Blisko ludziSpacerowała z synem. Nieznajoma nie mogła się powstrzymać od komentarza

Spacerowała z synem. Nieznajoma nie mogła się powstrzymać od komentarza

"Było mi przykro i czułam się gorszą matką" – pod tymi słowami może podpisać się wiele mam, które – podobnie jak Natalia, Ola i Katarzyna – zamiast wsparcia otrzymały tzw. dobre rady. Dlatego powiedziały im – stop! W rozmowie z WP Kobieta opowiedziały, dlaczego warto odróżnić wartościowe rady rodzicielskie od tych, których celem jest tylko wzbudzenie poczucia winy i frustracji.

Rodzice często otrzymują rady, o które nie proszą
Rodzice często otrzymują rady, o które nie proszą
Źródło zdjęć: © Getty Images | Mikael Vaisanen

23.06.2022 | aktual.: 23.06.2022 16:51

Przeprowadzone w ubiegłym roku w 42 krajach badanie wykazało, że Polska jest na szczycie niechlubnego rankingu oceniającego poziom wypalenia rodzicielskiego. Polscy rodzice przynajmniej raz w miesiącu odczuwają: wypalenie emocjonalne, poczucie kompromitacji, frustracji, utratę przyjemności z bycia rodzicem. Eksperci jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy upatrują w silnej presji bycia idealnym rodzicem, potrzeby wykazania się w tej roli, ale też społecznej oceny. W otoczeniu, w stosunku do mamy czy taty, uruchamia się potrzeba udzielania rad na każdy temat, co często nie pomaga, a wręcz może sprawić, że poczują się przytłoczeni i sfrustrowani.

"Czułam silną presję"

- Najbardziej pamiętam wzrok osób, którym mówiłam, że Zosia jest tylko na mleku modyfikowanym. Było oburzenie, zbulwersowanie, że przecież nie nawiążemy więzi. Niby nic sobie z tego nie robiłam, a jednak było mi przykro i czułam się gorszą matką — opowiada Natalia, mama Zosi i Ali.

- Padały pytania: czy ją przepajasz? Czułam strach i silną presję z zewnątrz, bałam się, że mi się dziecko odwodni. Zosia w ogóle nie chciała pić wody, za to mając cztery miesiące, bardzo polubiła soczek jabłkowy. Dlatego było mi już wszystko jedno, czym się nawadnia, byłam szczęśliwa, że w ogóle coś pije. Wtedy z kolei pojawiły się kolejne komentarze na temat słodkich napojów i kolejne wpędzanie mnie w poczucie winy, że "co ze mnie za matka". Kwestia jedzenia słodyczy też wyzwala w ludziach chęć komentowania diety mojego dziecka. Kiedy bywamy u osób, z którymi w sumie rzadko się widujemy, to pozwalam dziecku na małe święto i jedzenie słodkości. Tymczasem słyszę komentarze, że mała je tylko słodycze i dlatego z niej taki niejadek. Ogólnie to książkę można o tym napisać – stwierdza Natalia.

Tymczasem Aleksandra Kozera, mama dwojga dzieci, wspierająca kobiety w zakładaniu swoich miejsc opieki dla dzieci, tzw. wiosek, zauważa, że historia komentowania stylu wychowania i rodzicielstwa zaczyna się tak naprawdę dużo wcześniej i od pytań w stylu: "A kiedy dzidziuś?".

- W moim przypadku nawet kwestia porodu nie pozostała bez komentowania i udzielania rad. Bardzo chciałam urodzić w domu, co do dziś uważam za wspaniałe doświadczenie. Ale nawet wtedy padały uwagi w stylu: dziecko chcesz zabić? A im bliższa rodzina, tym były bardziej przykre pytania: czy ja nie kocham swojego dziecka i czy na pewno chcę zagrażać jego życiu dla swoich fanaberii – opowiada mama kilkulatka.

- Teraz, kiedy mój synek jest starszy i ma długie włosy, też zdarzyło się, że jakaś przypadkowo spotkana starsza kobieta powiedziała: jaka ładna dziewczynka. A kiedy syn odparł, że jest chłopcem, zdziwiła się: chłopiec i długie włosy? A co ci rodzice zrobili, powinieneś mieć krótkie włosy. Wtedy zwróciłam jej uwagę, że przecież ona sama ma krótkie włosy, a ja nie mówię, że jest chłopcem. Oburzyła się i poszła dalej. Natomiast dziecku wytłumaczyłam, że każdy ma prawo mieć włosy, jakie chce – mówi Ola.

Zauważa, że co prawda ona sama jest osobą, która potrafi swoje granice mocno zaznaczyć, ale są dziewczyny, które nie są tego nauczone i asertywności nie wyniosły z domu.

- Żyjemy w kulturze patriarchalnej, gdzie kobieta ma być słodka, miła. Ma być matką, która dba o potrzeby wszystkich dookoła. Jest im trudno zareagować, kiedy ciągle są krytykowane. Warto uświadamiać kobiety, że mają prawo powiedzieć: Nie! Nie mów mi jak. A już zwłaszcza wtedy, kiedy na temat jej macierzyństwa wypowiadają się obcy faceci – z całą stanowczością dodaje Ola Kozera, prezeska organizacji The Village Network.

– Oczywiście zrozumiałe jest to, że dziecko jest częścią nie tylko rodziny, ale też społeczeństwa i państwa, które powinno o nie dbać. I z tego powodu każdy będąc świadkiem słownej czy fizycznej przemocy wobec dziecka, ma moralny obowiązek zareagować. Nie można jednak zapominać o wspieraniu rodziców i to właściwe wsparcie polega na tym, by w pewnych kwestiach pozostawić im przestrzeń – dodaje ekspertka edukacji wczesnoszkolnej.

Rodzice nie potrzebują nieproszonych rad

Podobnie Katarzyna Żukow-Tapioles, psycholożka pracująca z rodzicami, swoje córki wychowuje w nurcie rodzicielstwa bliskości. Zauważa, że należy nauczyć rodziców odróżniania wartościowych rad od tych, które mają wzbudzić w nich poczucie bycia gorszym rodzicem.

- Często słyszę: nie noś jej tyle, bo przyzwyczaisz i będziesz musiała potem cały czas nosić. Tymczasem nie znam rodzica, który nosiłby na rękach dziecko w wieku 15 lat, ponieważ się przyzwyczaiło. Potrzeba noszenia w którymś momencie po prostu samoistnie mija – tłumaczy ekspertka.

– Zdarza się, że ludzie udzielający rad, próbują sami się utwierdzić w przekonaniu, że myślą i robią dobrze. Odbywa się to często niestety kosztem drugiej osoby, a przecież z założenia udzielana rada ma być dla rodzica i jego dziecka korzyścią. Ludzie lubią też tworzyć różne teorie na temat tego, co dolega dziecku. Płacze — na pewno jest głodne, ślini się — na pewno bolą dziąsła, bo ząbkuje. Nie dajmy się zwariować, pamiętajmy, że to my jako rodzice jesteśmy najbliżej swoich dzieci i najlepiej odczytujemy ich potrzeby – mówi ekspertka.

Jej zdaniem, trudno jest odciąć się od nieproszonych rad, dlatego ważne jest budowanie w sobie pewności siebie i wspierającego otoczenia, "takiej swojej wioski", gdzie rodzice kierują się podobnymi wartościami i wychowują swoje dzieci w podobnym nurcie.

- To wzmacnia w nas pewność siebie jako rodzica. Jest też potrzeba edukacji społeczeństwa na temat udzielania rad w sposób właściwy – nie oceniający, a wspierający rodziców. Temu ma służyć akcja społeczna "Nie mów mi jak". Na pewno pomocne są pytania otwarte i przestrzeń pozostawiona dla rodzica, by mógł się zastanowić i przemyśleć sposób postępowania. Chodzi to, by podpowiadać, dzielić się swoim doświadczeniem, ale nie wywierać na nim presji postąpienia w jakiś określony sposób, bo to zrodzi w nim frustrację i doprowadzi do wypalenia. Zapytajmy: czego potrzebujesz, co czujesz? Co możesz czy zamierzasz zrobić? Jakie według ciebie jest wyjście z sytuacji? Jaki może być pierwszy krok? - podaje przykłady Katarzyna Żukow-Tapioles, psycholożka.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (170)