Uczniowie są przeciążeni? "To jedna wielka gonitwa z programem"

Coraz więcej mówi się o konieczności odpoczynku po pracy i zachowaniu work-life balance. A co ze school-life balance? Uczniowie wracają ze szkoły i muszą myśleć o odrabianiu lekcji i nauce na kartkówki. Problem jest jeszcze większy, jeśli dotyka ich wykluczenie komunikacyjne. Zarówno dzieci i nastolatki, jak i ich rodzice bywają sfrustrowani.

Rodzice i uczniowie narzekają na nadmiar nauki po szkole
Rodzice i uczniowie narzekają na nadmiar nauki po szkole
Źródło zdjęć: © Adobe Stock | Rafał Kowalski
Dominika Frydrych

24.10.2022 06:58

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Agata (imię zmienione – przyp. red.) ma syna, który chodzi do ósmej klasy. Kobieta nie może się nadziwić, jak intensywna stała się nauka. - Syn nie ma czasu na hobby. Ale trudno się dziwić, skoro ma 42 godziny lekcyjne tygodniowo, a do tego dochodzą prace domowe, nauka, lektury i coraz większe wymagania – opisuje. - To jedna wielka gonitwa z programem.

Kobieta podkreśla, że ilość nauki wpływa na relacje rodzinne. Trudno zaplanować wspólny wyjazd albo porządnie się zrelaksować, skoro na każdy weekend i dłuższe przerwy świąteczne jest coś zadane. - Jest dopiero październik, a syn ma z angielskiego już 15 ocen. W tamtym roku z tego samego przedmiotu miał łącznie może ze 40 ocen – dodaje.

Agata czuje, jakby sama drugi raz chodziła do szkoły. - Jestem poddenerwowana, choć gorzej było w szóstej klasie podczas zdalnych lekcji. Syn korzystał z pomocy psychologa - wspomina.

W klasie jej syna już 90 proc. dzieci korzysta z korepetycji. - To nie są już te słabsze dzieciaki, ale nawet dobrzy uczniowie ze średnią powyżej 4,5 – mówi. Presja przed egzaminem ósmoklasisty, który ma przed sobą jej dziecko, jest ogromna: - Wiem o przypadkach depresji, co wiązało się z miesięcznym zwolnieniem z lekcji.

- Jeśli to tak wygląda, trudno się dziwić, że dzieci mają depresję i zmagają się z myślami samobójczymi - ocenia Agata.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Chce zrezygnować z zajęć pozalekcyjnych, bo jest zmęczony"

Rozmawiam też z jedną z internautek, która chce zachować anonimowość. Sama skończyła już szkołę, ale widzi, jak z nauką po szkole zmaga się jej młodszy brat, który chodzi do piątej klasy: - Ma prawie każdego dnia zadania domowe, ale to nie jest jeszcze takie złe. Najgorsza jest liczba kartkówek i sprawdzianów. W tym tygodniu ma trzy, w przyszłym cztery i tak ciągle. Kiedy dziennik pokazuje nauczycielom, że nie można już wpisać sprawdzianów, oszukują system i zamiast nich wpisują kartkówki.

To nie wszystko. Oprócz zapowiadanych sprawdzianów czy kartkówek chłopiec musi regularnie przygotowywać się na lekcje, bo nauczyciele z wielu przedmiotów na początku zajęć pytają - a jakże - na ocenę.

Jak wygląda to na co dzień? Kobieta opowiada, że jej brat wraca ze szkoły około godz. 14-15. Do nauki siada około godz. 17-18 i najczęściej siedzi nad książkami dwie godziny. - Faktycznie trzeba wtedy pilnować, czy odrabia te zadania. Czasem, kiedy mamy jakieś wątpliwości, sprawdzamy w internecie – opisuje. - Trzeba też bardzo pilnować systematyczności, bo nawet jeśli raz brat się nie nauczy, później jest problem, bo nauczyciele sprawdzają wiedzę z przerabianego wcześniej materiału nawet w następnych sprawdzianach.

Chłopak wie o tym najlepiej. - Kiedy kończymy odrabianie lekcji, jest zdenerwowany. Stwierdził też, że chce zrezygnować z zajęć pozalekcyjnych, bo jest wszystkim zmęczony. Nie chce chodzić na piłkę, czasem tylko decyduje się na zajęcia z robotyki.

Rodzice uważają, że rzeczywiście testów i nauki po lekcjach jest dużo. Próbują też reagować. - Ostatnio na zebraniu była sytuacja, że rodzice poskarżyli się na nauczycielkę z matematyki, że robi zbyt dużo sprawdzianów i są zdecydowanie za trudne. Poskutkowało: od tamtej pory sprawdzianów jest trochę mniej.

Kobieta uważa, że to żniwa zdalnego nauczania. - Wtedy uczniowie, w tym też mój brat, uważali, że nie muszą nic robić, więc teraz wychodzą wszystkie braki, jak chociażby nieznajomość tabliczki mnożenia. Przez to jest im trudniej, a nauczyciele muszą gonić z materiałem - ocenia.

"Po szkole uczę się 4 godziny. W weekendy 4-5 godzin"

Inaczej zdalne lekcje wspomina Klaudia, która jest w ostatniej klasie technikum weterynaryjnego. - Siedziałam często od godz. 7 do północy przed komputerem i pisałam. Mimo to często się nie wyrabiałam i mama pomagała mi, żeby wysłać nauczycielowi zadanie na czas – wspomina.

Dzisiaj jest tylko trochę lepiej. Dziewczyna uczy się podczas drogi do szkoły i ze szkoły, czyli łącznie dwie godziny. - Oprócz tego cztery godziny po szkole, a w weekendy po około 4-5 godzin - mówi. Chyba że ma dużo sprawdzianów w ciągu tygodnia - wtedy jest jeszcze więcej.

Czuje ciągłe napięcie i przemęczenie. Frustruje ją też to, że mimo nauki często przy odpowiedzi zjada ją stres. - Nieraz w domu przygotowuję się, umiem zrobić zadania albo czytałam lekturę, a później, kiedy muszę odpowiadać, mam blackout. Albo robię błędy i dostaję jedynkę. A przecież wiem, że uczyłam się naprawdę dużo - podkreśla.

Klaudia czuje, że to wszystko mocno odbija się na niej psychicznie i fizycznie. Zwraca też uwagę na ciągłe zmiany – te dotyczące matury czy programu. Ma już dość stresu.

Droga ze szkoły zajmuje jej 2 godziny. Od razu siada do nauki

Sandra też jest w czwartej klasie technikum na profilu technik ekonomista. Na pytanie o ilość nauki, odpowiada tylko, że jest jej tyle, że nie ma czasu żyć.

- Mam lekcje codziennie od godz. 8 do godz. 15:20. Mieszkam kawałek od szkoły i dojazdy są dla mnie ciężkie. Rano mam autobus o godz. 7:09. Jestem w szkole przed 8. Powroty wyglądają tak, że jadę autobusem o godz. 15:40, ale okrężną drogą, z przesiadką. O godzinie 17:30 jestem w domu – opowiada. - Dlaczego tak to wygląda? Bo do mojej miejscowości usunęli rozkład powrotny. Mam prawo jazdy, ale nie stać mnie na paliwo, zwłaszcza przy tych cenach.

Kiedy Sandra przyjeżdża do domu, jest już późne popołudnie. Je coś w biegu i od razu siada do odrabiania lekcji i nauki. - Nauczycieli nie interesuje to, że mamy dużo zadane ze wszystkiego. Każdy patrzy tylko na swój przedmiot. Kartkówki wyglądają jak sprawdziany i tyle materiału zajmują - opisuje.

W tym roku w styczniu Sandrę czeka egzamin zawodowy. Dyrektorka obiecała uczniom, że nauczyciele z podstawowych przedmiotów trochę im odpuszczą, żeby mogli się spokojniej przygotować. Sandra i wielu uczniów z jej klasy tego nie odczuło. - Musiałam zrezygnować w tym roku z matury. Zresztą nie byłam jedyna. Nie dałabym rady, ważniejszy jest dla mnie egzamin - mówi.

Jak sobie radzi z ilością materiału? Najważniejszy jest dla niej brak zaległości i stabilna sytuacja z każdego przedmiotu. - To wszystko jest strasznie stresujące. Tym bardziej, że teraz jest sezon przeziębień, a kiedy opuści się nawet dwa dni, ciężko to wszystko nadrobić. Boję się też, że ciężko będzie zdać egzamin. Nauczycielka próbuje przyspieszać z materiałem, żebyśmy zdążyli wszystko przerobić, ale czuję, że w takim pośpiechu i tak można zapamiętać wiedzę tylko na chwilę - podkreśla Sandra.

Kiedy pytam ją, co musiałoby się stać, żeby w szkole było dla niej spokojniej, nie ma wątpliwości. - Według mnie nie powinno być odpowiedzi ustnych. Wtedy człowiek się bardziej stresuje i mniej może skupić się nad pytaniem - mówi. Proponuje też krótszy dzień lekcji i zadania domowe dla chętnych: - Przecież i tak sprawdzają naszą wiedzę na testach i kartkówkach. I tak muszę się do nich przygotowywać.

Sandra odpoczywa w niedziele. - Chyba że mam coś ważnego w poniedziałek do napisania, wtedy tak 2-3 godziny poświęcam na naukę.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zagłosuj na #Wszechmocne 2022
Zagłosuj na #Wszechmocne 2022© WP Kobieta

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (474)