Uciekli przed mobilizacją Putina. Tak pomagały im żony
Odkąd Rosja rozpoczęła we wrześniu częściową mobilizację, by pozyskać żołnierzy do krwawej walki w Ukrainie, tysiące mężczyzn w wieku wojskowym uciekło za granicę, aby uniknąć poboru na wojnę. Oto jaką rolę odegrały w tym ich żony.
31.10.2022 19:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu publicznie poinformował w zeszłym tygodniu, że częściowa mobilizacja, która rozpoczęła się 21 września, została zakończona. Jak mówił Szojgu, zwerbowano 300 tys. obywateli, z których 82 tys. zostały już wysłane do Ukrainy. Do poniedziałku 31 października Putin nie podpisał dekretu wymaganego do oficjalnego zakończenia mobilizacji.
Wielu mężczyzn, którzy ukryli się, aby uniknąć poboru, opuściło Rosję, choć niektórzy z nich musieli opuścić swoje żony. W rozmowie z niemieckim serwisem Deutsche Welle trzy kobiety opowiedziały, jak pomagały mężom w dezercji.
"Dobrze, że go nie ma, przynajmniej teraz nie martwię się, że go złapią i zwerbują"
Kiedy Putin zarządził częściową mobilizację, 32-letnia Olga z Murmaska na dalekiej północy od razu pomyślała, że władze będą chciały jej męża. Ona i Artem postanowili, że ten powinien natychmiast opuścić kraj. Jego rodzina nie była zadowolona z tej decyzji, ale nie ingerowała w nią. Ojciec Artema uważa, że jego syn powinien był iść na wojnę.
Olga pomogła mężowi zadbać o wszystko, co trzeba było załatwić w Murmańsku. - Musieliśmy porozmawiać z rodziną i zebrać pieniądze na podróż. Szukaliśmy biletów, ale ich po prostu nie było – powiedziała w rozmowie z Deutsche Welle.
Artem zabrał plecak, śpiwór, ciepłą bieliznę, apteczkę i jedzenie i wyjechał z Murmańska do Kazachstanu 27 września. Podróż zajęła im dwa dni. Nie wiedział wówczas, czy Rosja zamknie swoje granice. - Dobrze, że go nie ma, przynajmniej teraz nie martwię się, że go złapią i zwerbują – powiedziała Olga również w rozmowie z DW. Jej mąż ma teraz pozwolenie na pobyt w Kazachstanie. On i inni mężczyźni, z którymi podróżował, dzielą razem mieszkanie. Na razie Artem szuka możliwości założenia własnej firmy.
Para ma czteroletniego syna i to pierwszy raz, kiedy rodzina rozstała się na tak długi czas. Rodzice wciąż wspólnie podejmują ważne decyzje — za pośrednictwem komunikatora. Ze względu na słabe połączenie internetowe rozmowy wideo są rzadko możliwe, więc nagrywają dla siebie filmy. - Nasz syn jeszcze nie rozumie, gdzie jest jego tata. Kiedy widzi go na filmach, płacze, a potem chce z nim porozmawiać – powiedziała Olga.
Olga, nauczycielka w przedszkolu, kontynuuje swoją codzienną pracę. - Pomimo wszystkich okropnych wieści, muszę – powiedziała. Chce dołączyć do męża, ale trudno jej zrezygnować z życia. - Rozmawialiśmy z mężem o sprzedaży mieszkania, ale nie jestem na to gotowa. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebym zrezygnowała ze wszystkiego i wyjechała. Prawdopodobnie rakieta musiałaby najpierw uderzyć tutaj, wtedy prawdopodobnie natychmiast bym uciekła – powiedziała Olga.
"Źle się dzieje z naszym krajem"
Elena, 41-letnia psycholożka, mieszka w Archangielsku na północy Rosji. Kiedy dotarła do nich wiadomość o częściowej mobilizacji, ona i jej mąż zdecydowali, że on i ich syn powinni uciec jak najszybciej. Zdecydowali się na Armenię.
Kiedy wybuchła wojna, firma męża Eleny przeniosła się do stolicy Armenii, Erewania. Było więc jasne, dokąd on i ich syn się udają — musieli tylko jakoś tam dotrzeć. Elena obawiała się, że mogą nie być w stanie opuścić Rosji przed zamknięciem granic, więc 24 września wyruszyli na granicę gruzińską.
W tym czasie Elena była dla nich "centrum logistycznym". Jej mąż i syn zdołali przekroczyć granicę w ciągu zaledwie jednego dnia, co, jak mówi Elena, stało się rodzinną legendą.
Teraz jej mąż i syn mieszkają w Erewaniu. Pomimo rozstania Elena czuje się lepiej. - Teraz są bezpieczni. Źle się dzieje z naszym krajem – powiedziała, dodając, że rodzina się dostosowuje i te wyzwania ich nie złamią, tylko wzmocnią.
Pod koniec października Elena planuje odwiedzić męża i syna, i przywieźć im ciepłe ubrania. Sama jeszcze nie planuje przeprowadzki do Erewania.
"Nie chcę nawet myśleć o tym, że ja jestem tutaj, a on tam"
Kiedy rozpoczęła się częściowa mobilizacja, 25-letnia Daria, copywriterka z Czelabińska na południowo-wschodnim Uralu, zaczęła się bać o swojego męża Aleksieja. Wspólnie zdecydowali, że mężczyzna musi uciekać. Ponieważ nie posiadał paszportu, planował wyjechać do Kazachstanu, gdzie mógłby wjechać bez dokumentów. Daria wszystko skrupulatnie zaplanowała.
Aleksiej postąpił zgodnie z planem żony i bez problemu przekroczył granicę. Zamieszkał w stolicy Kazachstanu Astanie, gdzie znalazł pracę jako fotograf. - Pod względem pracy, kontaktów i perspektyw jest tam jeszcze lepiej niż w Czelabińsku – powiedziała Daria w rozmowie z Deutsche Welle.
Kobieta nadal pomaga mężowi na odległość. Przez internet zamówiła do jego nowego domu poduszki, koc, pościel, czajnik i wysłała pudełko ciepłych ubrań. Daria złożyła już wniosek o paszport i wkrótce planuje dołączyć do męża. Obawia się, że władze rosyjskie mogą zamknąć granice z powodu wprowadzenia stanu wojennego w Donbasie. - Nie chcę nawet myśleć o tym, że jestem tutaj, a on tam - powiedziała w rozmowie z Deutsche Welle.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!