to pytanie czysto teoretycznie, odpowiem w następujący sposób: należy spodziewać się, że im silniejszy i bardziej intensywny bodziec, tym silniejsza i bardziej intensywna reakcja na niego. Wniosek z tego taki, że podniecać będą prawdopodobnie różne poziomy natężenia inteligencji - im wyższy, tym większe i intensywniejsze podniecenie seksualne.
U przeciętnej osoby podniecenie może pojawić się na widok kogoś atrakcyjnego. Wystarczy zobaczyć taką osobę. Jak rozumiem, u osób sapioseksualnych potrzeba czegoś więcej: rozmowy, spędzenia czasu razem. Nie można "wskoczyć do łóżka" bez słowa?
Też mi się wydaje, że w przypadku takich osób potrzeba więcej czasu, żeby wywołać podniecenie seksualne. No chyba że osoby sapioseksualne rozpoznają inteligencję niewerbalnie, np. w gestach, postawie ciała czy, dajmy na to, ubiorze. Jednakże, za każdym razem, gdy słyszę o seksualnych "izmach", to mam wrażenie, że jest to próba nadawania nowych znaczeń zjawiskom, które istniały do zawsze. To, że ktoś nam się podoba lub mamy ochotę z nim pójść do łóżka, jest efektem zbioru różnych cech, nie tylko w samym partnerze, ale także w nas. Atrakcyjność to złożone i kompleksowe zjawisko. Natomiast my, w naszym społeczeństwie, niezwykle stechnicyzowanym, technokratycznym, w którym dominuje naukowy materializm, dążymy do tego, by poprzez rozumienie i kategoryzacje rozciągnąć kontrolę na wszystkie aspekty życia.
Czy to znaczy, że sapioseksualizm i inne seksualizmy stwarzamy, bo boimy się naszej prawdziwej natury i musimy w związku z tym szczegółowo się określić?
Moim zdaniem jest to jedno z możliwych wyjaśnień. Inne, równie dla mnie ciekawe, wiąże się z faktem, że sapioseksualizm i inne nietypowe określenia typów seksualności na szeroką skalę zaczęły pojawiać się w pierwszej kolejności w różnego rodzaju aplikacjach i serwisach społecznościowych i randkowych. Stąd moje przekonanie, że jest to konstrukt społeczno-kulturowy właśnie.
Sapioseksualizm, panseksualizm, aseksualizm i inne pozwalają odnaleźć poczucie przynależności i budować swoją tożsamość. Tak jak w moim pokoleniu ktoś należał do metali, inny do cure’owców (chodzi o brytyjski zespół The Cure), depechów (chodzi o subkulturę fanów brytyjskiego zespołu Depeche Mode), hippisów, rockowców, to obecnie identyfikacja przez jakiś rodzaj seksualności, czy to będzie orientacja, czy preferencje, może spełniać taką samą rolę.
Czy bycie sapioseksualnym nie jest pewnego rodzaju snobizmem? W towarzystwie pewnie lepiej będzie odebrane, gdy kobieta powie, że niezwykle podnieca ją intelektualista pożerający książki, a odstręcza spocony miłośnik siłowni.
Wiele zależy od osoby, która używa pojęcia do zdefiniowania swoich preferencji. Wydaje mi się, że określenie siebie mianem osoby sapioseksualnej może służyć snobowaniu się, ale nie wiem, czy pojawieniu się tego zjawiska towarzyszyła taka intencja. Zapewne jest część osób, dla których identyfikacja z sapiseksualizmem lub innym seksualizmem jest sposobem na zaprezentowanie się w dobrym świetle. Wolę jednak na to patrzeć w szerszym kontekście. W głowie pojawia się takie pytanie: skoro to jest pożądane i można się tym snobować, to co to mówi o ludzkiej kondycji w tym momencie? I w mojej ocenie oznacza to ni mniej, ni więcej, że dla nas bardzo istotne jest odejście od tego, co fizyczne, od tego, co bardzo ludzkie do schowanych w głowie umysłowych koncepcji, które dehumanizują i uprzedmiotawiają seksualność.
Wróćmy do przykładu intelektualisty pożerającego książki oraz miłośnika siłowni, przy którym pojawia się niewypowiedziana sugestia, że jest prostym człowiekiem, ale jednocześnie prawdziwym, w pewnym sensie zwierzęcym. Wybór tego pierwszego może, choć nie musi, być efektem nieświadomej ucieczki przed własną, ludzką naturą, która nie jest dla nas ani w pełni poznana, ani w pełni kontrolowana. Większość z nas ma bardzo silnego managera w głowie, który nam mówi, co wypada, a co nie. A pociąg do czegoś, co uznajemy za zwierzęce i pierwotne, cielesne, często wydaje nam się zagrażający.
Dlaczego ludzie uciekają przed cielesnością?
Przeraża nas, bo nie możemy jej kontrolować. Wiąże się z czującym ciałem, a ciało komunikuje emocje i uczucia, o których chcielibyśmy nie myśleć, których chcielibyśmy nie doświadczać. Z jednej strony mamy pewien obraz siebie - jestem inteligentny, atrakcyjny, kontroluję swoje życie. A tu nagle dzieje się z moją seksualnością coś, co rozsadza ten obraz. Pojawiają się pytania: Jak to? Dlaczego? Przecież to się kupy nie trzyma… A dalej: kim ja jestem, dlaczego to mnie podnieca, nie rozumiem tego. Dla nas niezwykle ważne jest, żeby się gdzieś zaliczać, by być określonym. Przecież nie można być osobą ambiwalentną, wieloaspektową. Albo jest za, albo przeciw.
Intensywne emocje, doznania cielesne, brak kontroli - wszystkie mogą być wyzwalaczami ukrytych głęboko, bolesnych i niezagojonych urazów, dlatego im mniej silnych emocji, im bardziej wszystko mamy pod kontrolą, tym czujemy się bezpieczniej. Druga kwestia to traumy kolektywne, zbiorowe, transgeneracyjne, narodowe; to, co dzieje się na poziomie indywidualnym, dzieje się też na poziomie społeczeństw (lub odwrotnie) i także wywołuje większą potrzebę kontroli, która daje złudne poczucie bezpieczeństwa.
Wróćmy na chwilę do samego zjawiska sapioseksualizmu i badań nad nim. Żeby potwierdzić jego istnienie, wystarczyłoby sprawdzić, czy w relacji seksualnej, opartej na inteligencji, pojawiają się fizyczne oznaki podniecenia. Rozumiem, że one występują na przykład wtedy, gdy kobieta recytuje mężczyźnie "Metamorfozy" Owidiusza w oryginale?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ale wyobrażam sobie, że to w ten sposób powinno działać. W momencie, gdy pojawia się bodziec będący jakimś przejawem inteligencji (bodziec seksualny) - oczywiście musielibyśmy wcześniej jakoś zoperacjonalizować te przejawy - to powinien on wywoływać w ciele zmiany świadczące o podnieceniu: wzwód u mężczyzny, przekrwienie łechtaczki u kobiety, szybszy oddech, zwiększone tętno, czyli wszystkie oznaki układów odpowiedzialnych za odpowiedź seksualną. Ale czy tak jest, póki co nie wiemy.
A pana zdaniem sapioseksualizm to jest orientacja czy preferencja? Czy może jest jeszcze czymś innym?
Ani to, ani to. Moim zdaniem inteligencja jako bodziec seksualny jest składową powszechnego zainteresowania seksualnego, a więc preferencji seksualnej. Jest jednym z wielu elementów sprawiających, że druga osoba nam się podoba. Ten element powszechnie występujący: pociągają nas osoby, które są interesujące, w jakiś sposób nas intrygują, imponują nam - w zależności od tego, kim my jesteśmy.
Jak rozumiem, w sapioseksualizmie chodzi o to, że to jest jedyny wyznacznik, który powoduje podniecenie u drugiej osoby. Gdyby tak było, bliżej byłoby sapioseksualizmowi do parafilii, gdzie przedmiotem zainteresowania seksualnego i często warunkiem koniecznym, a nawet jedynym powstania odpowiedzi seksualnej i osiągnięcia spełnienia seksualnego, jest jakiś nietypowy bodziec, cecha, przedmiot. Jednak, by potwierdzić jej rzeczywiste istnienie, potrzeba wielu wiarygodnych badań z powtarzalnymi rezultatami. Myślę, że jest szansa, że pojawią się w ciągu najbliższych lat.