Tych wizyt księdza długo nie zapomną. "Wyciągnął dłoń i powiedział: 'Całuj!'"
Wizyty duszpasterskie zaczynają się zaraz po świętach Bożego Narodzenia. Często spotkanie z księdzem przebiega spokojnie - to po prostu święcenie mieszkania, modlitwa, rozmowa. Zdarzają się jednak kolędy, o których długo nie można zapomnieć.
04.01.2023 | aktual.: 04.01.2023 19:47
- Moich rodziców odwiedza ksiądz z parafii w Zamarskach – opowiada Paulina (imię zmienione – red.). - Kilka lat temu był tam proboszcz, który u nas na Śląsku był znany z antykomunistycznej działalności. Bardzo fajny gość, nie opowiadał głupot na kazaniu, tylko próbował ludzi jakoś doedukować. Mówił na przykład o odkryciach naukowych i innych pożytecznych rzeczach. Co ciekawe, przez to wyrzucili go z parafii, bo ludzie się poskarżyli, że zamiast czytać Pismo Święte, to ten gada o dietach i tym, że się sól i mięso powinno ograniczać.
Ksiądz, o którym opowiada Paulina, miał jednak tradycyjne podejście do kolędy. Jak relacjonuje kobieta, jasno określał swoje wymagania i potrzeby – mówił, gdzie chce zjeść, jak długo u kogo będzie, nie pogardził też kopertą.
- Moja mama jest religijna, a ojciec niewierzący. Niespecjalnie przejmował się tym, że ksiądz przyjedzie do domu. Jednym uchem wpuścił, a drugim wypuścił, o której ma być kolęda. Poszedł do toalety. Ministranci weszli do domu, mama zestresowana, bo ojciec siedzi w łazience i nie wychodzi. A że ksiądz jeździ samochodem, całą wieś musi objechać, to głupio jej było odmówić i go nie wpuścić. Powiedziała, żeby wszedł i akurat jak przeszedł przedpokój, stanął przed drzwiami do łazienki, które są tuż obok wejścia do salonu, to mój ojciec wyszedł... w samych kalesonach – wspomina Paulina ze śmiechem.
Ksiądz nie wiedział, co ze sobą zrobić, posiedział chwilę i bardzo szybko wyszedł. - Tata niespecjalnie przejął się tą sytuacją, uznał, że jest w swoim domu, to czemu ma się krępować. Ale mama była czerwona jak burak, śmiała się nerwowo, a potem ochrzaniła ojca, że robi wstyd przed księdzem - mówi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stała w koronkowych szortach i kroiła buraki. Do drzwi zadzwonił ksiądz
Domownicy zaskoczeni wizytą księdza to chyba najczęstszy przykład kolędowych anegdot. - Ja mam genialną historię - zapowiada Justyna. Jej koleżanka odwiedziła kiedyś chłopaka mieszkającego w innym mieście. - Zostawił ją samą w domu i zapomniał jej powiedzieć, że ksiądz będzie chodził po kolędzie i żeby nie otwierała drzwi.
Dziewczyna akurat kroiła buraki, bo właśnie gotowała barszcz, gdy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Przestraszyła się, wrzuciła trzymanego buraka do miski i sok chlusnął na wszystkie strony, tak że cała jej jasna podkoszulka była pokryta czerwonym sokiem. - Dodam, że dolną część jej garderoby stanowiły jedynie bardzo kuse, koronkowe szorty - podkreśla Justyna.
Poszła otworzyć, dalej trzymając w ręce nóż, patrzy – a za drzwiami stoi ksiądz. - Wpuściła go, bo głupio było jej nie otworzyć, przeprosiła, że nic nie jest przygotowane i nie przyznała się nawet, że tam nie mieszka. Ksiądz mimo wszystko brnął dalej z tematem, chociaż nie wiedział, gdzie podziać oczy, gdy pies chłopaka zaczął bardzo intensywnie molestować mu nogę. Koleżanka chciała odciągnąć psa, ale miała z tym problemy – suczka sąsiadów z dołu miała cieczkę i pies prawdopodobnie czuł jej zapach na księdzu - relacjonuje.
Jak opowiada Justyna, ksiądz zwątpił w sens całego spotkania, więc szybko machnął kropidłem, zmówił modlitwę i zaczął uciekać przed nachalnym psem. - Już po jego wyjściu koleżanka przypomniała sobie, że zapomniała dać "co łaska", wyciągnęła z portfela plik dziesięciozłotówek i zaczęła gonić księdza po schodach, krzycząc, żeby poczekał - oczywiście dalej w tym kusym stroju - opowiada. - Nie zamknęła za sobą drzwi, więc pies też postanowił gonić księdza, podciął jej nogi i zjechała na tyłku ze schodów, robiąc wielki hałas i rozsypując wokół siebie te pieniądze.
- Sąsiedzi, którzy wyszli z mieszkań, musieli mieć cudowny widok. Ksiądz podnosi z ziemi jakąś roznegliżowaną, wymachującą nożem dziewczynę, pokrytą przypominającą krew mazią, wszędzie leżą pieniądze, a u nogi księdza uwieszony jest napalony owczarek - kończy Justyna.
Mąż zaprosił księdza. "Wyciągnął dłoń i powiedział: całuj!"
Czasem wizyta duszpasterska może mieć jednak bardziej mroczne oblicze. - Dziś mieszkam za granicą i nie przyjmuję księdza, ale moi rodzice zawsze to robili - mówi Marta.
- Pamiętam, jak któregoś razu ksiądz opowiadał, że był u pewnej osoby, podał jej nazwisko, i podczas kolędy zgasła świeca. Powiedział, że to zwiastuje śmierć w rodzinie. I w czasie, gdy w domu trwała kolęda, mąż kobiety wieszał się na drzwiach garażu... Później za każdym razem, kiedy mieliśmy kolędę, bałam się, że świeczka zgaśnie. Na niczym innym się nie skupiałam, tylko na tym cholernym płomieniu - wspomina.
Z kolei Magda pamięta głównie bardzo dziwne poczucie humoru gościa. - Generalnie nie przejmujemy, ale trzy lata temu mój mąż z niewiadomych powodów zaprosił księdza do środka. Stałam w kuchni w bardzo domowym wydaniu, chwilę po kąpieli, robiąc tort urodzinowy dla męża na kolejny dzień - opowiada i dodaje: - Ksiądz wszedł, wyciągnął w moją stronę dłoń i powiedział: "Całuj!". Spojrzałam na niego nie wiedząc, czy żartuje, czy coś mu dolega.
Później ksiądz modlił się do ramki z jakąś grafiką - kobieta nie zdążyła włożyć jeszcze normalnego zdjęcia, a jak mówi, żadnych religijnych atrybutów nie było w domu. - Następnie poruszył tematy, o których rozmawialiśmy chwilę wcześniej z mężem. Miałam wrażenie, że stał dość długo pod drzwiami i je podsłuchał. Na koniec zwrócił się do naszej dziewięcioletniej córki, czy chciałaby mieć rodzeństwo. Odpowiedziała, że tak, bo miałaby się z kim bawić. Na co ksiądz zaproponował, że on na plebanii ma zabawki i może przyjść do niego się pobawić - mówi. - Po wyjściu zapytałam męża, po co wynajął tego przebierańca. Powiedział, że to prawdziwy ksiądz. Uwierzyłam dopiero, gdy zobaczyłam go na zdjęciu na stronie kościoła.
Nie mogła wpuścić księdza do domu. Oddał jej choremu dziecku pieniądze
Nie każda przygoda podczas kolędy wygląda w ten sposób. Zupełnie inaczej o niezapomnianej wizycie duszpasterskiej opowiada Anna. Ksiądz z jej parafii zdobył się na wyjątkowo poruszający gest. - Mam chorego na raka synka, który jest w trakcie leczenia i ma osłabioną odporność. Nie mogłam wpuścić księdza z ministrantami, aktualnie jest dużo osób chorujących na grypę. Wyszłam do księdza, chciałam dać pieniądze, ponieważ wcześniej odprawił piękną mszę o zdrowie synka, wpłacił tysiąc złotych na zbiórkę na Siepomaga i oddał z tacy prawie dwa tysiące dla synka. Ksiądz nie przyjął ani grosza. Porozmawialiśmy chwile na podwórzu, po czym udał się do teściów, od których pieniądze z kolędy również oddał dla synka - mówi.
Kobieta podkreśla też, że wcześniej, gdy należała do innej parafii, miała bardzo złe zdanie o księżach. - Ten z obecnej pokazuje, że nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Bezinteresownie zrobił bardzo dużo dobrego - mówi Anna.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl