Blisko ludziŚlub za granicą

Ślub za granicą

Niektórzy z przerażeniem myślą o tradycyjnym weselu z białą falbaniastą sukienką, garniturem i muzyką disco polo. A do tego trzeba wydać na to ogromne pieniądze. Najchętniej uciekliby gdzieś daleko, pochodzili po górach, wyjechali w ciepłe miejsce, odwiedzili swoje ukochane zakątki świata. To jest możliwe, więc w drogę.

Ślub za granicą
Źródło zdjęć: © 123RF

30.08.2012 | aktual.: 31.08.2012 11:25

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Niektórzy z przerażeniem myślą o tradycyjnym weselu z białą falbaniastą sukienką, garniturem i muzyką disco polo. A do tego trzeba wydać na to ogromne pieniądze. Najchętniej uciekliby gdzieś daleko, pochodzili po górach, wyjechali w ciepłe miejsce, odwiedzili swoje ukochane zakątki świata. To jest możliwe, więc w drogę.

Podróżnicy najchętniej każdą wolną chwilę i każdą zarobioną złotówkę przeznaczyliby na wyjazdy. A kwoty wydane na tradycyjny bal, to dla nich pieniądze wyrzucone w błoto. Oni nie chcą siedzieć za stołem, nie chcą tańczyć przy przebojach disco polo. Ten wyjątkowy dzień w życiu chcą spędzić tak, jak lubią najbardziej – czyli w podróży. Czasami tylko brakuje im odwagi, żeby zmierzyć się z oczekiwaniami rodziny i znajomych, którzy dopytują, kiedy zatańczą na ich weselu.

Z miłości do Odessy

Marta i Jacek poznali się w Izraelu. Oboje wybrali się w samotną podróż. On nie lubił mieć ogona podczas wojaży, bo kiedy człowiek jeździ sam, może robić co chce i nie musi na nikogo zwracać uwagi. Poza tym poznaje więcej ludzi, najczęściej tubylców. Ona miała jechać z koleżanką, ale ta w ostatniej chwili zrezygnowała. Marta wahała się – ruszać w pojedynkę, czy zostać.

Samotne podróże wydawały jej się smutne, trochę się bała, że nie da sobie rady. A z drugiej strony miała już bilet i wielkie marzenie zobaczenia Izraela. Zdecydowała – niech się dzieje co chce. Jadę!

Wpadli na siebie jeszcze na lotnisku w Polsce. Świetnie im się rozmawiało. W Izraelu Jacek pożegnał Martę i poszedł w swoją stronę. Na szczęście Tel-Aviv nie jest duży – około 400 tys. mieszkańców, wciąż się na siebie natykali. I tak spędzali razem całe dnie.

To Marta zaproponowała, że może dalej ruszą razem. Pojechali do Jerozolimy. I nie rozstają się do dziś. Jacek zweryfikował swoje poglądy o bezsensie podróżowania z towarzyszem u boku, „bo z Martą, to co innego”. Razem byli w Wietnamie, Maroko, Indiach, a zjeździli Norwegię. Zaręczyli się dwa lata temu w Odessie, był pierścionek i uroczysta kolacja. - Oboje kochamy to miasto. Jedne z piękniejszych, jakie znam. Cudowne dziedzińce, każdy to dzieło sztuki, podwórka opanowane przez koty. No i port, gdzie mogłabym godzinami siedzieć w knajpce, pić wino Odessa i patrzeć na przypływające statki – mówi Marta.

Ślub odkładali ze względu na niechęć do tradycyjnych wesel. Są zgodni, że nie bawi ich siedzenie za stołem i udawanie, że lubią przeboje typu „Majteczki w kropeczki...”, a bez tych większość gości ziewa z nudy i trudno poderwać ich do tańca. W końcu podjęli decyzję, skoro w Odessie były zaręczyny, to tam będzie i ślub. - Za pieniądze, które przeznaczylibyśmy na wesele w restauracji, mogliśmy wybrać się w każdą podróż – mówi Marta.

Wesele na miarę podróżników

Kiedy Marta powiedziała rodzicom, że wesela nie będzie, a skromny ślub zaplanowali na Ukrainie, jej mama popłakała się, a ojciec obraził. Rodzice Jacka też z trudem zaakceptowali decyzję syna. Postanowili, że opłacą podróż i nocleg rodzicom i świadkom. Wybrali mały, ale uroczy pensjonat. Po ślubie był obiad, a następnego dnia spacer po Odessie. Żadnych białych sukienek, żadnych garniturów i nieśmiertelnych przebojów. Asia miała na sobie letnią sukienkę i kwiaty wpięte we włosy, Jacek dżinsy i koszulę. A kiedy po trzech dniach rodzice wrócili do domu, świadkowie pojechali do Turcji, oni z plecakami ruszyli na Krym.

Spełniliśmy swoje marzenie. Może nie wszystkie ciotki i kuzynki zrozumiały nasz wybór, ale cóż, to nasze życie. Było cudownie – mówi Marta.

Zorganizować ślub za granicą

Organizacja ślubu za granicą wymaga nieco więcej zachodu, niż przygotowanie ceremonii w rodzimym kraju. Można skorzystać z pomocy biur podróży, które oferują wesela niemal w każdym zakątku świata. Część podróżników z zasady nie bierze pod uwagę tego typu pośredników. Wtedy trud organizacji spada na nich.

W przypadku ślubu kościelnego za granicą:

- Jeśli to tylko możliwe, najlepiej jest za granicą wybrać kościół, gdzie pracują polscy misjonarze, którzy służą pomocą. Albo zwrócić się do proboszcza wybranej przez przyszłych nowożeńców świątyni i ustalić datę ślubu, tak jak to się dzieje w ojczystym kraju. Potrzebna będzie zgoda od proboszcza z własnej parafii na ślub w innym kościele (albo z parafii panny młodej, albo pana młodego); akty chrztu; zaświadczenie o przebytych naukach przedmałżeńskich.

Należy pamiętać, że ślub kościelny można zawrzeć tylko w kraju, który ma podpisany konkordat ze Stolicą Apostolską i w którym wyznawana przez narzeczeństwo religia jest powszechnie uznawaną. Wszystkie dokumenty powinny być przetłumaczone na język urzędowy kraju, gdzie odbędzie się ceremonia.

W przypadku ślubu cywilnego:

Obywatele polscy mogą zawrzeć związek małżeński za granicą przed Konsulem Polskim lub przed miejscowym Urzędnikiem Stanu Cywilnego. Jeśli narzeczeni planują ślub w konsulacie lub ambasadzie, powinni to zgłosić na około 2 miesiące przed planowanym terminem.

Potrzebny będzie ważny paszport lub dowód osobisty (w krajach UE); odpis aktu urodzenia; zaświadczenie o braku prawnych przeciwwskazań do zawarcia małżeństwa, zawierające imię, nazwisko, datę i miejsce urodzenia, miejsce zamieszkania, obywatelstwo, stan cywilny (w przypadku osób rozwiedzionych należy dołączyć dokument potwierdzający orzeczenie rozwodu, w przypadku wdowców akt zgonu małżonka). Wszystkie te dokumenty będą niezbędne również zakochanym w sytuacji, kiedy „tak” chcą wypowiedzieć przed USC. Powinny być przetłumaczone na język kraju, gdzie odbędzie się ślub.

(mos/bb)

Więcej na temat ślubu:

Komentarze (2)