Seks za pieniądze w małżeństwie. "Ludzie sabotują swoje życie erotyczne"

– Mimo upływu czasu nie znika dylemat współczesnych kobiet i mężczyzn: na ile jest się zobowiązaną lub zobowiązanym pójść z kimś do łóżka, kto stawia mi coś na randce. Na ile ta transakcja musi się odbyć? Czy musi dojść do wymiany kapitału: ja daję swój kapitał erotyczny, a ty swój finansowy w postaci kolacji i paru drinków? – mówi seksuolożka i terapeutka dr Agata Loewe-Kurilla z Instytutu Pozytywnej Seksualności, która o kupczeniu seksem rozmawia z Katarzyną Trębacką.

Seks za pieniądze w małżeństwie. "Ludzie sabotują swoje życie erotyczne"Seks za pieniądze zdarza się bardzo często
Źródło zdjęć: © getty images | Witthaya Prasongsin
15

Kiedy mamy do czynienia z kupczeniem w seksie? Czy gdy mężczyzna wręcza partnerce nowe kolczyki, bo dostał premię, a ona idzie z nim z wdzięczności do łóżka, to jest to jest w porządku czy nie?

Oczywiście to zależy. Przecież kupczenie ma wielowiekową tradycję. Instytucja związków romantycznych jest stosunkowo młoda. Mam tu na myśli czynniki, które powodują, że dwoje ludzi łączy się dobrowolnie w parę, decyduje na monogamiczny model życia i wzajemnie pokłada w sobie wiele oczekiwań. Z jednej strony to jest wiara, że będą dla siebie kochankami, rodzicami wspólnych dzieci, powiernikami sekretów, a z drugiej, że będą łączyć ich wspólne przeżycia duchowe, że będą się wspierać ekonomicznie, mieć to samo hobby. To powoduje, że ci ludzie czują na sobie ogromną presję i ciężar tych wzajemnych oczekiwań, bez których ich zdaniem związek romantyczny nie jest możliwy.

Tymczasem instytucja małżeństwa przez wiele wieków zakładała, zwłaszcza w patriarchalnym modelu, że kobieta jest własnością mężczyzny i żadne względy romantyczne nie odgrywały tu specjalnej roli. Z tego patriarchalnego porządku wynika też pokutujący do dzisiaj podział na kobiety porządne i nieporządne. Te pierwsze zdobywa się, żeby podbić sobie status społeczny, doprowadzić do połączenia rodów, kumulacji majątków, a te drugie po to, by sprawić sobie przyjemność. Ale w obu przypadkach trzeba było za to płacić. Gdy na posag spojrzymy dzisiaj z perspektywy feministycznej, to uświadamiamy sobie, że małżeństwo przez wieki było po prostu formą transakcji handlowej, w której dochodziło do sprzedania jednego człowieka, w tym wypadku kobiety, innemu człowiekowi.

Obecnie wartością jest równość.

Tak, ale partnerstwo, model równościowy, czyli założenie, że obie osoby w związku mają równe prawa to zdobycze XX-wiecznego feminizmu. I nie chodzi tu tylko o to, że partnerzy wyciągają z tego związku dla siebie różne rzeczy po równo, ale także o traktowanie jako normę sytuacji, w której kobieta może zaprosić mężczyznę do restauracji na kolację, albo mu się oświadczyć.

Wcześniej, nawet przy takim deklaratywnym feministycznym podejściu, dysproporcja władzy manifestowała się właśnie w tym, co kto komu postawi. Jednak mimo upływu czasu nie znika dylemat współczesnych kobiet i mężczyzn, gdzie ciągle szuka się odpowiedzi na pytanie: na ile jest się zobowiązaną lub zobowiązanym pójść z kimś do łóżka, kto stawia mi coś na randce. Na ile ta transakcja musi się odbyć? Czy musi dojść do wymiany kapitału: ja daję swój kapitał erotyczny, a ty swój finansowy w postaci kolacji i paru drinków? Pamiętajmy też o tym, że w dalszym ciągu statystycznie kobiety zarabiają mniej.

Skoro współcześnie ciągle zmagamy się z takimi dylematami, to znaczy, że ta wielowiekowa tradycja transakcji między ludźmi w sferze seksu jest ciągle żywa?

Gdy nazywamy to bardzo wprost, to wiele osób, które żyje w takim modelu wymiany transakcyjnej, obrazi się, bo nie chce mieć tego wyrażonego explicite. Znam mnóstwo przypadków, również wśród moich znajomych, gdy kobiety chwalą się w mediach społecznościowych nowymi torebkami czy innymi dobrami. Pokazują je jako zdobycz, która jest prezentem od kochanego męża w zamian za to, że były miłe lub grzeczne. To trofeum, które ma pokazać, że kobieta robi tak mało, a dostaje tak dużo, albo robi dużo, więc oczekuje również dużo. Choć ten komunikat nie jest wypowiedziany wprost, to przekaz brzmi: moja seksualność jest towarem luksusowym. Jednak, gdy nazywa się to wprost, to kobiety się obrażają.

Pamiętam, gdy na studiach jeden z naszych profesorów wspominał o definicji prostytucji, czyli sprzedaży usług seksualnych. Mówił, że gdyby spojrzeć na to bardzo radykalnie, to praktycznie wszyscy jesteśmy seks-workerami. Każdy, każda z nas uprawia seks za coś, bo idea oddawania się sobie bezinteresownie jest bardzo utopijna. To wywołało ogromne kontrowersje wśród słuchaczy, a zwłaszcza słuchaczek wykładu, które oponowały mówiąc, że są w związkach ze swoimi partnerami, ponieważ dobrały się w imię wyższych wartości, a seks w tych związkach nie ma charakteru transakcyjnego.

No właśnie. Takie transakcyjne podejście jest bardzo źle oceniane ze względów moralnych.

Tak, tymczasem seks i pieniądze od wieków idą w parze. Jednak nie chcemy tego widzieć u siebie. Wolimy to zauważać u innych, obgadywać ich, a jeszcze chętniej czynimy z tego figurę moralną. Proszę zwrócić uwagę na pracę seksualną. Jest bardzo napiętnowana. A co w tym złego, gdy dwoje dorosłych ludzi umawia się na seks? Przecież to jest usługa jak każda inna. Ktoś ma w ofercie coś, za co bierze pieniądze - pełna transparencja intencji.

Wróćmy do związków. Często spotyka się pani z problemem wymiany transakcyjnej w kontekście seksu w swoim gabinecie?

Tak, to dość powszechne zjawisko. Wystarczy się przyjrzeć kobiecemu orgazmowi. Mówi się o nim, że jest czymś wartościowym, dobrze, żeby kobiety go odczuwały. Ale z drugiej strony podkreśla się, by nie stosować presji w tej sprawie, bo przecież orgazm nie jest najważniejszy. I to też prawda. Jednak, gdy mamy parę, w której kobieta nie dopomina się o orgazmy, seks jest mierny, a mijają lata, to dochodzi do poważnej dysproporcji (tzw. orgasm gap). I bez znaczenia jest, czy tego orgazmu nie ma, bo ona się o niego nie dopomina, udaje, że jej dobrze, a jednocześnie oboje milczą w sprawach seksu, czy może żyją w modelu, w którym to męski orgazm jest ważny, a kobiecy nie, więc ona znosi to w milczeniu dając tym samy partnerowi znać, że nie ma potrzeby jakiejkolwiek zmiany.

Oficjalnie jest po równo, bo oboje niby czerpią z tego seksu podobną przyjemność. Z powodu dysproporcji w odczuwaniu przyjemności i satysfakcji seks staje się walutą przetargową. Kobieta myśli sobie: "Nie powiem ci, że nie mam przyjemności z seksu, żeby nie sprawić ci przykrości, nie rozdrażnić twojego ego, ale sobie uszczknę z innego obszaru życia, żeby mi się to zwróciło, żeby mi się to jakoś emocjonalnie kalkulowało". Takich kobiet, które przychodzą do mojego gabinetu i wyznają, że przez lata milczały w sprawie różnych niedogodności i godziły się na brak przyjemności, jest wiele. Zatem z jednej strony to zjawisko jest dość powszechne, a z drugiej trudne, żeby się z nim skonfrontować wprost. Dużo łatwiej coś, co jest wstydliwe, nienazwane przełożyć na inne sfery życia.

Jak to się odbywa? Jak frustracje seksualne ujawniają się w innym obszarze życia?

Wiele frustracji w łóżku manifestuje się w kłótniach o nieumyty kubek w zlewie. Część kobiet jest gotowa na seks wtedy, gdy ich partnerzy spełniają ich oczekiwania poza seksualne, takie, które mają wobec nich w codziennym życiu. Ona jest gotowa na fellatio, ale dopiero wtedy, gdy on pomoże jej w domu, pozmywa naczynia lub położy dzieci spać. Niestety to przypomina behawioralno-poznawczy model tresury, w którym jeśli jedno z partnerów, zazwyczaj to, któremu bardziej zależy na seksie, spełni jakiś warunek – to może być sprzątanie, kupowanie prezentów, opłacenie zagranicznego wyjazdu – to drugie jest gotowe użyczyć swego ciała.

Często słyszę w gabinecie głosy mężczyzn mówiących: "Wiem, że jeśli przyniosę kwiaty, to może coś uda mi się uszczknąć dzisiaj wieczorem". Super jak się sobie pomaga w domowych obowiązkach bezinteresownie, gorzej jak to nie jest oczywiste i przyzwyczajamy się do tego, że żeby był seks, trzeba na niego zapracować.

A co się dzieje w związku, w którym nie wprost jedno z partnerów mówi do drugiego: "Chcesz seksu, to musisz posprzątać, pozmywać, kupić mi coś ładnego". Co to mówi o tej parze?

To zależy, to może być jakaś kinkowa gra (z jęz. angielskiego - niestandardowe, zboczone zachowania seksualne), jak się obydwoje na taką wymianę umawiają świadomie. Najczęściej jednak, w takiej sytuacji mamy do czynienia z pasywną agresją. Często słyszę od moich pacjentów, że oni chcą spotykać się w sypialni z partnerką, która do niej wchodzi, ponieważ chce się cieszyć seksem, wspólnie bawić, doświadczać intymności, by wspólnie tworzyć tę erotyczną przestrzeń. A mamy kogoś, kto próbuje odfajkować jakiś biznes, załatwić jakąś sprawę.

Mówi pani, że to kobiety są zazwyczaj tymi, które seksem kupczą…

Tak, bo stereotypowo częściej mężczyzna zabiega o seks. I jak go dostaje, to ma poczucie, że musi się nacieszyć tym, co jest. To wynika z naszej kultury, podziału genderowego, tego co jest męskie, a co kobiece, z jaką symboliką wiąże się seksualność u kobiet, a jaką u mężczyzn. Przecież kulturowo kobieta, jak księżniczka powinna najpierw być zdobywana, a jak już do tego seksu dojdzie, to ona nie może pokazać, że bardzo się jej podobało.

Inaczej może być posądzona o rozwiązłość. Dodatkowo tym oczekiwaniom wobec kobiet towarzyszy przekaz, że mężczyzna jest zawsze nienajedzony, za to zawsze chce seksu i zawsze jest gotowy. I właściwie wystarczy pokazać mu kawałek kobiecej piersi, żeby był zadowolony. Dla wielu mężczyzn taki uproszczony, krzywdzący przekaz jest upokarzającym.

Dlaczego upokarzający? Przecież wszyscy stosujemy uproszczone schematy do opisania świata, w tym seksu…

Tak, ale gdy jednak mężczyzna uświadamia sobie, że jego partnerka uprawia z nim seks tylko dlatego, że jej mama mówiła, że musi to robić, bo on inaczej pójdzie do innej kobiety, to czuje się obiektem cudzych przekazów transgeneracyjnych, a nie podmiotem wspólnego pożycia.

A miała pani do czynienia z sytuacją odwrotną? Z zamianą ról?

Oczywiście. Są kobiety, które muszą się bardzo mocno napracować, żeby u swoich partnerów seks zdobyć. Zazwyczaj dostrzegam w tym jakiś rys masochizmu, ale nie mam na myśli masochizmu rodem z zabaw kinky. W seksuologii mówimy, że osoby, które mają mniejsze potrzeby, mają większą kontrolę w związku. W monogamicznej relacji seks jednej osoby w znaczącym stopniu zależy od dobrej woli partnera lub partnerki. I jeśli jedna osoba nie chce seksu, to ta druga jest albo zdana na masturbację, albo musi stanąć na uszach.

I to niestety temu, kto ma mniejsze potrzeby, często się opłaca, bo partner lub partnerka wtedy zabiega, przynosi prezenty, spełnia życzenia, dba o siebie ćwicząc na siłowni lub spędzając godziny w salonach kosmetycznych. I tutaj są możliwe dwie postawy: ten, kto ma mniejsze potrzeby albo ma poczucie winy, że ta druga strona musi się tak namęczyć, bo stoją za tym jakieś faktyczne problemy natury seksuologicznej i zamiast szukać pomocy, unikają konfrontacji, albo przybierają postawę bardziej sadystyczną i zaczyna z tego czerpać satysfakcję i różne inne korzyści.

Jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

Jeśli osoba wykorzystywana uświadamia sobie, że w jej związku toczy się jakaś gra, to warto skonfrontować to z partnerem lub partnerką. Można zapytać: "Kochanie, czy nasz seks to jest jakaś forma gry albo jakiegoś biznesu? Widzę, że masz kilka torebek i kilka par butów, a pojawienie się ich w naszym domu ściśle wiąże się z seksem, który ma miejsce od wielkiego dzwonu. Czy ja muszę spełnić jakieś warunki, by mieć szanse na seks z tobą?".

Gdy zdajemy sobie sprawę, że w związku intymnym padamy ofiarą manipulacji, jakiegoś uprzedmiotowienia, że wchodzimy w cudzą projekcję, że się musimy starać, by na coś zasłużyć, to warto się temu bardzo dokładnie przyjrzeć. Zapytać partnera lub partnerkę: "Czy ja ci się podobam, czy chcesz ze mną być? Czy lubisz uprawiać ze mną seks?" Wiele osób, które żyją w długoletnich związkach, nie umie odpowiedzieć na takie pytanie. Myślę, że warto także się zastanowić, z czego to wynika. Bardzo często spotykam się z sytuacją, w której kobieta odmawia seksu, bo – jak twierdzi – jest po ciąży i porodzie. Tylko okazuje się, że dziecko ma siedem lat… A ona mówi, że jeszcze nie doszła do siebie.

Znam wiele związków, gdzie trudno jest się z seksem wbić, bo ona jest albo po ciąży, albo musi schudnąć, albo straciła pracę, albo któreś z jej rodziców jest chore, albo jest pandemia, albo depresja... Ludzie sabotują swoje życie seksualne. I nie wynika to z tego, że seks z daną osoba jest zły, tylko z tego powodu, że wyrastamy w seksfobicznym środowisku, dostajemy przekazy, że seks jest zły, brzydki, brudny. To jak on ma się nagle zacząć podobać? A żeby on się zaczął podobać, to trzeba się skonfrontować z własnym usztywnieniem wokół seksu, zaprzyjaźnić się ze swoją cipką, zapachami, które z seksem są związane i z tym, że seks może być miejscem utraty kontroli i rodzajem zależności, która pozwala być blisko.

Dr Agata Loewe-Kurilla, psycholożka kliniczna i międzykulturowa, psychoterapeutka systemowa, seksozofka, seksuolożka, założycielka Instytutu Pozytywnej Seksualności. Od 2009 roku współpracuje z instytucjami działającymi na rzecz równości w zakresie płci, genderu, seksualności oraz relacji i dostępu do praw seksualnych człowieka. Prowadzi prywatną praktykę oraz organizuje i prowadzi zajęcia dla osób, które chcą lepiej rozumieć własną seksualność oraz profesjonalnie pomagać innym w tym zakresie. Związana ze Światową Organizacją Zdrowia Seksualnego (WAS), amerykańskim SCU oraz brytyjskim Pink Therapy. www.sexpositiveinstitute.pl

Relacje Diany z brytyjską rodziną królewską. Szczere zwierzenia w biografii ''królowej ludzkich serc''

Źródło artykułu: WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Zachwyciła na pokazie Zienia. Włożyła sukienkę z koronkowymi wstawkami
Zachwyciła na pokazie Zienia. Włożyła sukienkę z koronkowymi wstawkami
Wyglądała obłędnie na pokazie Zienia. Odczarowała modę dla dojrzałych kobiet
Wyglądała obłędnie na pokazie Zienia. Odczarowała modę dla dojrzałych kobiet
Wylej przed domem. Kleszcze znikną jak ręką odjął
Wylej przed domem. Kleszcze znikną jak ręką odjął
Kubicka wskoczyła w mini. Tak wyglądała na pokazie Macieja Zienia
Kubicka wskoczyła w mini. Tak wyglądała na pokazie Macieja Zienia
Lada moment zaleją ulice. Spójrzcie na spodnie Michaliny Sosny
Lada moment zaleją ulice. Spójrzcie na spodnie Michaliny Sosny
Polacy nie chcą się badać. Inne kraje mają na to sposoby
Polacy nie chcą się badać. Inne kraje mają na to sposoby
Grzywna za suszenie prania na balkonie. Kto może zapłacić mandat?
Grzywna za suszenie prania na balkonie. Kto może zapłacić mandat?
Zadziała jak lifting. Regularnie wcieraj w skórę, by zobaczyć różnicę
Zadziała jak lifting. Regularnie wcieraj w skórę, by zobaczyć różnicę
Michał Barczak wspomina o rodzinie. Przez "TzG" ma dla niej mniej czasu
Michał Barczak wspomina o rodzinie. Przez "TzG" ma dla niej mniej czasu
Usuwa kamień lepiej niż ocet. Wsyp kilka łyżek do czajnika
Usuwa kamień lepiej niż ocet. Wsyp kilka łyżek do czajnika
Sekret urody z PRL-u. Ten składnik znowu wraca do łask
Sekret urody z PRL-u. Ten składnik znowu wraca do łask
Kwitnie do listopada. "Milion dzwonków" bije na głowę pelargonię
Kwitnie do listopada. "Milion dzwonków" bije na głowę pelargonię