Blisko ludziSwingowanie zawieszone na kołku

Swingowanie zawieszone na kołku

Zamiast spotkań na żywo – cyberseks, zamiast wizyt w klubach dla swingersów – kameralne domówki. – Obecnie ludzie bardziej boją się zakażenia koronawirusem niż chorobami przenoszonymi drogą płciową – uważa seksuolog i terapeuta Andrzej Gryżewski. Jednak wszyscy czekają na szczepionki w nadziei, że gdy świat się otworzy, to znowu ruszą do boju.

Swingersi nie mają teraz łatwo
Swingersi nie mają teraz łatwo
Źródło zdjęć: © Agencja Gazeta

07.02.2021 10:28

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Dorota i Sebastian z Katowic to małżeństwo przed czterdziestką, które w swingowaniu zasmakowało nieco ponad rok temu. – Na taki eksperyment namówili nas znajomi, rodzice koleżanki ze szkoły naszej córki – mówi ze śmiechem Dorota. – Poznaliśmy się właśnie dzięki dzieciom, które razem chodzą do klasy. Najpierw wspólny spacer, potem kolacja, wypad za miasto. I tak przy wspólnym biesiadowaniu nasi nowi znajomi wyznali, że swingują… Potem mówili, że strasznie tego żałowali, bo bali się, że się zgorszyliśmy – dodaje.

I nie ukrywa, że była zaskoczona takim wyznaniem, ale rozmawiała o tym z mężem o tym już wcześniej. – Koniec końców po kilku miesiącach wybraliśmy się we czwórkę do klubu dla swingersów w Czechach. Potem znaleźliśmy znakomite miejsce u nas na Śląsku i tak się zaczęło.

Lockdown krzyżuje plany

Jednak Dorocie i Sebastianowi nie było dane rozsmakować się w zabawach w większym gronie. Marcowe zamknięcie kraju uwięziło wszystkich w domach. – Największy problem u osób o nietypowych preferencjach seksualnych pojawił się właśnie w czasie wiosennego lockdownu, ponieważ nie wiedziały, z czym się mierzą. Podobnie jak my wszyscy – mówi Andrzej Gryżewski, seksuolog i psychoterapeuta z Gabinetu Psychoterapii Seksualnej Cbtseksuolog.pl.

– Gdy 12 marca ubiegłego roku wprowadzono ogólnopolską kwarantannę, wszystko zamarło, ludzie byli przerażeni. Nie radzili sobie życiowo z opresją, która ich dotknęła, a co dopiero mówić o realizowaniu pozanormatywnych potrzeb seksualnych – zauważa lekarz. – Kluby swingersów zamknięto na cztery spusty, podobnie, jak resztę lokali. Kiedy jednak w okolicach maja i czerwca ludzie oswoili się z koronowirusem, doszło też do rozluźnienia zasad izolacji. W wakacje wszystko wróciło do normy, tylko norma się zmieniła.

Z rozluźnienia skorzystał 42-letni Piotr z Warszawy, stały bywalec klubów dla dorosłych. – Jednak to nie było już to samo – mówi. – Zdecydowanie mniej osób, strach w oczach, nadmierna ostrożność, bez porządnej dawki alkoholu mało kto umiał się rozluźnić. W wakacje byłem dwa razy w Chorwacji, gdzie w klubach dla swingersów panował zdecydowanie większy luz. U nas udało mi się wbić kilka razy na zamkniętą imprezę, ale jak dla mnie zbyt kameralną.

Jesienne zamknięcie

Jak twierdzi Andrzej Gryżewski, strach przed koronawirusem, który uderzył ze zdwojoną siłą po wakacjach, powodował ogromną ostrożność u osób, którzy mają nienormatywne preferencje seksualne.

– Moi pacjenci opowiadają, że przed spotkaniem z innymi swingersami koncentrowali się na szczegółowym sprawdzaniu, gdzie ich potencjalni kochankowie spędzali ostatnio czas, czy z dużą liczbą osób się widzieli, czy pracują w dużej firmie i tym samym mają kontakt z innymi współpracownikami, czy z dużą liczbą osób uprawiali seks… – opowiada Gryżewski.

Jeśli odpowiedź była pozytywna, rezygnowali ze spotkania. Chyba że jakaś para trafiła na inną parę, która przestrzegała obostrzeń sanitarnych i siedziała głównie w domu. Wtedy do spotkania dochodziło. – Oczywiście w domu, bo kluby dla swingersów w Polsce się pozamykały. Za to wiem też od pacjentów, że część z nich wyjeżdżała na Wyspy Kanaryjskie, gdzie tego typu lokale były i w znacznej części są otwarte. Poza tym np. miłośnicy doggingu mogli na hiszpańskich wyspach doświadczyć pełnej swobody w realizowaniu swoich potrzeb – podkreśla specjalista.

Elżbieta i Piotr, swingujące małżeństwo po czterdziestce, boją się kontaktów z innymi parami. – Rozważaliśmy wyjazd na seks do Azji – śmieje się Elżbieta. – Ale jednak doszliśmy do wniosku, że to igranie z ogniem. Musimy na razie sobie wystarczyć. Odkryliśmy jednak grupowe spotkania na Zoomie, gdzie przy dobrym ustawieniu kamerki można stworzyć odpowiednią atmosferę, która przypomina tę ze swingers clubu. Spotykamy się w grupie znajomych, przynajmniej jest bezpiecznie – mówi kobieta.

– Jednak nie ma co ukrywać, że to erzac, podróbka. Ostatnio doszliśmy z mężem do wniosku, że czujemy się, jakby seks musiał zejść do podziemia, a my robimy coś nielegalnego. Za to śmiechu przy tych kamerkach jest co niemiara. Ostatnio znajomymi wywrócili wazon i w czasie aktu wylała się im na głowy woda z kwiatków. A ponieważ była nieświeża, strasznie śmierdziało. Umarliśmy wszyscy ze śmiechu – wspomina.

Koronawirus straszniejszy niż HIV?

To, co zaskakuje seksuologa, to znacznie większy strach przed koronawirusem niż przed chorobami wenerycznymi i innymi, które przenoszą się drogą płciową.

– Rzeczywiście strach przed koronawirusem u moich pacjentów jest zdecydowanie większy niż przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. To dość zaskakujące – uważa Andrzej Gryżewski. – Jeśli weźmiemy pod lupę śmiertelność spowodowaną Covid-19 i kiłą, wirusem HIV czy żółtaczką typu C, to tymi drugimi zdecydowanie bardziej należałoby się przejmować. To duże zniekształcenie poznawcze, żeby się nie bać chorób przenoszonych drogą płciową.

To jednak nie koniec problemów osób, które mają nienormatywne preferencje seksualne. Jak twierdzi Gryżewski, wielu swingersów mówi mu, że przerwy w spotkaniach spowodowały, że wybili się z rytmu.

Regularne imprezy powodowały, że mieli większą odwagę, łatwiej było im poznawać nowe osoby, byli bardziej asertywni w kontaktach. – Teraz mają poczucie, że nie potrafią już tak uwodzić, flirtować, że znacznie trudniej jest im nawiązać relacje czy zdobyć się na większą odwagę – tłumaczy seksuolog Andrzej Gryżewski.

Komentarze (179)