Ta książka zmienia stosunek do picia. Sięganie po alkohol w stresie to najgorsze rozwiązanie
"Obserwowałeś ludzi mówiących, że po długim i ciężkim dniu muszą wypić. Ty też nalałeś sobie kieliszek, by się rozluźnić, a Twoje doświadczenie pokazało, iż rzeczywiście alkohol łagodzi stres i nerwy. Łatwo było założyć, że alkohol uwalnia od stresu i koi nerwy. W końcu doszedłeś do wniosku, że alkohol jest niezbędny, by sobie ze stresem i nerwami poradzić. Rozważmy tę rzeczywistość" - deklaruje Annie Grace, autorka książki "Obnażony umysł".
Poziom picia, który niegdyś uważaliśmy za alkoholizm, dziś jest normą. Wina i piwa są dziś reklamowane praktycznie jako niezbędna codzienność. Jeśli potrafisz dostrzec, że alkohol stał się ciężarem, nie zaś przyjemnością, to książka Annie Grace jest kluczem do odzyskania kontroli. To szczere spojrzenie na niebezpieczną rzeczywistość naszej kultury picia.
Poniżej prezentujemy fragment książki "Obnażony umysł" z Wydawnictwa Sensus.
Alkohol koi stres i nerwy
Zaczęłam od picia w towarzystwie, ale w ciągu ostatnich pięciu lat używałam alkoholu, by się zrelaksować. Niestety picie uczyniło moje życie bardziej stresującym. Ucierpiało przez to moje zdrowie. Połączyłam ze sobą normalny stres spowodowany pracą i lęki związane z tym, co głupiego powiedziałam wcześniejszej nocy pełnej opróżnianych kieliszków. Szklanka po szklance przelewałam stres w moje życie, w tym samym czasie oszukując samą siebie, wmawiając sobie, że alkohol pomaga mi się rozluźnić. Co to takiego ten relaks, to rozluźnienie? Można powiedzieć, że bycie całkowicie zrelaksowanym to brak zmartwień, irytacji, niepokojów- czy to fizycznych, czy mentalnych. Jak alkohol miałby do tego prowadzić? Wcale nie eliminuje źródła irytacji ani stresorów, tylko tymczasowo tłumi objawy. I zgadnij co?
W miarę budowania tolerancji dla alkoholu, jego faktyczne efekty słabną, a potrzeba picia się zwiększa. Wkrótce niepokojące Cię rzeczy nie są już tłumione przez alkohol, a Ty jesteś uzależniony. Oczywiście uzależnienie jest znacznie większym stresorem niż te stresory, które próbowałeś "zapić". Stworzyłeś u siebie mentalne pragnienie alkoholu, które wcześniej nie istniało, takie, które teraz musisz albo zaspokajać (większymi dawkami używki), albo tłumić.
Pragnienie czegoś, czego nie powinieneś brać, wcale Cię nie relaksuje, tworzy mentalną przepaść w Twoim umyśle, co prowadzi do frustracji i rozdrażnienia. To przeciwieństwo rozluźnienia. Picie w celu wyleczenia swoich problemów sprawia tylko, że nie odnosisz się do prawdziwych przyczyn swojego dyskomfortu. Stoisz w miejscu, lecząc objawy, zamiast przyczyny. Ze złej sytuacja zmienia się w jeszcze gorszą, a Ty dodajesz do tej mieszanki uzależnienie od alkoholu.
Kilka lat temu w Windsorze w Anglii zeszłam ze sceny po wykładzie dla około siedemdziesięciu osób. Zazwyczaj wiem, kiedy dobrze wypadłam, ale wtedy nie byłam pewna. Wydawało mi się, że coś jest nie tak. Wiedziałam, że nie reaguję dobrze na widownię, a widownia nie reagowała za dobrze na mnie. Przyjaciel wziął mnie na bok, by zapytać, co się stało.
Nie rozumiałam, co jest nie tak, dlaczego tak się potoczyło. Ale wiedziałam, że chcę się napić, by uspokoić nerwy. Alkohol sprawił, że moje zdolności mówcze bardzo osłabły. Ale wtedy myślałam, że alkohol to jedyne ukojenie, które mam. Wypiłam, by "uspokoić nerwy", ale byłam tak zestresowana, że wcale to nie pomogło. To „coś” straciłam przez ciężkie picie i brak snu. Kiedy dziś myślę o tym, dlaczego tak się stoczyłam, nie potrafię wskazać konkretnego powodu. Choć moja praca bywa stresująca, to sama uwielbiam szybkie tempo i ciągłą zmianę. Jestem w swoim żywiole, kiedy jestem odpowiedzialna za duży budżet i międzynarodowe zespoły.
Nigdy nie znalazłam się w sytuacji życia lub śmierci. Cały mój stres wynikał z dążenia do bycia lepszą, do wybicia się ponad innych. Picie dla tłumienia stresu tylko pogorszyło sytuację. Teraz, kiedy nie dawkuję już sobie tej potężnej trucizny regularnie, radzę sobie z różnymi sytuacjami, nawet tymi najbardziej stresującymi. Czy są łatwe? Nie. Czy odczuwam stres? Oczywiście. Ale stres nie jest pomnożony przez brak energii, pewności siebie czy odwagi. Alkohol wydawał mi się łatwym rozwiązaniem. Wypij kieliszek, zduś zmysły, pozwól stresowi zniknąć. Ale pogarszał każdą sytuację, w której piłam, zamiast zmierzyć się z problemem.
Aby się rozluźnić, musimy zrozumieć, czemu nie jesteśmy rozluźnieni, a potem rozwiązać przyczynę problemu. Jeśli jesteśmy zmęczeni, idziemy spać. Jeśli jest nam zimno, rozpalamy w kominku albo ubieramy się cieplej. Jeśli coś nas swędzi, drapiemy się. Chyba już rozumiesz. Jeśli jestem zestresowana, bo zapomniałam oddzwonić do ważnego rozmówcy, mogę albo zadzwonić teraz, albo napisać sobie przypomnienie, by zadzwonić w najbliższej wolnej chwili. Złagodzi to mój stres. Jeśli stres jest rezultatem goniących terminów, mogę wygospodarować czas do pracy nad projektem albo po prostu zabrać się do pracy. Najlepszą drogą wiodącą do rozluźnienia jest ta, na której usuwamy źródła irytacji wywołujące stres.
Mam osobistego mentora i trenera. Kilka lat temu rozmawialiśmy o tym, że rozpraszała mnie praca w weekendy i nie miałam czasu na relaks i rodzinę. Wtedy właśnie piłam, co dodatkowo udowadnia mi, że alkohol nie jest magicznym sposobem na stres, jak niegdyś sądziłam. Mój trener personalny dał mi wtedy świetną radę. Powiedział, że są tylko trzy rodzaje rzeczy, które sprawiają, że stres wpełza do naszego umysłu poza pracą. Pierwszą rzeczą jest coś, co zapomniało się zrobić. W tym przypadku zapisz to i zajmij się tym z samego rana w najbliższym dniu roboczym. Drugą rzeczą jest coś, co jak sobie uświadomiliśmy, popsuliśmy. W tym wypadku określ, czy możesz to jakoś naprawić. Jeśli tak, zapisz to, by naprawić problem tak szybko, jak tylko się da. Jeśli nie, być może trzeba to będzie jakoś zrekompensować, ale jednocześnie trzeba się przestać przejmować. Trzecią rzeczą jest nowy pomysł, a jeśli ten pojawia się w głowie, powinieneś go zapisać i zacząć realizować, kiedy już wrócisz do biura.
Patrząc wstecz, rozumiem dziś, że moja ciągła potrzeba picia dla relaksu była tak naprawdę dowodem na to, że alkohol mnie nie relaksował. Gdyby mi w tym pomagał, czy w rezultacie nie potrzebowałabym go mniej? Gdyby alkohol koił mój stres, to czynie potrzebowałabym pić mniej, nie zaś więcej, w miarę upływu czasu? Nie, alkohol wcale Cię nie relaksuje. Nie usuwa stresu z Twojego życia. Zamiast tego odurza Cię, skrywa Twój ból na pewien czas. Kiedy tylko używka przestanie działać, stres wraca, z czasem wręcz zwielokrotniony. Bycie szczęśliwym i wolnym od stresu, radzenie sobie z przyczynami stresu, zamiast tłumienia objawów, to jedyny gwarantowany sposób na ulgę.
Bardzo mnie boli, że znam więcej niż jedną osobę, która odebrała sobie życie. To okropne, że w ten sposób próbujemy rozwiązać problem swojego nieszczęścia, na zawsze odbierając sobie świadomość, wierząc, że jedynym lekarstwem na naszą depresję i smutek jest całkowite wymazanie siebie. Alkohol też nas wymazuje — powoli, kawałek po kawałku, kieliszek po kieliszku. Może nawet wymazać całe noce, jeśli przesadzisz. Nie koi stresu, tylko wymazuje Twoje zmysły i zdolność myślenia. Alkohol ostatecznie wymazuje Twoje ja. Jeśli więc alkohol Cię nie relaksuje, to co robi? To proste, spowalnia funkcjonowanie Twojego mózgu.