Blisko ludzi"Wagary są dla lamusów". Tak szkoła spacyfikowała dzień wagarowicza

"Wagary są dla lamusów". Tak szkoła spacyfikowała dzień wagarowicza

Pierwszy dzień wiosny, święto wiosennego przesilenia, był zawsze czasem karnawału – picia alpagi na mieście i kolorowych strojów. Działo się tak do czasu, kiedy szkoła oswoiła sobie święto. Oficjalny dzień "chodzenia na boisko" przekreślił sens wagarowania.

"Wagary są dla lamusów". Tak szkoła spacyfikowała dzień wagarowicza
Źródło zdjęć: © East News
Przemysław Bociąga

20.03.2019 14:52

Pamiętam, jak pierwszy raz rzuciłem palenie. Miałem 12 lat, zaczynała się piąta klasa i właśnie wstąpiłem do harcerstwa, więc uznałem, że nie wypada. Znamienne jednak, że nie podziałał zakaz, ale wewnętrzny przymus (chwilowego) dostosowania do reguł, które wybrałem. Szkoła z naszym "chodzeniem za winkiel" nie potrafiła sobie poradzić w żaden znany sobie sposób: ani zakazami, ani stawianiem pał z zachowania.

Jabole na Barbakanie

Co ciekawe, dzień wagarowicza udało się spacyfikować idealnie. Dziś ta tradycja – jak wynika z pobieżnego rozeznania wśród innych rodziców "dzisiejszej młodzieży" – praktycznie nie istnieje. Została jedynie nazwa, sam obrzęd jest równie martwy jak poszukiwanie kwiatu paproci w Noc Świętojańską.

Co takiego dobrze zrobiła szkoła, że udało jej się spacyfikować największych klasowych zakapiorów w urywaniu się z lekcji niemal systemowo? Zastosowała starą zasadę: jeśli nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich.

Zobacz także

Ci, którzy dzień wagarowicza obchodzili w latach 80., wspominają w Warszawie spontaniczne wypady na Starówkę. Były włosy na cukier, kontrkulturowe ciuchy, "alpagi łyk i dyskusje po świt, niecierpliwy w nas ciskał się duch". Nie było żadnej organizacji, żadnego koncertu, tylko spontaniczny karnawał. Pierwszy dzień wiosny, symbol budzącego się życia, prosił się o takie właśnie rozpoczęcie. Słowo "karnawał", choć dosłownie oznacza czas przed rozpoczęciem postu, taki ma właśnie sens: zanegowanie zwyczajowego porządku, odwrócenie ról. W tym odwróceniu uczniowie stawali się wagarowiczami, przejmowali dla siebie miasto, robili wszystko inaczej niż zwykle.

W latach 90. w Warszawie wagary w pierwszy dzień wiosny oznaczały jedno, i nie było to topienie Marzanny. Był to koncert na Agrykoli, organizowany przez Stołeczną Estradę do 2000 roku. Pierwszy plenerowy koncert sezonu, dla licealistów był czymś w rodzaju "małego Jarocina"; wszystko było tam jak na festiwalu, tylko mniejsze. Parę osób, mały czas. Mniejsza sadzawka, w której taplaliśmy się w cieplejsze pierwsze dni wiosny. Mniej piwa EB, mniej jaboli. Mniej karnawału, do którego przebieraliśmy się w "służbowe" stroje – glany i skórzane kurtki albo martensy i sztruks.

Likwidacja przez legalizację

Warunkiem uczestniczenia w tym karnawale nie były koniecznie przebieranki, chociaż i to pojawiało się dość powszechnie, ale zrywanie się ze szkoły. To ono było prawdziwym wyrazem buntu: wyłamywaliśmy się z obowiązku szkolnego. To było wyzwanie dla twardzieli: coś wykombinować, żeby urwać się ze szkoły. Czasem czujne oko rodziców wymagało, by stawić się w placówce, by rodzice widzieli, że byłem, ale nauczyciele – wręcz przeciwnie. Wtedy łatwiej uchodziło na sucho, chociaż kiedy ktoś akurat zapadał na ciężką migrenę właśnie w pierwszy dzień wiosny, wyjaśnienia nigdy nie brzmiały zbyt przekonująco.

Obraz
© East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

I tak sobie 21 marca chorowaliśmy – paluszek i główka, paluszek i brzuszek. Epidemia migreny, rotawirusa, mdłości, wiosennych jednodniowych gorączek trawiła nas i trawiła, szkoły pustoszały z równych ludzi, zostawały tylko kujony i lamusy – bo taka terminologia wtedy obowiązywała. Puste korytarze szkolne siłą rzeczy wymuszały zaś przewartościowanie stosunku szkoły do tego szczególnego dnia. W drugiej połowie lat 90. zaczęło się na dobre.

Pamiętam, jak po raz pierwszy moja ponadsiedemdziesięcioletnia polonistka przebrała się na dzień wagarowicza. Nie wiem, czemu byłem wtedy w szkole, może po prostu byłem lamusem? Albo nie było sensu się zrywać przed trzecią lekcją, kiedy coś zaczynało się dziać na mieście? Tak czy inaczej widziałem ją wtedy, w czarnej koszulce Iron Maiden z dołączonym sznurowanym, koronkowym kołnierzykiem. Było to w zasadzie fajne, ale było też wyraźnym znakiem: szkoła negocjuje z terrorystami, władze usiadły do okrągłego stołu z opozycją. Wkrótce ideę wagarów jakoś nam podprowadzi.

Dziś prawdziwych wagarów już nie ma

I, rzeczywiście, wkrótce się zaczęło. Pierwszy dzień wiosny stał się najpierw nieoficjalnie dniem chodzenia na bojo w trakcie lekcji, później "Dniem sportu". Kiedy ta informacja dotarła do tych, którzy byli git, zrozumieliśmy to właściwie: wagary się nie opylają. Nie kalą się, krótko mówiąc. Po co robić sobie tyły u nauczycieli, zrywać się z majzy i z polaka, skoro można zwyczajnie i w majestacie prawa wyjść na wybieg? Wziąć gałę z kanciapy od wuefisty, pokopać chwilę, a potem, dla odsapnięcia, usiąść pod murem i pyknąć w makao?

Dziś prawdziwych wagarów już nie ma. Nie dlatego, że "dawne życie poszło w dal/dziś na zimę ciepły szal", ale dlatego właśnie, że nie ma już jak wyrażać się buntem. Nawiać z dnia wolnego? Zerwać się z wyjścia do kina? Moi młodsi koledzy i koleżanki potwierdzają: ich wagary nie miały już tego uroku. Według Oli, w późniejszych latach szkoły, kiedy mogła już robić co chce, wagary były dla lamusów. Dorośli siedemnastolatkowie po prostu sami układali sobie grafik, jak później studenci, a ich obecność na zajęciach była ich decyzją. Żeby spinać się na ucieczkę z lekcji, trzeba było być wylęknionym uczniem, niepewnym swojego statusu.

Obraz
© East News | ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Klaudia spotkała kiedyś podczas wagarów mamę. Ta uśmiechnęła się tylko i dała jej dwie dychy na kino. – Czułam, że jest między nami porozumienie. Oczywiście gdyby to nie była mama a nauczycielka, gdyby powiedziała mi: dobrze się uczysz, dziecko, nie ma problemu, że zrobiłaś sobie wolne, wagary straciłyby cały urok – przyznaje.

Legalizacja to największy zabójca pożądania. Dlatego dziś, w czasach "Dni sportu" i szkolnych festiwali z okazji wiosennego przesilenia, wagary praktycznie nie istnieją. A raczej – istnieją, ale w każdy inny dzień niż dzień wagarowicza.

Masz wspomnienia z dnia wagarowicza? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (110)