"Szew mężowski". Kontrowersyjna metoda wiecznie żywa
Mimo XXI wieku i postępu medycyny, nadal na niektórych porodówkach słychać słowa: "Zszyjemy żonę ciaśniej, to będzie panu lepiej". Do Fundacji Rodzić po Ludzku niejednokrotnie zgłaszały się kobiety, które poczuły się uprzedmiotowione lub zaczęły odczuwać ból z powodu źle zszytego krocza. "Jest to wysoce nieprofesjonalne i nieetyczne" – mówi nam położna Katarzyna Kruszewska.
20.05.2021 16:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnio ten temat poruszyła w sieci Julia Oleś, która podzieliła się historią swojej koleżanki. Kobieta kilka minut po urodzeniu dziecka usłyszała tekst o dodatkowym szwie dla męża i nie kryła swojego oburzenia.
Tzw. "szew mężowski" to ciasne zeszycie zazwyczaj nacięcia, rzadziej pęknięcia krocza. Zakłada się dodatkowy szew, aby zmniejszyć wejście do pochwy i tym samym "poprawić" satysfakcję seksualną partnera rodzącej i/lub jej samej.
Takie sytuacje od dawna mają miejsce w niektórych polskich szpitalach. - Tam, gdzie rodziłam, lekarz proponował wszystkim swoim pacjentkom tę "ekstra" usługę. Rozmawiałam z kobietami, które leżały razem ze mną na porodówce i prawie każda się zgodziła. Lekarz tłumaczył, że to tylko jeden szew więcej, a dzięki temu nie będą musiały obawiać się o życie seksualne po porodzie. Gdyby nie fakt, że ja miałam cesarkę, to pewnie też wyraziłabym zgodę. Dobrze, że stało się inaczej, bo dopiero po kilku latach usłyszałam, że to może wyrządzić więcej szkody, niż pożytku – opowiada Aneta.
Niestety, zdarzają się również sytuacje, w których lekarz czy położna wyraźnie przekraczają granice. – Odebraliśmy sporo wiadomości i telefonów od kobiet, które chciały poskarżyć się na przedmiotowe traktowanie w trakcie porodu. Ten nieszczęsny tekst o "szwie mężowskim" był zwieńczeniem szeregu przykrych doświadczeń. Często lekarz jedynie żartował, ale w tak emocjonalnym momencie, jak poród, tego typu hasła mogą być ogromnym upokorzeniem dla kobiety – mówi nam Dominika Kuźnicka-Błaszkowska, przedstawicielka Fundacji Rodzić Po Ludzku.
Zobacz także
Dokładnie tak poczuła się Agnieszka. – Mój mąż wspierał mnie przez całą ciążę i dzielnie trwał obok mnie przy porodzie, ale przecież wszystkie skurcze, cały ból odczuwałam wyłącznie ja, nie on. Gdy na końcu lekarz rzucił w stronę Emila pytanie: "Może zrobimy ciaśniej dla tatusia?", to myślałam, że wyjdę z siebie. Zabrzmiało to tak, jakby moja pochwa była tylko przedmiotem, z którego wyszło dziecko, a nie częścią mnie – wspomina 33-latka. – Na szczęście Emil oburzył się jeszcze bardziej i powiedział, że to ja jestem najważniejsza i nie chce żadnej dodatkowej ingerencji w moje ciało –dopowiada.
Odwrotny efekt
Do Fundacji Rodzić Po Ludzku zgłaszały się również kobiety, u których nie skończyło się tylko na żartach. – Wiem, że niektóre długo nie potrafiły zrozumieć, dlaczego odczuwają różnego rodzaju dyskomfort. Dopiero podczas wizyty u ginekologa dowiadywały się, że powodem jest zbyt ciasne zszycie – wyjaśnia. Dominika Kuźnicka-Błaszkowska.
Potwierdza to położna Katarzyna Kruszewska. - Tzw. "szew mężowski" nie poprawia życia seksualnego, a nawet może prowadzić do poważnych powikłań - takich, jak dyspareunia, czyli bolesność w trakcie współżycia czy trudności w gojeniu się krocza, bo jest to po prostu szycie nieprawidłowe, niezgodne z fizjologią i anatomią danej kobiety. Ból podczas współżycia będzie powodował niechęć do zbliżeń i może mieć wpływ na relacje panujące w związku, a także prowadzić do obniżenia nastroju, a w konsekwencji nawet do depresji – tłumaczy w rozmowie z WP Kobieta.
- W związku z tym "szew dla tatusia" to metoda niestosowana przez położne ani lekarzy. Jeśli kiedykolwiek lub gdziekolwiek jeszcze używa się tej metody, jest to wysoce nieprofesjonalne i nieetyczne i powinno się wyciągać z tego konsekwencje – podkreśla położna Katarzyna Kruszewska.
Edukacja przede wszystkim
Nie ma statystyk wskazujących, jak często dochodzi do ciasnego zszycia krocza po porodzie, ale prawdopodobieństwo jest dosyć wysokie, ponieważ w naszym kraju nacięcie krocza jest najczęściej stosowanym zabiegiem chirurgicznym w czasie porodu, pomimo tego, że szkodliwość tej procedury została udowodniona w wielu badaniach naukowych.
"W Polsce nacięcie krocza w większości szpitali wykonywane jest rutynowo. Z danych zebranych w trakcie akcji 'Rodzić po ludzku' (2006 r.) wynika, że blisko 80 proc. kobiet rodzących miało nacięte krocze, w tym 60 proc. z nich nie zapytano o zgodę na wykonanie tego zabiegu" – wyjaśnia Fundacja Rodzić Po Ludzku na swojej stronie.
W związku z tym dwa lata później zorganizowano akcję "Nie daj się naciąć", która miała na celu zwiększenie świadomości wśród kobiet. "Obalaliśmy mity przedstawiające zalety nacięcia krocza, ale przede wszystkim informowaliśmy i edukowaliśmy kobiety w ciąży, aby wiedziały, jak przygotować się do porodu, by uniknąć nacięcia, jakich argumentów używać w rozmowach z personelem medycznym" – wyjaśniła Fundacja.
Dzisiaj mamy 2021 rok i problem wciąż trwa. "Nigdy nie zapominajmy, że nacięcie krocza jest bardzo potrzebnym zabiegiem, który ratuje dziecko przed niedotlenieniem czy nawet utratą życia. Ale powinien być zarezerwowany tylko na takie sytuacje. Na nacięcie bez wskazań nie ma zgody i należy z tym walczyć. (...) To Twoje ciało i masz prawo wiedzieć wszystko, co się z nim dzieje. Dlatego zadawaj pytania i domagaj się konkretnej odpowiedzi. Jeśli jej nie udzielono, pytaj dalej" - powtarza w mediach społecznościowych ginekolog Marta Wójcik.