"Śledztwo przeprowadziłam, nie mam sobie nic do zarzucenia". Racewicz o śmierci męża
Dziennikarka zamyka bolesny etap
Jak sama mówi, ludzie przestają się jej obawiać. Długo omijali ją z daleka, obawiając się, że ją zranią. Była postrzegana jako osoba smutna, dziś chce otworzyć się na nowe i zamknąć tragiczny etap życia. W rozmowie z magazynem "Pani" zapewnia, że swoje śledztwo ws. katastrofy smoleńskiej przeprowadziła. I nie ma sobie nic do zarzucenia.
Dlaczego nie warto iść na skróty? Joanna Racewicz coś o tym wie
Miał być na urodzinach
10 kwietnia 2010 roku w katastrofie smoleńskiej zginął mąż Joanny Racewicz Paweł Janeczek. Pracował w Biurze Ochrony Rządu. Nie musiał lecieć do Rosji. Do wyboru miał podróż za ocean. – Nie próbuję się zastanawiać, co by było gdyby… Bo nigdy nie będę wiedzieć. Mogłam powiedzieć mojemu mężowi, żeby nie leciał do Smoleńska, bo miał wybór i się radził, co zdecydować. Ale lot do Stanów oznaczałby, że tata nie byłby na drugich urodzinach syna, a dla nas obojga syn był najważniejszy – wspomina z rozmowie z "Panią" Racewicz.
Prywatne śledztwo
Prezenterka nie obwinia się jednak za śmierć męża. Mówi, że zrobiła wszystko co w jej mocy, by poznać prawdę. – Pewnie zaraz usłyszę: "Mówiłaś, że przeprowadzisz śledztwo, i co?" Moje śledztwo przeprowadziłam i nie mam sobie nic do zarzucenia. Mogę spojrzeć synowi w oczy. Powiedziałam mu: "Znalazłam twojego tatę, wiem, co się z nim stało" – opowiada prezenterka.
Schody do nieba
Chociaż Paweł Janeczek zginął, kiedy Igor miał zaledwie dwa lata, syn Joanny długo nie mógł zaakceptować tego, że wychowuje się bez taty. – Pamiętam, jak siedzieliśmy z siedmioletnim Igorem w Tatrach, zmęczeni po jeżdżeniu na nartach, i on nagle mnie pyta: "Mamusiu, a czy w niebie jest podłoga? Bo jak jest podłoga, to muszą być schody. Jeśli są, to można byłoby tak cichutko zbiec, kiedy Pan Bóg by na chwilę zasnął…" – ze wzruszeniem opowiada prezenterka.
"Proszę nie robić zdjęć"
Kiedy o Smoleńsku znów zaczyna się dużo mówić, Racewicz chowa przed synem gazety, nie włącza wiadomości. – Nie chcę, żeby syn musiał się z tym zmagać – tłumaczy. Ale pamięta, że jednym ze zdań, jakie nauczył się wypowiadać Igor było: "Proszę nie robić zdjęć". – Powtarzałam je nieustannie, kiedy fotografowie nas nie odstępowali – opowiada w rozmowie.
Z widokiem na rzekę
Z Pawłem Janeczkiem chciała postawić domek na wzgórzu z widokiem na rzekę, w Kazimierzu nad Wisłą. – Także na późną spokojną i piękną starość. Nie wyszło – mówi z żalem. Ale już nie zamyka się na nową miłość. – Partner nie jest dla mnie warunkiem koniecznym do szczęścia. Osobą naprawdę mi niezbędną jest teraz mój syn. Ale to nie znaczy, że postanowiłam być sama. Jeśli spotkam właściwego mężczyznę, będę wiedziała, że to ten – zapewnia w rozmowie z "Panią" dziennikarka.