Tak wygląda codzienność w Kosowie. "Nikt nie ucieka przerażony do schronu"
- Doradzamy zachowanie szczególnej, nadzwyczajnej ostrożności wszystkim osobom, które mogą być w tym rejonie - mówił wiceszef MSZ Paweł Jabłoński o napiętej sytuacji na granicy Kosowa. Tamtejsze władze postanowiły nałożyć na etnicznych Serbów zamieszkujących Kosowo obowiązek okazywania dodatkowych upoważnień przy wjeździe do kraju, przez co ponownie eskalował wieloletni, regionalny konflikt. O to, jak wygląda obecnie rzeczywistość mieszkańców, pytamy dr hab. Magdalenę Rekść z Uniwersytetu Łódzkiego, zajmującą się tematyką Bałkanów, oraz Izabelę Nowek, właścicielkę agencji turystycznej oraz bloga "Moja Albania".
02.08.2022 | aktual.: 04.08.2022 07:58
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W niedzielę Serbowie zablokowali drogi dojazdowe do dwóch przejść na granicy kosowsko-serbskiej. Pojawiły się informacje o barykadach i strzałach oddawanych w kierunku policji. Powodem miała być decyzja kosowskich władz o wymianie tablic rejestracyjnych serbskich aut. Po konsultacjach z władzami UE i USA, w nocy z niedzieli na poniedziałek, decyzję odroczono.
Dr hab. Magdalena Rekść, profesor Uniwersytetu Łódzkiego, podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską, że warto zachować ostrożność. Wyjaśnia, że do podobnych napięć dochodziło już w przeszłości.
- Miejscowi autokraci prowokują takie sytuacje, aby legitymizować władzę. Dzieje się to zwłaszcza podczas głębokich kryzysów ekonomicznych, co skutecznie odwraca uwagę społeczeństw od realnych problemów - stwierdza.
Ekspertka wskazuje na udział Rosji w zaognianiu bałkańskiego konfliktu. - Serbia twierdzi, że wspierana jest w swoich decyzjach przez Kreml. Podobnie uważa mniejszość serbska zlokalizowana w innych krajach bałkańskich. Rosja od lat podgrzewa sytuację w regionie. Analitycy zwracali na to uwagę już w 2014 roku. Mówiono wówczas, że ewentualny konflikt na Bałkanach może odwrócić uwagę Zachodu od wojny w Ukrainie - tłumaczy Rekść.
Życie w Kosowie i Serbii. "Ludzie przyzwyczaili się do kryzysów"
Mimo ostatnich doniesień o napiętej sytuacji na granicy, życie codzienne mieszkańców Serbii i Kosowa nie zostało zaburzone. Gdzieniegdzie dochodzi do starć pomiędzy kosowskimi Serbami i Albańczykami, ale mieszkańcy przywykli do atmosfery, która panuje w przygranicznych terenach.
- Pomiędzy Albańczykami i Serbami zamieszkującymi Kosowo powstały ogromne bariery mentalne. Obie strony konfliktu podają różne wersje wydarzeń, więc ich interpretacja znacznie się różni. Ludzie przyzwyczaili się do kryzysów. To, co na świecie budzi grozę, stało się dla nich czymś powszechnym - dodaje ekspertka.
Znaczne utrudnienia w funkcjonowaniu występują natomiast przy próbie przejazdu przez granicę. Najczęściej napotykają na nie Serbowie. Wyjeżdżają do ojczyzny, aby załatwić codzienne sprawy, w tym także zrobienie zakupów czy pójście na wizytę u lekarza. - W Kosowskiej Mitrowicy jakość usług jest na niskim poziomie. Dla etnicznych Serbów lepiej jest wybrać się do specjalisty za granicę - tłumaczy Rekść. Serbowie podróżują także do Kosowa, uważanego w Serbii za zbuntowaną prowincję, w celach religijnych. - Na terenie sąsiedniego kraju znajdują się słynne monastyry, czyli ważne miejsca kultu - dodaje.
Część mieszkańców Kosowskiej Mitrowicy, w której doszło do chwilowej eskalacji konfliktu, wyjechała w poszukiwaniu lepszego życia w Serbii. Wizyty w rodzinnym mieście mogą być dla nich wyzwaniem ze względu na utrudniony przejazd. - W Belgradzie żyje się im znacznie lepiej. Czasem jednak muszą wrócić do domu i odwiedzić rodzinę - wyjaśnia ekspertka.
Nie tylko Serbowie przemieszczają się pomiędzy krajami. Do grupy przyjezdnych należą także Albańczycy. Wyjeżdżają zarówno aktywiści społeczni działający na rzecz pojednania, jak i elity kulturalne oraz naukowe czy rodziny mieszane etnicznie, rozdzielone od siebie setkami kilometrów.
"Dziesięć lat temu to byłoby nie do pomyślenia"
Kosowscy Serbowie i Albańczycy nie darzą się sympatią. Magdalena Rekść zaobserwowała społeczne antagonizmy już w 2008 roku, gdy po raz pierwszy odwiedziła Kosowską Mitrowicę. - Miejscowość podzielona jest pomiędzy obie nacje, a granica biegnie na rzece Ibar. Kiedyś Serbowie nie wchodzili do albańskiej części miasta. Jeśli musiało się to wydarzyć, wybierali się tam pod eskortą wojska - wspomina.
Sytuacja zmieniła się jednak na lepsze. Powoli znika problem przemieszczania się mieszkańców Kosowskiej Mitrowicy po poszczególnych częściach miasta. Przestają bać się swoich sąsiadów.
- Siedząc w serbskiej enklawie, zauważyłam starszą panią, która spacerowała po okolicy z psem. Ta część miasta jest tak niewielka, że nie miała gdzie chodzić. Przeszła więc przez most na stronę albańską, na której spędziła dobre 20 minut. Dziesięć lat temu to byłoby nie do pomyślenia - podsumowuje.
Kosowo: Kraj kontrastów
Izabela Nowek mieszkała w Kosowie przez półtora roku. Teraz żyje w Albanii, ale regularnie wyjeżdża do Kosowa z polskimi turystami. W rozmowie z Wirtualną Polską opisała, co działo się na granicy serbsko-kosowskiej. - To forma protestu. Serbowie postawili barykady ze względu na wprowadzone przez Kosowian przepisy nawiązujące do zasad wzajemności. Do tej pory mieszkańcy Serbii mogli wjeżdżać do Kosowa, okazując ważny paszport. Teraz wymagane są od nich dodatkowe upoważnienia - wyjaśnia.
Z jej relacji wynika, że na granicy doszło do przepychanek pomiędzy Serbami i Albańczykami oraz zniszczenia mienia okolicznych mieszkańców. Nie wiadomo jednak, jaką skalę przybrały poszczególne akty wandalizmu.
- Wbrew temu, co mówiono w mediach tradycyjnych i społecznościowych, nie doszło do regularnych walk. Kosowska policja zdementowała doniesienia o rannych, a kwestii wystrzałów, które miały paść tej nocy, wciąż nie wyjaśniono - dodaje.
Kosowianie prowadzą dyskusje dotyczące wydarzeń z serbsko-kosowskiej granicy. Nie przesłaniają one jednak ich obowiązków i życia rodzinnego, twierdzi Izabela Nowek. - Nikt nie ucieka przerażony do schronu na wieść o napięciach pomiędzy władzami Kosowa i Serbii. Według Nowek, wbrew pozorom życie toczy się w Kosowie spokojnie. O ile ludzie mają pracę oraz dach nad głową - mówi.
- Kosowo to kraj kontrastów. Mieszkańcy borykają się z wieloma problemami, w tym z niezwykle wysokim bezrobociem. Z drugiej strony większe miasta, takie jak Prisztina czy Prizren, są kosmopolityczne i nie brakuje w nich np. ciekawych wydarzeń kulturalnych. W całym kraju znajdziemy wiele lokali, gdzie przesiadują zarówno przedstawiciele społeczności międzynarodowej, jak i Kosowianie. W Polsce znamy Kosowo głównie z medialnych przekazów, w których dominuje obraz niekończącej się wojny - mówi.
Polacy na Bałkanach. "To wzajemna miłość"
Izabela stwierdza, że Kosowo jest państwem kontrowersyjnym i tajemniczym. Trudno mówić o nim w oderwaniu od kontekstu politycznego. - Wciąż dyskutuje się o niepodległości państwa. Ludzie z zagranicy wiążą ten teren raczej z Serbią lub Albanią. Nie wiedzą też, że w Kosowie funkcjonuje turystyka - wycieczki wysokogórskie, zwiedzanie wspaniałych miast z niezwykłą architekturą oraz intrygujące kulturowo miejsca. Kosowo ma fenomenalną kulturę kawiarnianą, którą można porównać do innych bałkańskich krajów - podkreśla.
Narody bałkańskie są niezwykle otwarte, serdeczne i gościnne. Polacy najczęściej czują się tam jak w domu. Izabela wie z doświadczenia, że szybko łapiemy kontakt z lokalną ludnością, podzielamy ich wartości i sposób, w jaki żyją. - Mieszkańcy Bałkanów także interesują się Polską. Nie brakuje tam fascynatów polskiej kultury. To wzajemna miłość - podsumowuje.
Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl