Tradycji stało się zadość. Sztuka zapraszania gości na wesele w dobie XXI wieku
Eksperci od savoir-vivre jak mantrę powtarzają, że zaproszenia powinny trafić do gości na około 2-3 miesiące przed ślubem. I tak Monika i Michał zaproszą z odpowiednim wyprzedzeniem, ale "hurtowo" – podczas imprezy. Z kolei na Olgę zaproszenie na wesele kuzynki czeka na parapecie babci…
07.02.2020 | aktual.: 07.02.2020 17:26
Najpierw Facebook, potem impreza urodzinowa
Monika i Michał biorą ślub na początku maja tego roku. Przygotowania trwają już w najlepsze – sala zarezerwowana, msza zamówiona, suknia kupiona, zaliczka na fotografa wpłacona. Pozostała jeszcze tylko jedna kwestia… zaprosić gości na wesele. – Jesteśmy już dwa lata zaręczeni, więc najbliżsi od dawna wiedzą o dacie ślubu. Zaproszenia na uroczystość są już gotowe. Pozostało je tylko wręczyć. Jest luty, więc wbrew pozorom zostało mało czasu… – opowiada przyszła panna młoda.
Narzeczeni postanowili więc, że "pójdą na łatwiznę" i zorganizują imprezę, na której podarują zaproszenia. Michał ma niedługo urodziny, więc to świetny pretekst, by zebrać najbliższych. – Stworzyliśmy wydarzenie na Facebooku, dodaliśmy znajomych oraz rodzeństwo i kuzynostwo. Napisaliśmy, że udział w przyjęciu jest obowiązkowy, a o północy będzie niespodzianka (tak, wtedy wręczymy zaproszenia) – wyjaśnia Michał.
Wszyscy zaproszeni poczuli się zobowiązani – po pierwsze wiedzą, co się święci, a po drugie nie wypada opuścić świętowania "ćwierćwiecza". Kilka minut po stworzeniu wydarzenia, wszyscy jak jeden mąż kliknęli – "wezmę udział”.
– Kumple o moim pomyśle wiedzieli już wcześniej. Oczywiście żartowali sobie. Przerzucali się kwestiami typu: "To nie wpadniesz do mnie na wódeczkę z zaproszeniem?", "Chcę być indywidualnie zaproszony. Specjalnie kupiłem Liptona na tę okazję". Na co im odpowiadałem: "Chłopaki, muszę schudnąć do ślubu, a nie przytyć. Z każdym zjeść ciasteczko, wypić… to dodatkowe 10 kg do maja" – śmieje się 25-latek.
Rodzice, gdy usłyszeli o ich pomyśle nie byli zachwyceni. "Nie tak cię wychowaliśmy" – przytacza Monika słowa matki. – To nasze wesele, więc mamy prawo zaprosić gości tak, jak chcemy. Zresztą ciekawe, kiedy mielibyśmy jeździć. Nie wezmę przecież urlopu, by z każdym się spotkać. A znajomi to rozumieją, bo sami łączą jeszcze pracę ze studiami. Niektórzy mieszkają wciąż z rodzicami, więc te oficjalne spotkania uważam za zbędne – kwituje przyszła panna młoda.
Doktor Irena Kamińska-Radomska uważa, że zapraszanie na wesele powinno odbyć się drogą oficjalną. – Ślub czy wesele to wydarzenia, w których uczestniczą i zapraszani są goście w różnym wieku. Nie każdy z nich jest posiadaczem konta na Facebooku, dlatego automatycznie może być to eliminowanie starszych osób, które rzadziej korzystają z mediów społecznościowych. A często są to osoby z bliskiej rodziny, więc moim zdaniem jest to po prostu niegrzeczne – tłumaczy.
Zobacz także: Nie dają koperty, a i tak idą na wesele. Ekspert od savoir-vivre'u radzi, jak nie popełnić gafy
Pojechała odebrać zaproszenie… do babci
Na Olgę natomiast zaproszenie na ślub kuzynki czeka na parapecie… u babci. – Dostałam wiadomość od kuzynki na Messengerze, w której napisała, że wychodzi za mąż za dwa miesiące i ma nadzieję, że pojawię się na uroczystości. Początkowo nie wiedziałam co odpisać – "aha", czy może "dziękuję za informację", bądź "ok, cieszę się” – opowiada zażenowana 23-latka.
"Chcę poinformować, że 28 kwietnia bierzemy ślub. Obecność obowiązkowa" – pokazuje mi treść wiadomości. Okazuje się, że na tym nie koniec. Po kilku dniach zadzwoniła do Olgi babcia z informacją, że Aneczka zostawiła zaproszenie na wesele u niej. – Gdy babcia mi to oznajmiła, myślałam, że padnę ze śmiechu. Zdziwiona nie byłam, bo jej siostra w podobny sposób zaprosiła mnie na komunię. Tylko że wręczyła zaproszenie mamie, a nie zostawiła u babci, która mieszka 100 km dalej – wyjaśnia Olga.
W najbliższy weekend Olga wybiera się więc do babci, by odebrać zaproszenie. Póki co zna tylko datę uroczystości, nie wie, gdzie się odbywa i czy jest zaproszona z osobą towarzyszącą. Nie ma śmiałości napisać do kuzynki, że nie podoba jej się taka forma zaproszenia.
Natomiast mama Olgi jest oburzona i powiedziała, że dopóki nie dostanie zaproszenia osobiście – nie pojawi się. – Mówię mamie, żeby schowała honor do kieszeni, bo przecież to nasza najbliższa rodzina, ale do niej ten argument nie trafia. Rozumie, że młodzi nie mają czasu jeździć po całej rodzinie, ale mówi, że wystarczyłoby wysłać to zaproszenie lub zatelefonować – mówi 23-latka.
– Popieram mamę w 100 proc., no ale cóż, powiedzenie "z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu” w tym przypadku się sprawdza. Zwłaszcza tym udostępnionym na Facebooku – podsumowuje Olga.
– W przypadku zapraszania osób najbliższych przyszła para młoda powinna absolutnie wybrać się osobiście. Jeśli faktycznie jest daleko, bo rodzina czy znajomi mieszkają na innym kontynencie lub w innym kraju, to wówczas jest to zrozumiałe. W takiej sytuacji powinni najpierw zadzwonić, a potem wysłać pisemne zaproszenie na kartoniku, by sprawdzić, czy osoba zaproszona dysponuje wolnym czasem w tym terminie – wyjaśnia dr Irena Kamińska-Radomska.
Grand Tour po rodzinie
25-letnia Marta i 26-letni Janek brali ślub 6 lipca w ubiegłym rok. Każde z nich zostało wychowane w tradycyjnej rodzinie, gdzie zasady dobrego wychowania to podstawa. Dlatego zaproszenia rozwozili osobiście. A było ich 80. – To była prawdziwa gra strategiczna. Umawianie się na herbatę, kawę, obiad… każdy weekend zajęty. Całe szczęście większość rodziny mieszka w Warszawie, więc w dużej mierze rozwiązało to nasze problemy logistyczne. Jednak część rodziny Janka mieszka na Pomorzu, więc trzeba było jeszcze wyruszyć na północ Polski – wspomina Marta.
Dla pary było to męczące i momentami mieli dość tych podróży samochodem. Do dzisiaj uważają jednak, że była to dobra decyzja. Rodzina i znajomi przyjmowali ich z serdecznością i przy okazji dziękowali za odwiedziny. – Uważam, że przez to, że zapraszaliśmy gości osobiście, wszyscy się pojawili. Co prawda ograniczyliśmy się do 80 osób, ale nie chciałam przykładowo zapraszać ciotki, której na oczy nie widziałam. Nawet nie wiedziałabym, jak się do niej zwrócić: per pani czy może "cześć ciociu", to ja Marta – stwierdza 25-latka.
Marta i Janek mają znajomych, którzy zapraszają drogą mailową, facebookową czy telefoniczną. Oni jednak chcieli udowodnić, że zaproszenie w formie elektronicznej nie zastąpi tego podarowanego osobiście.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl