Weronika Rosati wygrała proces ws. książki Żuławskiego
Reżyser Andrzej Żuławski i wydawca jego książki pt. "Nocnik" mają
przeprosić aktorkę Weronikę Rosati i zapłacić jej 100 tys. zł zadośćuczynienia za możliwość
identyfikowania fikcyjnej bohaterki książki z powódką oraz przypisanie jej "cech obraźliwych i
fałszywych".
22.05.2015 | aktual.: 25.05.2015 14:18
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Reżyser Andrzej Żuławski i wydawca jego książki pt. "Nocnik" mają przeprosić aktorkę Weronikę Rosati i zapłacić jej 100 tys. zł zadośćuczynienia za możliwość identyfikowania fikcyjnej bohaterki książki z powódką oraz przypisanie jej "cech obraźliwych i fałszywych".
Taki prawomocny wyrok wydał w piątek Sąd Apelacyjny w Warszawie w procesie o ochronę dóbr osobistych, wytoczonym przez Rosati Żuławskiemu i wydawcy. SA oddalił apelacje stron od wyroku I instancji z ub.r. Strony mogą jeszcze złożyć skargę kasacyjną do Sądu Najwyższego.
- Nie ma niczym nieograniczonej wolności słowa; tworząc, nie można naruszać dóbr osobistych, co rażąco nastąpiło w tej sprawie - mówił sędzia SA Jerzy Paszkowski.
- Postacie literackie nie mają dóbr osobistych - powiedział natomiast adwokat wydawcy mec. Jerzy Naumann, zapowiadając skargę do SN. Reprezentujący powódkę mec. Maciej Lach powiedział, że raczej nie będzie składał skargi do SN.
W pozwie Rosati żądała od pozwanych 200 tys. zł zadośćuczynienia, przeprosin w mediach za naruszenie jej prawa do prywatności i godności jako kobiety oraz zaprzestania dalszego naruszania jej dóbr osobistych. Chciała usunięcia fragmentów książki, które miały jej dotyczyć, z ewentualnych dalszych wydań albo nawet zakazu jej rozpowszechniania.
Proces toczył się od 2010 r. za zamkniętymi drzwiami. Prawnicy powódki dowodzili, że w śmiałej obyczajowo książce Żuławskiego przytoczono wiele faktów i zdarzeń pozwalających rozpoznać ich klientkę w postaci Esterki. Zauważono to m.in. w recenzjach, gdzie pisano, że Żuławski przez pewien czas miał się spotykać z Rosati.
Pozwani wnosili o oddalenie powództwa. Podkreślali, że dane powódki nie padają w książce, a postacie literackie nie mogą być używane do wytaczania procesów, bo zniewalałoby to wolność artysty. Żuławski mówił, że Esterka nie jest tożsama z Rosati, która "sama zgłasza się na ochotnika".
- Wiele faktów z życia bohaterki pozwala ją jednoznacznie zidentyfikować - replikował adwokat powódki mec. Lach.
- "Nocnik" jest powieścią udającą dziennik, a nie dziennikiem udającym powieść; nie można utożsamiać autora z narratorem ani postaci z żywymi osobami - mówiła w 2013 r. w sądzie biegła prof. Grażyna Borkowska, historyk literatury. - Narrator nie musi wypowiadać opinii autora. Gdyby tak było, setki artystów stawałoby przed sądami - dodała.
W lutym ub.r. Sąd Okręgowy w Warszawie uwzględnił pozew w zasadniczej części - uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych powódki. Uzasadnienie wyroku utajniono. SO nakazał pozwanym opublikowanie w "Fakcie" i "Gazecie Wyborczej" przeprosin za to, że fikcyjnej bohaterce książki nadano cechy pozwalające zidentyfikować ją jako powódkę i przypisać jej treści obraźliwe i fałszywe. SO nie uwzględnił zaś wniosku powódki o wykreślenie inkryminowanych fragmentów z ponad 600-stronicowej książki. Pozew kwestionował treści znajdujące się na 160 stronach.
Apelacje złożyła i strona pozwana (chcąc oddalenia powództwa), i strona powodowa (wnosząc o zakaz publikowania fragmentów książki oraz o 200 tys. zł zadośćuczynienia). Adwokaci pozwanych mówili w SA, że przeciętny odbiorca nie zna zdarzeń z prywatnego życia powódki, z którą Esterka ma być tożsama.
Mec. Lach podkreślał, że sam autor zeznawał, iż jego książka to dziennik oparty na faktach.
- Daty, spotkania, sytuacje rodzinne są prawdziwe - dodał - co sprawia, że "czytelnik utożsamia autora z narratorem". Pytał retorycznie sąd, co czuje kobieta, o "której były partner pisze tak, jak pisze". Jego zdaniem oddalenie pozwu oznaczałoby, że można każdego bezkarnie obrażać, byleby w "sposób artystyczny, choćby heksametrem".
SA uznał wyrok SO za słuszny, a obie apelacje za niezasadne. Jak mówił sędzia Paszkowski, uzasadniając wyrok, w książce identyfikowalni są zarówno powódka, jak i pozwany.
- Autor nie dokonał żadnych zabiegów, by postać Esterki zakodować i nie pozwolić na jej łatwą identyfikację - dodał.
Według SA książka nadaje powódce bardzo wiele cech, które stawiają ją w negatywnym świetle - z czym ona się nie zgadza i które są nieprawdziwe. Sędzia wymienił takie cechy Esterki, jak robienie kariery "przez łóżko", brak wiedzy i oczytania, brak norm moralnych, rozwiązłość.
- Opisy scen intymnych są wulgarne - dodał sędzia.
Zdaniem SA książka powstała na fali "zainteresowania mediów związkiem starszego mężczyzny z młodą aktorką" i dotyczyła "niedawnych zdarzeń", co wykorzystano m.in. w promocji "Nocnika". Uznano również, że nie ma znaczenia, jakim rodzajem literackim jest ta książka.
- Istotny jest jej odbiór przez przeciętnego czytelnika, który identyfikuje Esterkę z powódką, a nie jest w stanie odróżnić, co o niej jest prawdą, a co fikcją - dodał sędzia.
Zdaniem SA wysokość zadośćuczynienia jest adekwatna do "ogromu wyrządzonej szkody" i spełnia "rolę prewencyjną".
W 2010 r. sąd zakazał dalszego rozpowszechniania "Nocnika" - aż do prawomocnego zakończenia procesu. SA uznał, że skoro zakaz wydano już po wykupieniu niemal całego nakładu, to nie ma potrzeby zakazywania wydawania, bo "skutek już nastąpił".
- Gdyby pozwani chcieli zaś wznowić książkę, muszą mieć świadomość znacznie większej sankcji za kolejne naruszenie dóbr powódki - dodał sędzia Paszkowski.
(PAP)/sta/itm/mp/WP Kobieta
,br>