Blisko ludzi"Seks w wielkim mieście" powraca. Oto co zrobił dla Polek [OPINIA]

"Seks w wielkim mieście" powraca. Oto co zrobił dla Polek [OPINIA]

Obsada "Seksu w wielkim mieście"
Obsada "Seksu w wielkim mieście"
Źródło zdjęć: © Getty Images
Karolina Błaszkiewicz
13.01.2021 16:19, aktualizacja: 03.03.2022 05:44

Rok 1998. 2 marca w Wiedniu zostaje porwana 10-letnia Natascha Kampusch. 23 marca film "Titanic" Jamesa Camerona zdobywa 11 statuetek podczas 70. ceremonii wręczenia Oscarów. 1 kwietnia sąd oddala pozew Pauli Jones o molestowanie seksualne przeciwko Billowi Clintonowi. 6 czerwca zostaje wyemitowany 1. odcinek "Seksu w wielkim mieście". Mam wtedy 8 lat. Dziś mam 31, a "Seks…" wraca na małe ekrany.

Czy mogę pamiętać z dzieciństwa Carrie, Mirandę, Samanthę i Charlotte? Mama nie pozwalała mi śledzić losu czterech przyjaciółek z Nowego Jorku, ale ja potrafiłam znaleźć sposób, by od czasu do czasu je zobaczyć. Zza ściany często słyszałam słynną czołówkę i co niektóre dialogi. Tak czy inaczej "Seks w wielkim mieście" był dla mnie zakazanym owocem jak XVIII księga "Pana Tadeusza". Przyznaję się z ręką na sercu – przeczytałam ją w wieku 10, może 11 lat, za co dostałam taką burę, że pamiętam to do dzisiaj. "Seksu w wielkim mieście" też nie stworzono dla dzieci, więc tym bardziej mnie ciekawił. W Polsce nikt takich seriali wtedy nie robił. Ba, nie tylko w Polsce!

- Też byłam za młoda, kiedy ten serial się pojawił. Na pewno nie był dla dzieci, a do tego emitowało go HBO i nie wszyscy mieli dostęp do takich kanałów. Ale w końcu zaczął pojawiać się też gdzie indziej. Myślę, że jego fenomen był związany z przemianami politycznymi w Polsce i otwarciem się naszego kraju na Zachód. Serial pozwalał chłonąć to wszystko, co się tam działo. Był też możliwością obserwowania tego, jak wyglądał wielki świat. Bo tam nie tylko seks miał znaczenie, ale też i stroje, czy możliwości finansowe – w ogóle emancypacja kobiet. Mamy tam prawniczki, pisarki, kobiety, które biorą życie w swoje ręce. Decydują same, co robią i z kim – mówi mi autorka konta Psycholog.seksuolog na Instagramie, która pragnie zachować anonimowość.

– Polki podglądały ich życie i pewnie sądziły, że coś takiego nie jest dla nich osiągalne. Choćby życie na Manhattanie czy jedzenie w ekskluzywnych knajpach - to była po prostu bajka! No i było tam dużo seksu – wyzwolonego, którego być może kobiety chciały i który im się podobał. Pokazano, że ich potrzeby się liczą. Pokazano, że seks nie musi być nudny albo tylko małżeński – dodaje.

Świat wyzwolonej singielki

W 1998 r. 30-letnią singielkę traktowano jak ułomną, tę wybrakowaną, z którą coś jest nie tak, bo nie ma faceta. "Seks…" to zmienił. I myślę, że dziś kiedy sama jestem 30-letnią singielką, dzięki Carrie i spółce nie uważam wcale, że czegoś mi brak. Bohaterki przede wszystkim stawiały na siebie, traktując mężczyzn jako wisienkę na torcie – ale wcale nie jedyną.

Carrie na samym początku zadała pytanie: ""Czy kobiety mogą uprawiać seks jak mężczyźni?". No właśnie. To była również kwestia języka. Serialowe przyjaciółki rozmawiały o seksie, mężczyznach i częściach ciała bez ogródek i wulgarnie. Ale były równie szczere co do swoich obaw przed starzeniem się w samotności. Zawsze wiedziały, że impreza nie może trwać wiecznie. Producenci nie zatrzymali ich w czasie, jak to się często robi postaciom z serialu, ale pozwolili im się zmienić – dojrzeć lub nie.

Dziś, kiedy oglądam ten serial "na legalu", mam poczucie, że jego największą zaletą było to, że nie wmawiał kobietom, jakie mają być. Mówił, że samotność wcale cię nie określa.

– Najlepszym przykładem jest oczywiście Samantha, totalnie wyzwolona. Myślę, że to też był taki sygnał, że można – że to nic złego, zboczonego, dziwnego uprawiać seks, jak się chce. Samantha nie była również oceniana przez przyjaciółki jako nieprzyzwoita. One traktowały to zupełnie normalnie. Kobiety zobaczyły wtedy, że mogą na siebie liczyć i robić, co chcą – w życiu i w seksie. Postawienie na silne kobiece postaci i sprzedanie tego w ładnym opakowaniu było gwarantem sukcesu serialu – dodaje seksuolożka, z którą rozmawiam o fenomenie "Seksu…".

– Do tego momentu, kobiety, które uprawiały dużo seksu w produkcjach telewizyjnych i filmach, były oceniane negatywnie. A tutaj pokazano, że to jest fajne. Przełamano stereotyp, że kobieta kochająca seks jest kobietą upadłą, za to mężczyzna to super macho. W "Seksie…" faceci często byli drugoplanowi, nieciekawi, zmieniali się, bo ciężko było trafić na odpowiedniego. Dawało to zielone światło na poszukiwania i nieocenianie się w związku z tym – zauważa jeszcze moja rozmówczyni.

Bądź, jaka chcesz

Pytam o to też swoich znajomych.

– Nie wiem, czy produkcja wpłynęła na podejście Polaków do seksu. W moim pokoleniu 40-latków w zasadzie nie było jakichś wielkich tabu, ale ja wychowywałem się w mieście. Z drugiej strony, jak mi kiedyś 19-latka pokazała piersi na koloniach, to prawie padłem. Mogłem mieć z 14 lat – śmieje się. – Więc może jednak ten serial trochę w Polsce pozmieniał? Ale oglądało go moje pokolenie, dziś stare pryki. Na pewno jednak "Seks…" podkręcał takie babskie wspierające się środowiska – kończy Adam.

– Myślę, że ten serial nie zmienił mojego życia, ale może podejście kobiet tak. Stały się bardziej wyluzowane, przestały bać się mówić o seksie? Poczuły, że można gadać o tym bez skrępowania – mówi mi już Ola, kiedy zadaję jej pytanie o "Seks…" i jego wpływ na Polki. – I że jeszcze mogą się z tego pośmiać, a nie wszystko brać na serio – dodaje. Ale najbardziej podobało się jej, jak w serialu przedstawiono kobiecą przyjaźń.

"Może będziemy dla siebie bratnimi duszami?" – tak mówiła o niej Charlotte. "Niektóre kobiety nie są przeznaczone do oswajania. Może powinny szaleć, dopóki nie znajdą kogoś równie dzikiego, z którym będą mogli biegać?" – to słowa Carrie. Kiedyś rzuciła również, że "najbardziej ekscytującym, wymagającym i znaczącym związkiem ze wszystkich jest ten, który masz ze sobą". Trudno nie zacytować w tym momencie Samanthy, określającej swojej priorytety zdaniem: "Kocham cię… ale siebie kocham bardziej". To musiało być dla kobiet wielkim odkryciem.

– Myślę, że jeżeli porównamy pokolenie współczesnych 30-latek z ich mamami, gdy miały 30 lat, to na pewno różnica jest ogromna. I nie miał na to wpływu wyłącznie "Seks w wielkim mieście" – uważa Psycholog.seksuolog.

– Zmianę wywołało wiele rzeczy – kobiety mają dziś większy dostęp do informacji niż kiedyś, pojawiło się więcej produkcji traktujących o seksie jako normalnej części życia. Myślę, że to również kwestia edukacji seksualnej, swego czasu lepiej funkcjonującej niż dzisiaj. Aczkolwiek nigdy nie była ona rewelacyjna. Dziś mamy możliwość kontaktowania się z edukatorami w sieci – osobami, które mówią o seksualności wprost i uczą tego, że to nie jest sfera, której powinniśmy się wstydzić i bać.

 Dzisiejsze 30-letnie singielki, do których grona należę, mogą czuć się zagubione, chcieć być w związku, jednocześnie zadając sobie pytanie, czy pasują do tego schematu, a ważniejsze: czy muszą i powinny. Trzymają się z przyjaciółkami i budują wartościowe relacje przede wszystkim ze sobą. To dla nich – dla nas – zrobił bez wątpienia "Seks w wielkim mieście".

Już 17 stycznia wybory Miss Polski. Spośród 23 kandydatek wybieramy Miss Polski Wirtualnej Polski. Oddaj swój głos - http://miss.kobieta.wp.pl/

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (102)
Zobacz także