"To dobry moment na zmiany w prawie oświatowym". Katarzyna Hall o przyszłości edukacji
Była minister edukacji narodowej uważa, że w szkole w końcu powinno pojawić się spersonalizowane podejście. - Już nie powinno być tak, że nauczyciel uczy całą klasę równym frontem, ale zespół nauczycieli uczy konkretnego ucznia - tłumaczy i jednocześnie rozlicza się ze swojej pracy na stanowisku szefa MEN.
Wywiad jest częścią cyklu Wirtualnej Polski "Rozmowy o przyszłości". #RazemZmieniamyInternet od 25 lat.
Klaudia Stabach, Wirtualna Polska: Czy kiedykolwiek wyobrażała sobie pani, że dzieci będą uczone zdalnie?
Katarzyna Hall: Nauka poprzez internet jest mi bliska i naturalna już od dłuższego czasu. Reprezentuję Stowarzyszenie "Dobra Edukacja", które prowadzi i wspiera kilkanaście szkół i tam wprowadziliśmy już wcześniej pewne standardy sprzyjające nauce online. Dzięki temu, gdy ogłoszono edukację zdalną, to przejście nastąpiło dosyć płynnie.
Jednak w wielu szkołach było zupełnie na odwrót. Nowe realia wywołały chaos i obnażyły skalę cyfrowego wykluczenia.
Nie można się temu dziwić, bo sytuacja jest nadzwyczajna i nikt nie był na nią przygotowany. W niektórych szkołach wypożyczano sprzęt uczniom, ale nie każdy organ prowadzący, nawet względnie zamożny, jest w stanie nagle udostępnić laptop każdemu, kto go nie ma.
Tylko przez to jeszcze bardziej uwydatniły się dysproporcje między uczniami z bogatych i biednych domów. Wychodzi na to, że efektywne nauczanie zdalne nie zależy wyłącznie od umiejętności i chęci dziecka, ale w dużym stopniu od zasobności portfela rodzica.
Oraz od tego, jakie są sytuacje w domach uczniów. Pandemia sprawiła, że wzrosła przemoc domowa, wiele osób straciło pracę, zachorowało. Gdy są poważne problemy, to nauka schodzi na drugi plan, nawet gdy ma się do niej nieograniczony dostęp.
Jak można temu zaradzić?
Nauczanie zdalne pokazało, że fundamentem każdej szkoły nie są miejsca w rankingach czy liczba sprzętu, ale relacje. Tam, gdzie między nauczycielami a uczniami była sympatia, wyrozumiałość i empatyczne podejście, to nauka zdalna jeszcze bardziej wzmocniła dobre stosunki i wzajemne zrozumienie. Z kolei tam, gdzie dominowała nieufność i stres, to zrobiło się jeszcze gorzej.
W jaki sposób można je naprawić?
Nauczyciel musi zmienić nastawienie i zacząć patrzeć na swoich uczniów jako na odrębne jednostki, które mogą mieć różnego rodzaju ograniczenia. Nic się nie stanie, jeśli ktoś w pierwszej chwili zrobi źle zadanie albo odda je dwa dni później.
Ale do tej pory domeną nauki było to, że ma iść ona systematycznie do przodu.
Tylko to się i tak nie sprawdzało. To, że posadzimy wszystkich uczniów w klasie i będziemy im tłumaczyć zadania, nie oznacza, że każdy w takim samym stopniu je przyswoi. Jedni będą frustrować się, bo już dawno zrozumieli, o co w nich chodzi, a drudzy będą siedzieć jak na tureckim kazaniu, bo nic nie wiedzą i powinni cofnąć się do poprzednich lekcji. Mówienie do wszystkich często wygląda jak mówienie do nikogo.
Nauczyciel musi dostosowywać zakres materiału do ucznia. Polecenia nie mają być ani za łatwe, ani za trudne, tylko ciekawe i rozwijające. Dzięki temu uczeń będzie czuł, że nauka ma sens, a nie tylko, że jest przykrym obowiązkiem.
Zobacz także: SIŁACZKI – program Klaudii Stabach. Historia Ewy Frej, która uwolniła się od toksycznego męża
Czy to nie wymaga poświęcenia więcej czasu ze strony nauczycieli?
Rzetelne przygotowywanie się do lekcji zawsze było czasochłonne. Ten zawód jest wymagający i trzeba mieć do niego odpowiednie predyspozycje.
Nauczyciel już nie jest tą mądrą głową, która uczy i obserwuje znad biurka, a jedynie częścią wirtualnej szkoły. Czy przez to nie straci swojego autorytetu?
Nie da się zbudować ani podtrzymać autorytetu bez dobrych relacji. To one sprawiają, że uczeń chętniej będzie prosił o pomoc. Niezależnie czy bezpośrednio, czy przez internet. Nie wszystko udaje się zrobić samodzielnie. Nauczyciel po drugiej stronie ekranu nie może być biernym obserwatorem, lecz osobą, która ukierunkowuje i wspiera.
Co jeszcze powinno zmienić się w podejściu do ucznia?
Spersonalizowanie podejście to podstawa. Już nie powinno być tak, że nauczyciel uczy całą klasę równym frontem, ale zespół nauczycieli uczy konkretnego ucznia. Przygląda mu się, naradza z innymi pedagogami i podąża za jego potrzebami i predyspozycjami.
A co z wystawieniem ocen?
Ja popieram podejście, że tradycyjne stopnie nie dają pożytku. Wśród naszych standardów dobrej edukacji jest też ocenianie bez stopni. Lepiej jest, gdy nauczyciel ustala z uczniem listę zagadnień, wymagań, umiejętności i stopniowo informuje, na ile udało się osiągnąć postęp. Bez mierzenia tego w stopniach czy w procentach. Poza tym wyeliminowanie z codzienności szkolnej ocen znacząco poprawia relacje uczeń nauczyciel.
To są wyzwania, którym nie każdy może podołać. Czy w XXI w. jest jeszcze miejsce dla pedagogów starej daty?
Weszliśmy na drogę, z której już nie będzie całkowitego odwrotu. Nauczyciele dostosowują się do tego, powinni się wspierać nawzajem. Jestem dobrej myśli, bo widzę, jak wiele osób zauważyło, że praca przez internet może być bardzo efektywna.
Na przykładzie naszego Stowarzyszenia widać, że system zdalnych spotkań poprawił komunikację i frekwencję. Już nie trzeba pokonywać kilkuset kilometrów, aby wziąć udział w naradzie. Zostaliśmy poniekąd zmuszeni do używania narzędzi internetowych i to wyszło nam na dobre. Nauczyciele mają teraz większe szanse na poprawę jakości swojej pracy, bo lęk przed pracą i komunikacją zdalną został przełamany.
Więc może warto na stałe przenieść niektóre elementy edukacji do internetu?
Jak najbardziej. Z mojego punku widzenia najrozsądniejsze byłoby wprowadzenie modelu hybrydowego, czyli, że niektóre zajęcia będą prowadzone bezpośrednio, a niektóre zdalnie. Już dawno powinniśmy to zrobić.
Tylko które elementy należy przenieść do internetu, a które zostawić? Podjęcie takiej decyzji może nie być łatwe.
Tutaj decyzja powinna należeć do szkoły. Placówki powinny dostać większą swobodę działania, bo tak naprawdę w każdej może sprawdzić się trochę inne rozwiązanie. Myślę, że to dobry moment na zmiany w prawie oświatowym. Obecnie MEN wprowadza doraźne decyzje, przez co żyjemy z tygodnia na tydzień.
Jeśli dyrektorzy zostaną obdarzeni na trwałe większym zaufaniem i swobodą organizacyjną, to przez okres wakacyjny będą mogli zastanowić się nad tym, co się sprawdza. Dzięki temu później zaczną wdrażać bardziej nowoczesne i wykorzystujące obecne doświadczenia rozwiązania długofalowe. Chętniej wprowadzą nowe metody, zainwestują w szkolenia czy nowy sprzęt, bo nie będą obawiać się, że za chwilę zostanie to odgórnie zablokowane.
Przed wakacjami odbędą się egzaminy ósmoklasisty i maturalne. Czy te wszystkie reżimy sanitarne nie sprawią, że uczniowie skupią się na przestrzeganiu zasad, a nie na samym teście? Czy to w ogóle jest dobry pomysł, żeby teraz odbywały się tak ważne egzaminy?
Nie demonizowałabym tej kwestii. Można przyjść do szkoły i przez kilka godzin siedzieć w odległości dwóch metrów od innych. Na egzaminach nawet trzeba. Natomiast moje wątpliwości budzi sposób sprawdzania arkuszy. Współczuję osobom, które będą zajmowały się tym, bo z tego, co wiem, wszystko ma być według starych zasad. Pomysł skanowania i przesyłania wypełnionych arkuszy został zawieszony.
Czyli pojawi się kolejna niekomfortowa sytuacja dla nauczycieli. Jeszcze przed pandemią zwracali oni uwagę na szereg problemów, które doprowadziły do strajków. Czy tamte postulaty powinny zostać podniesione w najbliższej przyszłości?
Ja zawsze byłam za tym, aby poprawić komfort pracy i zarobki nauczycieli, ale obecnie trudno jest przewidzieć, jak teraz potoczą się losy oświaty. W niektórych branżach sytuacja robi się wręcz dramatyczna, być może i w szkolnictwie nastąpią niekorzystne zmiany. Niektórzy samorządowcy nie ukrywają, że z uwagi na ogólny kryzys kurczą im się wpływy z podatków. Kwoty, które do tej pory dopłacali do edukacji, mogą w najbliższej przyszłości stać się nierealne do wygospodarowania.
Przez cztery lata była pani ministrem edukacji narodowej. Czy teraz z perspektywy czasu żałuje pani którejś ze swoich decyzji?
Zawsze można zrobić więcej i lepiej. Życie idzie naprzód i często dopiero z czasem pojawiają się nowe pomysły i możliwości. Podjęłam się pełnienia funkcji ministra w dobrej wierze i z chęcią wprowadzenia sensownych zmian. Wychodziło różnie. Bardzo się cieszę, że udało mi się podnieść wynagrodzenia nauczycieli. Teraz już pewnie mało kto pamięta, ale w trakcie mojej kadencji zarobki wzrosły o prawie 50 proc. w każdej grupie awansu (przez kolejne lata nauczyciele niestety znów zostali w tyle).
Natomiast najtrudniejszym chyba doświadczeniem było posłanie sześciolatków do szkół. Za najważniejsze jednak uważam, że się udało bardzo znaczące upowszechnienie edukacji przedszkolnej. Szczególnie istotne jest odpowiednie przygotowanie przedszkolne i indywidualna ocenia każdego dziecka pod kątem tego, czy poradzi sobie w szkole. Na pewno dzieci powinny rozpoczynać edukacje w szkole wtedy, gdy etap przedszkolny zakończy się zdiagnozowaniem odpowiedniego przygotowania dziecka do szkoły, bez względu na to, ile ma ono lat.
Gdyby pani została dziś ponownie ministrem, jakie zmiany chciałaby pani wprowadzić?
Myślę, że już raczej mnie to nie spotka. Poza tym nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Jednak jeśli miałabym doradzić komuś, kto chciałaby pełnić taką rolę, to powiedziałabym, że w tej całej trudnej sytuacji warto trochę bardziej zaufać dyrektorom szkół i dać im większą wolność, pozwolić planować pracę w sposób elastyczny, dostosowany do lokalnych realiów i potrzeb dzieci.
Odgórne zmiany, które były wprowadzone w ostatnich latach, bardzo usztywniły organizację pracy. Sztywne ramowe plany nauczania i szczegółowa przeładowana podstawa programowa bardzo utrudniły indywidualne podejście do ucznia, które powinno być wartością nadrzędną.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl