Taką wojnę popieram
Do pewnej obojętności i codziennej ślepoty, jeśli chodzi o problemy innych, zdążyłam się przyzwyczaić. Tak jak i do architektonicznych przeszkód, które utrudniają życie nie tylko niepełnosprawnym, ale i matkom z dziećmi na wózkach oraz osobom starszym i schorowanym.
Do pewnej obojętności i codziennej ślepoty, jeśli chodzi o problemy innych, zdążyłam się przyzwyczaić. Tak jak i do architektonicznych przeszkód, które utrudniają życie nie tylko niepełnosprawnym, ale i matkom z dziećmi na wózkach oraz osobom starszym i schorowanym. Jak również do autobusów niskopodłogowych zatrzymujących się metr od chodnika, do niedziałających wind prowadzących na perony, do zbyt wąskich wejść do sklepów, a w środku – do przejść zawalonych skrzynkami i kartonami, tak że człowiek solo z koszykiem się nie przeciśnie, a co dopiero z wózkiem dziecięcym.
Ale do pewnych ludzkich zachowań nigdy nie przywyknę. Do chamstwa, nieczułości, nienawiści tak charakterystycznej dla osób kryjących się za internetowymi pseudonimami. W oczy nikomu obcemu nie powiemy, że walnięty i że mamy go w d… Ale w sieci z każdej zahukanej niemowy robi się miejski poeta. Litanie pełne slangu ciągną się na kilka stron, a inwencja słowotwórcza internetowej armii trolli w innych okolicznościach mogłaby wzbudzić uznanie. Ale nie w tych.
Niedawno jedna z czytelniczek dziennika „Metro”, mama niepełnosprawnego chłopca, wysłała do gazety list, w którym wypowiedziała wojnę „zdrowym leniuchom”. Chodziło jej o osoby, które korzystają z windy dla niepełnosprawnych, chociaż nic im nie dolega. Po prostu nie chce im się łazić po schodach. I tyle.
I wszystko byłoby w porządku, gdyby ci zdrowi pasażerowie przepuszczali tych niepełnosprawnych. Okazuje się jednak, że tak nie jest. Kiedy pewnego dnia mamie chłopca nerwy puściły, spotkała się z wściekłą reakcją otoczenia. Wtedy napisała do gazety list zatytułowany „Wypowiadam wojnę zdrowym leniuchom”:
„Domyślam się, że korzystanie z windy czy też koperty dla osoby niepełnosprawnej jest wygodne, ale czy któraś z tych osób wykorzystujących te przywileje dla swojej wygody zamieniłaby się z nami na miejsca? – zapytuje, wydawałoby się - retorycznie zdenerwowana obojętnością innych – kobieta.
List znaleźć można w Internecie. Jednak bardziej od tej publikacji zainteresowały mnie komentarze do niej. Włos jeży się na głowie i żyć się odechciewa. Okazuje się, że nie dość, że większość osób nie zamieniłaby się na miejsca z autorką listu, to jeszcze chętnie kazałaby jej czekać w kolejce, tak aby sprawny uczestnik mógł sobie – dla własnej wygody – ominąć schody i dostać się na peron. Bo tak!
Oto kilka fragmentów komentarzy:_ „To niech idzie do psychiatry albo z domu nie wychodzi. Mam nadzieję, że kiedyś utknie w windzie przynajmniej na godzinę. Nauczy się korzystać ze schodów”. „Współczuję jej synowi”. „Miesza przywileje osób niepełnosprawnych ze swoimi wyimaginowanymi przywilejami, które chciałaby sobie przypisać”. „A ja uważam, że po całym dniu pracy, ktoś ma prawo nie chcieć zejść po schodach”. „Morda i pyskówka”._
Tak, moi drodzy. Lubimy klikać w Pajacyka, wrzucić parę groszy do puszki wolontariusza, wysłać smsa ku chwale jakiejś fundacji, a jak nie zapomnimy, to i 1 procent podatku zapiszemy potrzebującym. Ale na co dzień, w najprostszych sytuacjach wymagających odrobiny empatii, cierpliwości, otrząśnięcia się z tego nadęcia, jacy to my ważni i zabiegani, stać nas tylko na plucie jadem i rzucanie się innym do gardła.
Rozmawiałam kiedyś z Markiem Sołtysem z Towarzystwa Przyjaciół Szalonego Wózkowicza, organizacji, która stara się zmienić wizerunek niepełnosprawnych – z zasługujących tylko na współczucie osób na ludzi aktywnych zawodowo, pełnych pasji i z energią walczących z wykluczeniem. Opowiadał między innymi, jak to złoszczą go czasami bezmyślni urzędnicy wydający bezmyślne decyzje. Idą sobie potem do domu na swoich sprawnych, zdrowych nogach i do głowy im nie przyjdzie, że jeden wypadek, zrządzenie losu, niekorzystny układ planet, zły szeląg lub pijany kierowca mogą zmienić ich życiowy punkt widzenia na zawsze. Złościł go ten brak wyobraźni.
Okazuje się jednak, że podobną niefrasobliwością wykazują się nie tylko urzędnicy. My także lubimy myśleć, że zajmując na parkingu miejsce dla niepełnosprawnych nie robimy nic złego. W końcu tych niepełnosprawnych nigdzie nie widać. I do głowy nam nie przyjdzie, że nie widać, bo na przykład nie mają gdzie zaparkować...