Trump ma 26‑letnią asystentkę. Zarabia tyle, że jej rówieśnicy łapią się za głowę
Donald Trump i kobiety – można by o tym napisać kilka tomów książek. Córce powierza reprezentowanie kraju podczas szczytu G20, żon miał już kilka, a o Amerykankach wypowiada się… nie najlepiej. W otoczeniu Trumpa kobiety były zawsze. Wśród nich jest też 26-letnia Madeleine.
U boku Trumpa
Każdy kraj ma swojego Misiewicza? Z pozoru właśnie tak można by podsumować szybką karierę 26-letniej Madeleine Westerhout. Po wyborach, w których Donald Trump objął urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, 26-latka została jego asystentką. I wielu było takich, którzy zastanawiali się, jak to się stało. Jedni mówili, że miała zwyczajnie szczęście. Była akurat w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Inni zwracali uwagę na jej determinację, by odnieść sukces w świecie polityki. Z Misiewiczem łączy ją jednak tylko wiek. Bo w przeciwieństwie do słynnego i byłego już szefa gabinetu politycznego MON Westerhout ma doświadczenie.
Płaca jak marzenie
Trzeba przyznać, są tacy, którzy pozazdrościliby jej takiej pracy. No i płacy. Kilka dni temu Biały Dom opublikował informację na temat tego, ile zarabiają pracownicy administracji Trumpa. Dziennikarze CNBC wychwycili szczególnie rachunek Westerhout. Na koncie 26-latki co roku pojawia się 95 tysięcy dolarów, co daje ponad 7 tys. dolarów miesięcznie. Jak podkreślają dziennikarze CNBC, jej rówieśnicy zarabiają średnio 50 tys. dolarów rocznie. Czyżby kolejny przykład na to, że młodzi powinni próbować swoich sił w polityce? Chyba coś w tym jest.
Od fitnessu do polityki
Westerhout pochodzi z Kalifornii. Ukończyła politologię w College of Charleston. Zanim na dobre związała się ze światem polityki, pracowała jako… instruktorka fitnessu. Prowadziła też dom studencki Alpha Delta Pi. Historia rodem z amerykańskiego filmu o studentach. Po studiach Madeleine przeniosła się do Waszyngtonu. W 2012 roku załapała się do komitetu wyborczego Mitta Romneya. Przygoda Romneya szybko się zakończyła, a Madeleine nie miała zamiaru rezygnować z pracy dla polityków.
„Wierny pies” i „strażniczka”
Rok później 26-latka pracowała już z innym politykiem – Johnem Kuhnem, następnie współpracowała z kongresmenem Johnem Campbellem. Od 2015 roku zdobywała doświadczenie u Katie Walsh – prawej ręki Donalda Trumpa. Jej kariera nabrała rozpędu, gdy Trump objął urząd prezydenta. Kilka tygodni później ogłoszono, że Madeleine zostanie jego osobistą asystentką. Dla wielu osób w jej wieku byłoby to spełnienie marzeń. O dziewczynie bardzo szybko zaczęto mówić: "wierny pies Trumpa" i "strażniczka". Dlaczego?
Stoi na bramce
To ona decyduje, kto spotka się danego dnia z prezydentem. W amerykańskich mediach często porównuje się jej pracę z bramkarzem, który wpuszcza ludzi do dyskoteki. Tylko tu zamiast spragnionych wrażeń imprezowiczów, są politycy wysokiego szczebla. 26-latka nie ukrywa, że najzwyczajniej w świecie fascynuje ją ta praca. Na swoim profilu na Instagramie chwali się kolejnymi znajomościami "spod bramki".
Fotka z liderem
- Katie Walsh chciała, by prezydent mógł być spokojny o to, że wszyscy ważni goście zostaną wpuszczeni do środka i ktoś się nimi dobrze zaopiekuje. To zadanie trafiło się mnie – mówiła w rozmowie z CNN. – Mam tak ogromne szczęście, że mogłam poznać wielu wpływowych i niezwykłych liderów, jak choćby generała Jamesa Mattisa! – pisała pod jednym ze zdjęć. I tak wśród zdjęć z kolejnych spotkań, selfie z kongresów, można przeglądać też jej zdjęcia w bikini. Profesjonalistka w każdym calu? Nie do końca.