Sposoby Polaków na tanie wakacje. Można oszczędzać, ale czy warto?
Tydzień w Chorwacji z rodziną, czyli gulasz przywieziony w słoikach i trzy zgrzewki wody w bagażniku. Można się śmiać, ale koniec końców, czy nie lepiej pojechać i coś zobaczyć, niż utyskiwać w przegrzanym mieszkaniu w mieście na koszta wyjazdów?
Aż 58 proc. z was, naszych czytelników, na wakacjach stawia przede wszystkim na poznawanie nowych smaków i miejsc, ale z innymi wydatkami uważa. Druga największa grupa (22 proc.) stara się zabrać jak najwięcej niezbędnych rzeczy z domu i nie zwraca uwagi czy za oknem będzie morze. Nie chodzi o pokój z widokiem – ważne, żeby nie nadszarpnąć budżetu.
Co z resztą? 16 proc. oszczędza cały rok, żeby na wakacjach się nie ograniczać. Najmniejszy odsetek (zaledwie 5 proc.) przyjście na świat dzieci zmusiło do oszczędnych wakacji. Te wyniki nie pochodzą z rzetelnego badania, ale z ankiety pod naszym wczorajszym tekstem dotyczącym "budżetowych" wakacji - historii kobiety, która na kilkudniowy wyjazd wydała grosze. Do chwili publikacji tego tekstu, w ankiecie wzięło udział ponad 18 tys. czytelników i czytelniczek Wirtualnej Polski.
Kobieta, o której pisaliśmy, policzyła koszty 4-dniowego pobytu nad morzem w miejscowości Jantar. Okazało się, że na siebie (była na urlopie z chłopakiem i dwójką znajomych) wydała zaledwie 250 złotych. Czytelnicy zareagowali na te doniesienia alergicznie. Ci, którzy nie zarzucali kobiecie skąpstwa, oskarżyli ją o oszustwo i dowodzili, że znalezienie kwatery nad morzem za 30 zł za osobę jest niemożliwe.
I rzeczywiście, jeśli będziemy szukać na popularnej stronie booking.com, w miejscowości w której była pani Ania najtańszy nocleg można znaleźć za 89 zł. Nie trzeba być mistrzem dedukcji, żeby domyślić się, że emerytka, która wynajmuje od lat 50. pokoje letnikom, raczej nie korzysta z takich narzędzi promocji jak ogłaszanie się w popularnych portalach rezerwacyjnych.
Po prostu wywiesza na bramie nieśmiertelne "ZIMMER FREI". Odłóżmy jednak na bok małostkowe wyliczanki, ile kto wydał i dlaczego tak mało.
Z komentarzy wyłania się istne kompendium wiedzy na temat sposobów Polaków na oszczędzanie. Od Sopotu po Zakopane. Oraz – rzecz jasna – zalew złośliwości. Momentami nawet całkiem zabawnych.
"Jadę autostopem, śpię pod namiotem na wydmach. Dziecko wysyłam na deptak, żeby grało na harmonijce. Uzbiera z 10 zł na ziemniaki z Biedronki na obiad. Kolację sobie odpuszczamy, funduszy brak. Na takie 30-dniowe wakacje wydaję około 300 zł. Nie liczę każdej złotówki na wakacjach, ale faktycznie, uważam z wydatkami" - podpuszcza czytelników "Kobieta z wydm".
Przeczytaj także:
Przykazanie 1: Zaprzyjaźnij się z rybakami (i z zapachem frytury we włosach)
Wiadomo, że jak Bałtyk, to i rybka. A że rybka, zgodnie ze staropolskim powiedzeniem, lubi pływać - bez zimnego piwa się nie obejdzie.
Jeśli dodamy do tego, że rybka na wakacjach to nie łosoś-cudzoziemiec, ale dorsz lub flądra "prosto z sieci", musi być drogo. Ceny przeważnie zależą od wagi, która zwyczajowo pozostaje niewiadomą aż do momentu objawienia się na rachunku.
Czy na naszym talerzu rzeczywiście wylądowało 0,66 kg dorsza (bez półcentymetrowej panierki), trudno stwierdzić. A już zwłaszcza, gdy kości zostały rzucone, a ryby zjedzone.
Myślicie, że 65 zł za kg świeżej ryby to dużo? Cóż, ceny w zdawać by się mogło najzwyklejszych smażalniach nad Bałtykiem potrafią dochodzić nawet do stówki (tak, za kg).
Czytelnicy Wirtualnej Polski nie gęsi i swój rozum mają.
"Chcesz, płacić 60 zł/kg za podaną pod paszczę rybkę, okej. Można kupić taką samą od rybaków za 8 zł, tyle że usmażyć trzeba samemu. Tak samo można kupić szklaneczkę pepsi za 5 zł, albo pół litra za 3 zł" – radzi jeden z czytelników.
Idea może i szlachetna, pytanie, kto tę rybę będzie smażył, ale przede wszystkim – patroszył.
Przeczytaj także:
Przykazanie 2: Kto pierwszy, ten oszczędniejszy
Tak zwane "wyjazdy na spontanie" są super, o ile:
a) dopiero je planujesz, a raczej – nie planujesz
b) masz 20 lat
c) masz nieograniczony budżet
Poza tymi wyjątkami najczęściej okazuje się, że nie spakowało się kremu do opalania/wygodnych butów/płaszcza przeciwdeszczowego, a liczony "plus minus" budżet kończy się w połowie wyjazdu. I choć większość z nas, a zwłaszcza ci, którzy mają małe dzieci, wszystko mają zaplanowane, urlopem można zainteresować się nie w okolicach majówki, ale w okolicach nowego roku.
Przywykliśmy do kupowania tanich lotów z dużym wyprzedzeniem, ale szukanie połączeń z Ustką w grudniu mało komu przychodzi do głowy. Koniec końców i tak są tanie.
"Wyjeżdżam sama z dzieckiem. Rezerwacje robię zimą. W tym roku właścicielka pensjonatu napisała mi, że ma podnieść ceny, ale ja mogę zapłacić tyle, ile ostatnio. Dodatkowo nie płacę zaliczki, bo nie narobiłam z dzieckiem syfu, więc mi ufa. Bilety na autobus kupiłam, jak tylko się pojawiły. 102 zł za dwie osoby, teraz są już o połowę droższe. I tak musiałabym je kupić, więc czemu nie wcześniej i taniej?" – radzi kolejna czytelniczka.
Przykazanie 3: Niech nazywają cię cebularzem
Tych czytelników, którzy dali wiarę w supertani weekend pani Ani, zirytowało co innego. Zarzucali jej "dziadowanie" i skąpstwo. "I to ma niby być odpoczynek?" – kpili. I rzeczywiście, jeśli ktoś ma pieniądze fakt, że na obiad wybiera kebab (dobry bo tani), może dziwić.
Z drugiej strony najlepsze wakacje to takie, na które nas stać. Patrzysz na bilety do Stambułu i już na tym etapie widzisz, że będzie ciężko? Zmieniasz kierunek. Marzą ci się dwa tygodnie nad Bałtykiem, ale nie chcesz brać "chwilówki"? Planujesz pobyt 10-dniowy.
Co jednak w sytuacji, w której tydzień nad morzem stanowi problem? Pozostaje stare, dobre kombinowanie, które część z rodaków wyssała z mlekiem matki.
"Będziemy nazywani teraz cebularzami, ale trudno. Z mężem i z córką jeździmy co roku autem za granicę: sama znajduję miejsce i rezerwuję pokoje, byleby było czysto i na głowę nie kapało. Robię jedzenie w domu w Polsce - wekuję gulasz, kotlety, biorę suche kotlety sojowe i gotowe sosy. Do tego makaron, kaszę, kilka zgrzewek napojów. W miejscowych sklepach kupuję świeże produkty: chleb, owoce, warzywa. Jedziemy w fajne, ciepłe miejsce, z ładną plażą. Zawsze jeden dzień przeznaczamy na zwiedzanie i wtedy jemy lokalne potrawy ma mieście. Efekt jest taki, że za trzy osoby na 7-10 dni wydajemy około 2500 zł (z paliwem). Nie mamy zamiaru niczego zmieniać. Odpoczywamy, córka zadowolona. Kiedy chcemy, mamy na lody i w zupełności nam to wystarcza. Znajomi też niedowierzają, bo oni na takie wczasy wydają dwa albo trzy razy tyle" – zdradza swój sposób na wakacje inna czytelniczka.
Przykazanie 4: szkoła to nie świętość, a najlepszy sezon to brak sezonu
Rodzice z reguły zgadzają się co do tego, że edukacja publiczna w Polsce do najlepszych z możliwych nie należy. Programy nieprzystosowane do realiów, nadmiar pracy domowej, za dużo tzw. "pamięciówki".
Tymczasem, gdy przychodzi do wyjazdów w trakcie roku szkolnego, ogarnia ich zbiorowa paranoja, jak gdybyśmy nie pamiętali, że program w klasach 1-3 to nie żadna fizyka kwantowa.
Później może i robi się nieco trudniej, ale jeśli dziecko nie ma problemów z nauką, nadgoni program w tydzień. Pomijając już, że koniec końców oglądanie nowych miejsc i odnajdowanie się w nowych sytuacjach, bywa znacznie bardziej pouczające niż siedzeniu w ławce.
"Zawsze jeździmy na wakacje we wrześniu. Zamykamy tygodniowe wakacje dla 3 osób w 2000 złotych z transportem. Nocleg w pokój trzyosobowym to około 800 złotych, paliwo - 250 zł. Reszta zostaje na cały tydzień. Jemy, zapewniamy atrakcje córce. Starcza też na jakiś rejs lub wycieczkę. Nie kupujemy alkoholu na miejscu" – przekonuje do urlopu poza sezonem kolejny czytelnik.
Wakacje po polsku
Badanie przeprowadzone cztery lata temu przez jeden z banków pokazało, że średnio wydajemy na wakacje około 2060 złotych, czyli ponad połowę przeciętnego dochodu gospodarstwa domowego. Większość Polaków wakacje spędza w kraju.
Wolimy wyrwać się tylko na kilka dni, ale za to uzupełnić letnią garderobę i pozwolić sobie na nadprogramowe atrakcje w miejscu zamieszkania. Równoległe badanie zostało przeprowadzone w kilku innych krajach europejskich. Dla Polaków, zarabiających mniej od Niemców, Holendrów czy Szwedów rodzinny wyjazd na wczasy stanowił nie lada wyzwanie logistyczno-finansowe. Jak jest w tym roku?
Wkrótce się dowiemy. Trudno założyć, żeby nawet i 18 tysięcy osób biorących udział w naszej ankiecie było reprezentatywną grupą Polaków. Natomiast Główny Urząd Statystyczny zapowiedział na 20 lipca ogólnopolskie badanie opinii w wybranych gospodarstwach domowych. Głównym zagadnieniem będą wakacyjne wyjazdy Polaków i ich budżet.
"Żyć oszczędnie nie znaczy dziadować. Tylko snoby nie potrafią zrozumieć tego, co napisała ta dziewczyna. W tym kraju samo wykształcenie nie zawsze daje możliwości zdobycia dobrze płatnej pracy. A jeżeli człowiek zarabia w miarę przyzwoicie, często ma tyle wydatków, że spędzenie wakacji w ośrodku wypoczynkowym w wersji exclusive jest poza jego zasięgiem" – komentuje gorzko jeden z czytelników.