Tinder źródłem rozczarowania. Dlaczego tak trudno znaleźć tam wielką miłość?
Tinder, zwłaszcza dla zapracowanych singli z wielkich miast, jest często jedynym sposobem na znalezienie partnera. Niestety rzeczywistość bywa okrutna. Zdarza się, że randkowanie kończy się frustracją i rozczarowaniem. Tak było w przypadku Ali i Mateusza.
Kawiarnia, a nie sypialnia
– Mam 150 par na Tinderze. Faceta wciąż nie znalazłam – mówi Ala, która od pół roku szuka partnera w internecie. Lubi pić wino nad Wisłą, tatar i szczere rozmowy. Tak przynajmniej wynika z jej opisu w aplikacji. 24-latka ma za sobą kilka nieudanych randek i powoli przestaje wierzyć, że na Tinderze znajdzie sensownego faceta. Co poszło nie tak? Ala nie ma wątpliwości. Wyjaśnia, że w popularnej aplikacji znajdziemy kilka typów mężczyzn.
Pierwsza grupa to faceci, którzy nie są zainteresowani dłuższą relacją. Nie rozpoczynają rozmowy w tradycyjny sposób. Zamiast napisać "cześć", od razu pytają o seks. Szukają uległej, ONS (one night standu) albo chociaż oralu. Wszystko jedno co, byle szybko. Ala nie jest w stanie zliczyć, ile razy zapytana została o to, czy trzeba z nią chodzić, czy od razu się rozbiera. 24-latka lubi seks, ale takich facetów od razu skreśla z listy. Szuka dalej. Woli zacząć od spotkania w kawiarni, a nie w sypialni.
Mężczyźni z drugiej grupy wcale nie wypadają lepiej. Zazwyczaj sami nie wiedzą, czego chcą. Nie zagadują i nie odpisują na wiadomości. Epatują atrakcyjnością, ale bardziej przypominają eksponaty w muzeum niż żywe osoby. – Kolekcjonują pary. Chyba chcą się dowartościować – podsumowuje Ala.
Słowa Ali potwierdza Joanna Jędrusik, autorka książki "50 twarzy Tindera". Uważa, że duża grupa ludzi używa aplikacji dla zabicia czasu. "Traktują Tindera jak grę komputerową lub zbieranie pokemonów. Siedzą na przystanku lub na nudnych zajęciach i przeglądają profile kolejnych osób" – mówiła w rozmowie z "Krytyką Polityczną".
"Cześć gwiazdeczko, słoneczko lub kotku" to z kolei teksty, które usłyszeć można od trzeciej grupy mężczyzn. Przekraczają oni granice już na samym początku. Ala nie lubi, jak ktoś tak szybko próbuje wchodzić z nią w zażyłą relację. Nie czuje się wtedy wyjątkowa i wie, że facet, który rozpoczyna w ten sposób rozmowę, dokładnie to samo pisze także do innych dziewczyn. Ona nie chce być jedną z wielu. W końcu szuka tego jedynego.
24-latka podkreśla, że typy facetów, których znajdziemy na Tinderze, można wymieniać w nieskończoność. Nie zdarzyło jej się rozmawiać z marudami i mężczyznami, którzy opowiadają o swoich byłych partnerkach. Z opowieści koleżanek wie jednak, że to spora grupa randkowiczów. Na uwagę jej zdaniem zasługują jednak faceci, których można roboczo nazwać nieśmiałym. Zazwyczaj świetnie się z nimi rozmawia. I tyle. Kiedy pojawia się propozycja spotkania – odmawiają. Wolą wirtualną relację, którą Ala nie jest zainteresowana.
Wszystko przez te oczekiwania
Zapytałam psycholożkę Katarzynę Kucewicz o to, dlaczego tak trudno znaleźć drugą połówkę na Tinderze. Okazuje się, że aplikacje randkowe, które z założenia mają ułatwiać nam kontakty, często jeszcze bardziej je komplikują. Popularne serwisy tworzą bowiem złudne uczucie, że gdzieś na świecie istnieje osoba, która spełniać będzie wszystkie nasze oczekiwania względem partnera.
– Bądź moim przyjacielem, powiernikiem, kochankiem i rodzicem. Bądź dziki, zaradny, romantyczny, czuły, ale i męski. Najlepiej wszystko na raz. Często zauważam, że ludzie oczekują od jednej osoby tyle, co dawniej oczekiwano od całej społeczności. I to jest największy problem – tłumaczy psycholożka.
Znalezienie jednej osoby, która będzie miała wszystkie pożądane przez nas cechy, jest praktycznie niemożliwe. W realnym życiu wydaje się to oczywiste. W przypadku wirtualnej relacji wiele osób niestety o tym zapomina. Powoduje to rozczarowanie i frustracje. Kucewicz podkreśla, że na Tinderze pojawiają się również osoby, które nie są gotowe na nowy związek lub zwyczajnie się go boją. Wysyłają wtedy sprzeczne komunikaty, które sprawiają wrażenie, że randkowicz sam nie wie, czego chce.
– Przykładem mogą być chociażby mocno roznegliżowane zdjęcia dziewczyn, które tak naprawdę szukają stabilnej i ciepłej relacji, by założyć rodzinę – tłumaczy psycholożka.
Tinder kontra rzeczywistość
"Tinder strzela tak jak pistolet. Nie chcę wytapetowanej damy, tylko ikonę" – słyszeliśmy w popularnej piosence duetu Taconafide. Z tego samego założenia wychodzi Mateusz, który nie ma problemu ani z niezdecydowaniem, ani pewnością siebie. Po kilku minutach rozmowy nieskromnie wyznaje, że jest fajny i przystojny. Tym bardziej nie rozumie, dlaczego ma problem ze znalezieniem dziewczyny, a właściwie to partnerki do zabawy. Tindera używa od kilku lat. Czasami ma dosyć, ale później i tak instaluje go z powrotem. Często na kacu, bo wtedy, jak podkreśla, ma największą ochotę na seks.
Nie interesują go stałe związki. To raczej facet z grupy, od której Ala trzyma się z daleka. Liczy na przygodny seks i nic więcej. Ma wrażenie, że kiedy był młodszy, to spotykał się z większym zainteresowaniem. Teraz ma powodzenie głównie wśród kobiet po 30. Młodsze dziewczyny praktycznie nie zwracają na niego uwagi. To błędne koło, ponieważ on z kolei nie ma zamiaru spotykać się ze starszymi kobietami. – Stare raszple po 30. będą mówiły tylko o dzieciach – twierdzi bez ogródek. On szuka młodej i atrakcyjnej, a ja zaczynam czuć się jak emerytka.
Młodych i atrakcyjnych na Tinderze jest pod dostatkiem. Teoretycznie jest w czym wybierać. Mateusz nie ma jednak wątpliwości, że najfajniejsze dziewczyny nie szukają ani seksu, ani faceta. Właściwie to nie szukają niczego. Uważa, że wykorzystują jedynie aplikację do promocji np. swojego Instagrama. Liczą, że podlinkowanie swojego profilu przysporzy im nowego grona obserwatorów. Na wiadomości nie odpisują.
33-latek narzeka również na zdjęcia dziewczyn. Fotografie opublikowane na Tinderze często nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Uważa, że obrobione w Photoshopie zdjęcia czy instagramowe filtry sprawiają, że nawet najbrzydsze dziewczyny prezentują się całkiem nieźle. Trzeba być czujnym, bo w przeciwnym razie można się rozczarować.
Ala odbija jednak piłeczkę. Ma za sobą kilkanaście randek i uważa, że nie tylko kobiety poprawiają swój wygląd w fotograficznych filtrach. Faceci, z którymi się spotykała, często w ogóle nie przypominali osób ze zdjęć. Warto pamiętać jednak, że różnica w randkowaniu pomiędzy kobietami i mężczyznami istnieje. Tkwi ona zupełnie gdzie indziej.
"Mężczyźni często mają taką strategię, że cały czas przesuwają w prawo. Dopiero spośród uzyskanych dopasowań wybierają osoby, z którymi chcą później rozmawiać. Kobiety więcej czasu spędzają na przeglądaniu profili. Analizują, zanim zdecydują, czy chcą z kimś rozmawiać lub umówić się na randkę" – twierdzi autorka książki "50 twarzy Tindera".
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl