Kamilowi na potęgę ginie ketchup, Kindze ktoś podkrada serek topiony, a Radkowi obiad. – To są w końcu nasze pieniądze, to jest w końcu nasz czas poświęcony na zakupy. I cholernie niesprawiedliwe jest, że ktoś, kto nie dołożył się do tego, bierze jak swoje – komentuje jeden z pokrzywdzonych. Takich historii jest więcej. Złodzieje jedzenia z firmowych lodówek są w każdym zakładzie pracy. Kradną jogurty, napoje, ketchup, a nawet całe obiady. Co na to ksiądz, co na to etyk, co na to administrator?