Strajk Kobiet ma nowe postulaty. Nie wszystkim się podobają
Protesty po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nie dotyczą już tylko aborcji. Pojawiają się postulaty o dymisję rządu, odwołanie ministra edukacji, a także prawa osób LGBT+. To nie zawsze odpowiada osobom, które razem z Ogólnopolskim Strajkiem Kobiet wyszły na ulice. Czy w ten sposób organizacja sobie zaszkodziła? O to pytamy politologa, prof. Jarosława Flisa.
Agnieszka Mazur-Puchała, WP Kobieta: Jakie były pana pierwsze myśli na temat protestów kobiet? Tuż po ogłoszeniu wyroku Trybunału?
Prof. Jarosław Flis: Tego można się było spodziewać. Tu są dwa źródła emocji w konflikcie społecznym. Jedno to naruszenie interesów. A drugie – nieuczciwa wygrana. Doszło do nadużycia zaufania, jakichś wyobrażeń na temat tego, jak powinno się to rozstrzygać. I to źródło emocji jest większe. Kwestia aborcji znajdowała się w programie partii rządzącej, ale przez pierwszą kadencję, a później przy wyborach europejskich, parlamentarnych i prezydenckich nikt jej nie podejmował. Po czym nagle, w czasie pandemii, zostało to załatwione tylnymi drzwiami.
PiS popełnił błąd?
W ten sposób PiS zrobił to samo, co zarzucał kaście prawniczej. Zaczął tworzyć swoje konstrukcje, które ograniczają wolę ludu i narzucają rozwiązania dla nikogo niezrozumiałe. W sondażach zdecydowana większość Polaków opowiada się za obecnym rozwiązaniem. Zwolennicy każdej zmiany, czy to zaostrzenia czy złagodzenia prawa w kwestii aborcji, mają przeciwko sobie kilkukrotnie większą liczbę osób przeciwnych. Część z tych, którzy hipotetycznie chcieliby zmienić ustawę woli, żeby tego tematu nie ruszać, bo boi się zmiany w drugą stronę, czyli albo radykalizacji albo złagodzenia. Było więc oczywiste, że ta sprawa wywoła potężny sprzeciw.
Co jest zaskakujące, to skala protestów. W niewielkim Miechowie na rynek wyszło 700 osób. W przeliczeniu na mieszkańców to tak, jakby w Warszawie na ulicę wyszło 100 tys. protestujących. Bez awantur, bez ataków na kościoły.
Jarosław Kaczyński nie przewidział, że tak to się może skończyć?
Należało się spodziewać, że sytuacja będzie się rozwijać. Te nadzieje, że podczas pandemii ludzie będą się bali protestować lub że elektorat jest tak utwardzony, że nie zareaguje, były płonne. Do tego Kaczyński działa na swoich przeciwników jak płachta na byka, więc był przed opinią publiczną chowany. To premier Morawiecki występował z apelem o uspokojenie nastrojów, po czym Kaczyński jednak się objawił i zaczął te działania sabotować. Do tego popełnił jeszcze jeden potężny błąd – wystosował apel konfrontacyjny o obronę kościołów. Wszyscy wiedzą, że policja i ultrasi nie darzą się ciepłymi uczuciami. A to było tak, jakby Kaczyński powiedział do policjantów: "wy sobie z tym nie dajecie rady, więc powierzymy to waszym wrogom". Kompletny samobój. Kaczyński nie rozumie, jak działa państwo polskie, nie chwyta niesformalizowanych reguł społecznych. Policja na marszach zdecydowanie chętniej wyłapywała później ultrasów niż protestujących.
Mamy więc błędy Kaczyńskiego. A Ogólnopolski Strajk Kobiet? Po ogłoszeniu postulatów część protestujących poczuła się oszukana. Kobiety wyszły na ulice walczyć o aborcję, a okazało się, że przy okazji obalają też rząd, niszczą kościoły, zmieniają prawo dla osób LGBT+.
Gdy ktoś się upoi sukcesem, to wydaje mu się, że może dużo więcej niż w rzeczywistości. Do postulatów, które są popierane przez większość, dorzuca te mniej popularne. Na szalę trafiają kolejne odważniki, a protestujący są przekonani, że uda się je załatwić przy okazji. I to jest duży błąd. Mamy do czynienia z dokładnie taką samą sytuacją, jaka doprowadziła PiS do tego, co ma miejsce obecnie. Partia zapewniła swoim wyborcom świadczenia socjalne i gwarancję poszanowania tradycji, co wcale nie znaczyło, że jeśli dorzucą do tego też zaostrzenie prawa aborcyjnego, to wszystko będzie dobrze. Oni nie wygrywali dlatego, że chcieli zaostrzyć aborcję, ale pomimo tego.
Czyli kwestia praw społeczności LGBT+ jest samobójem Strajku Kobiet?
Jeśli komuś się wydaje, że obecna sytuacja doprowadzi do rewolucji obyczajowej, to ma problem. A pierwotny cel, czyli cofnięcie wyroku w sprawie aborcji tak naprawdę się oddala. W sondażach w górę poszła nie lewica, a partia Szymona Hołowni. To jest wołanie o powrót do status quo, a nie do rewolucji.
Gdyby traktować hasło LGBT+ w kategorii "wunderwaffe", to tylko na korzyść obozu rządzącego. PiS w czasie wyborów chciał ten temat podejmować, cieszył się, że druga strona nawołuje do zmian na typ polu. Dzięki temu wygrali. Przede wszystkim dlatego, że zwolennicy takiej zmiany zazwyczaj posługują się argumentami uwłaczającymi oponentom – nie mają żadnego zrozumienia dla drugiej strony konfliktu.
Pozostałe postulaty OSK są zdecydowanie bardziej akceptowalne. Choćby usunięcie Przemysława Czarnka z rządu. Jego wypowiedzi potwierdzają to, co już o nim wiedzieliśmy. To osoba oszczędna poznawczo, lecz za to szczodra emocjonalnie. Grożenie uczelniom odebraniem dotacji za przyzwalanie na protesty to szukanie sobie nowych wrogów. Podobnie z przypisywaniem winy za protesty szkole, czyli nauczycielom. Ten postulat na pewno nie jest odważny. Myślę, że ciężko jest znaleźć osoby, które wpadają w zachwyt nad ministrem Czarnkiem i jego wypowiedziami.
Zobacz również:
Postulat o dymisji rządu też w ogóle nie przeszkadza. Mobilizuje opozycję. Problemem jest jeszcze kwestia wulgaryzmów. Na pierwszym etapie złości dało się je jeszcze usprawiedliwić. Jednak odkąd stały się one regularną strategią, przynoszą więcej szkody niż pożytku. Za pierwszym razem to był precedens, a teraz może stać się tradycją. Wulgaryzmy zaczną być używane przy okazji każdego protestu. Nie tędy droga.
A Kościoły?
Atak na Kościoły to też błąd. Najnowsze sondaże pokazują, że ogromna większość Polaków to ludzie wierzący. Jak się jest w mniejszości, to nie zraża się do siebie tej bardziej liczebnej grupy. Nie można robić tego, co robi Kaczyński, który cały czas łamie „polityczną brzytwę Ockhama” i mnoży sobie wrogów nad potrzebę. Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest studzenie emocji i przekładanie ich na konstruktywne działania.
LGBT+, Kościół, wulgaryzmy. Trzy samobóje. Mamy remis?
Nie, rządzący popełnili błędy znacznie większe, do tego to na nich spoczywa odpowiedzialność za całą sytuację. Odważniki są u nich innej wagi. Dodatkowo, to nie jest tak, że Ogólnopolski Strajk Kobiet jest monopolistą tego przedsięwzięcia. One są jego twarzą. Ale kto dziś pamięta nazwiska organizatorów protestów przeciwko ACTA czy zmagań o krzyż na Krakowskim Przedmieściu w 2010 roku? Takie protesty oczyszczają teren i mogą usunąć rządzących, co wcale nie znaczy, że ci, którzy są detonatorem tego protestu, przejmują władzę.
Czy te bardziej kontrowersyjne postulaty OSK są na rękę Kaczyńskiemu? Pomogą mu opanować sytuację?
Tego typu nadzieje bywają złudne. OSK nie jest najważniejszym graczem w tym momencie. Są nim ci, którzy w sondażach dotyczących sympatii politycznych mówią "trudno powiedzieć". Można próbować ich odzyskać strachem przed rewolucją obyczajową, której większość ludzi wcale nie oczekuje. Ale jest też tak, że w tym momencie Kaczyńskiemu bardzo ciężko jest zapanować nad swoimi szeregami. Upór przy majowych wyborach – klęska. Piątka Kaczyńskiego - klęska. Sprawa aborcji – wszystko wskazuje na to, że jeszcze większa klęska. Łatwo się panuje nad partią sukcesu. A w partii, która idzie od porażki do porażki, jest to znacznie trudniejsze. Wydaje się więc, że postulaty OSK nie są odważnikami, które przeważą szalę na drugą stronę.
Zobacz również:
Jaką drogę powinny obierać takie inicjatywy jak OSK, by nie popełniać błędów swoich przeciwników?
Nie powinny mnożyć sobie wrogów ponad potrzebę. Ważna jest też świadomość zagrożenia, jakim jest upajanie się władzą. Jak pokazuje przykład choćby Ryszarda Petru, nawet małą władzą można się upoić, jeśli ma się słabą głowę. I to do utraty kontaktu z rzeczywistością. Mówiłem kiedyś o Kaczyńskim, ale to dotyczy wszystkich ludzi: "kiedy komuś rośnie ego, to i mózg uciska jego".