Blisko ludziWesele z koronawirusem? Dziękuję, nie idę

Wesele z koronawirusem? Dziękuję, nie idę

– Złamię serce mojej przyjaciółce, ale po prostu boję się innych gości, tańczenia, obściskiwania, gadania przy stolikach. Przecież to wylęgarnia koronawirusa – mówi Karolina, która z powodu epidemii postanowiła nie przyjąć zaproszenia na wesele bardzo bliskiej znajomej. Nie ona jedna, ponieważ coraz więcej osób rezygnuje z udziału w takich imprezach.

Pandemia zmieniła wesela w Polsce
Pandemia zmieniła wesela w Polsce
Źródło zdjęć: © Getty Images

09.08.2020 16:26

Barbara Górka w czerwcu obchodziła 75. urodziny. Od dawna czekała na ślub swojej jedynej wnuczki. – Gdy w ubiegłym roku Marta poinformowała mnie, że w końcu zdecydowała się zmienić stan cywilny i uroczystość odbędzie się w sierpniu 2020, modliłam się tylko, by dożyć tej chwili. Nikt wtedy nie mógł przewidzieć, że na przeszkodzie stanie jakiś wirus – mówi starsza pani, która z bólem serca musiała odrzucić zaproszenie na wesele. – Na imprezie ma być około 100 osób. Dla mnie to zbyt duże ryzyko – tłumaczy.

 Pani Barbara od kilku lat zmaga się z poważną chorobą i jej organizm jest mocno osłabiony. Narażenie się na kontakt z potencjalnym nosicielem koronawirusa byłoby dla niej ogromnym zagrożeniem. – Marzyłam o tym, by zatańczyć na weselu wnuczki, ale trudno, siła wyższa. Wolę zrezygnować z zabawy i jeszcze jakiś czas nacieszyć się rodziną. Ostatnio koronawirus zabrał naszego dobrego znajomego, przed śmiercią strasznie się męczył. Nie chcę tego samego doświadczyć – przekonuje.

 Jak przyjęła jej decyzję Marta? – Oczywiście było jej smutno, ale doskonale rozumie niebezpieczeństwo. Sama nawet zastanawiała się, czy nie przełożyć wesela, ale to by oznaczało stratę pieniędzy. Mam tylko nadzieję, że nikt nie wyjdzie z niego zarażony – mówi Barbara Górka.

Przyjaźń kontra zdrowie

Karolina i Maja przyjaźnią się od dzieciństwa. – W podstawówce i liceum siedziałyśmy w jednej ławce. Dzieliłyśmy się kanapkami, pomagałyśmy sobie na klasówkach i wspólnie przeżywałyśmy pierwsze zauroczenia. Później nasze drogi trochę się rozeszły, bo Maja wyjechała na studia do innego miasta, ale cały czas starałyśmy się utrzymywać bliski kontakt – opowiada Karolina.

 Doskonale pamięta liczne rozmowy z przyjaciółką na temat ślubu i wesela. – Maja od zawsze była trochę zafiksowana na tym punkcie. Już jako nastolatka miała dokładny plan uroczystości, uwielbiała oglądać katalogi z sukniami i łaziła na rozmaite targi ślubne. Przygotowania do ślubu z Konradem rozpoczęła dwa lata wcześniej, by wszystko mieć pod kontrolą. Nie przewidziała jednego. Koronawirusa – mówi Karolina.

 Imprezę zaplanowano na kwiecień. Jednak z powodu pandemii narzeczeni byli zmuszeni ją odwołać. – Sugerowałam Mai, by przeniosła ślub na przyszły rok, bo wtedy sytuacja może się trochę uspokoi. Jednak ona stwierdziła, że nie chce tyle czekać. W efekcie wesele ma się odbyć we wrześniu i to z rozmachem, bo zaproszono maksymalną dopuszczalną liczbę gości, czyli jakieś 150 osób – wyjaśnia nasza rozmówczyni.

 "Wesele to szaleństwo"

 W ostatnich tygodniach Karolina z przerażeniem czytała informacje, że tego typu imprezy stają się ogniskami koronawirusa. Wreszcie zdecydowała, że nie pójdzie na wesele Mai.

 – Nie chcę ryzykować, narażać siebie i mojego chłopaka, który kilka miesięcy temu ciężko chorował na płuca i musi na siebie szczególnie uważać. A co będzie, jeśli złapię tego wirusa, a później zarażę kogoś starszego ze swojego otoczenia: rodziców albo dziadków? Nie darowałabym sobie, gdyby ktoś zachorował z mojego powodu. Na kwarantannę też nie mogę sobie pozwolić, bo dopiero zaczęłam nową pracę i szef raczej nie byłby zadowolony, gdybym zniknęła na dwa tygodnie – przekonuje młoda kobieta.

 Jej zdaniem organizowanie dużych wesel jest szaleństwem. – Przecież to skupisko ludzi z różnych zakątków kraju w jednym pomieszczeniu. O zachowaniu dystansu nie ma mowy, bo zawsze pojawi się jakiś podpity wujek, który będzie chciał zatańczyć, albo ciocia chętna do przytulania. Trudno, żebym przez całą imprezę chodziła w maseczce, zresztą ona też nie zabezpiecza całkiem przed koronawirusem – mówi Karolina.

 Tymi argumentami podzieliła się z Mają, która jednak pozostała przy swoim zdaniu. – Uparła się na wielkie wesele i już. Twierdzi, że będą zastosowane wszystkie zasady bezpieczeństwa. Mimo to wolę dmuchać na zimne. Rozumiem, że niektóre kobiety mają potrzebę pięknych ceremonii ślubnych, jednak w dzisiejszych czasach to po prostu głupota – przekonuje Karolina.

 Problem w tym, że wciąż nie poinformowała przyjaciółki o swojej decyzji. – Nie wiem, jak to zrobić. Już kilka razy sugerowałam jej, że się boję, ale ona wciąż liczy na naszą obecność. Obawiam się, że gdy jej powiem prawdę, to śmiertelnie się na mnie obrazi – mówi Karolina.

 Impreza z wirusem

 Z podobnymi dylematami zmaga się wiele osób zapraszanych na wesela w czasach pandemii. Gdy w czerwcu rząd poluzował ograniczenia i zezwolił na organizowanie imprez z udziałem do 150 osób, a także zniósł limity w kościołach czy restauracjach, branża ślubna i przyszli małżonkowie odetchnęli z ulgą. Jednak szybko okazało się, że takie uroczystości mogą zakończyć się wizytą w… sanepidzie.

 Pierwsze doniesienia o zakażeniach na weselach pojawiły się niemal zaraz po zniesieniu obostrzeń. W lipcu co kilka dni pojawiały się informacje o kolejnych przypadkach koronawirusa wśród uczestników imprez.

 Przykłady? Na weselu w Nawojowej w powiecie nowosądeckim bawiło się ponad 100 osób, w tym jedna zakażona. To wystarczyło, by miejscowość stała się największym ogniskiem koronawirusa w Małopolsce. Zakażonych zostało 150 osób, a blisko tysiąc trafiło na kwarantannę. Wśród gości był senator PiS Wiktor Durlak, jednak politykowi udało się uniknąć zakażenia.

 W weselu we Wrocieryżu (woj. świętokrzyskie) uczestniczyło 147 gości. COVID-19 potwierdzono u trzech weselników, a na kwarantannę trafiło ponad 250 osób. W Starachowicach koronawirusa wykryto u 20 spośród 62 przebadanych uczestników wesela, ponad 260 osób poddano kwarantannie.

 Potwierdzenie zakażenia ma połowa z 80 gości uczestniczących w uroczystościach weselnych w okolicach Pszczyny (Śląskie). Z koronawirusem opuściły imprezę osoby z województw śląskiego, łódzkiego i małopolskiego, a także z Niemiec.

 Te statystyki nie dziwią Ewy, która w lipcu gościła na weselu kuzynki. – Namówiła mnie rodzina, bo uznano, że nie wypada, byśmy nie poszli. Jednak to, co tam zobaczyłam, przeraziło mnie – opowiada. – Maseczki widziałam tylko na twarzach osób z obsługi i to nie wszystkich. Płyny do dezynfekcji niby stały przy drzwiach, ale nikt ich nie używał. Za to tańców i uścisków nikt sobie nie żałował. Na dodatek zabawy z obcałowywaniem pań na czas i inne tego typu atrakcje. Na sali było ze 100 osób, od małych dzieci po staruszków. Wystarczyła jedna osoba z koronawirusem, by zarazić całe to towarzystwo – twierdzi Ewa.

 Zasady zasadami, a Polacy swoje…

 Teoretycznie organizacja wesela wymaga przestrzegania ściśle ustalonych zasad. Domy weselne mają obowiązek zapewnienia środków dezynfekujących dla gości i pracowników, po każdorazowym opuszczeniu sali i powrocie do niej należy odkazić dłonie. Kelner powinien obsługiwać maksymalnie 15 osób. Zaleca się też, aby przy jednym stole siedzieli goście z tego samego gospodarstwa domowego. Młoda para jest zobowiązana do sporządzenia listy uczestników imprezy oraz osób pracujących przy jej organizacji, żeby taki spis mógł trafić w każdej chwili do sanepidu.

 W praktyce z przestrzeganiem zasad bywa różnie, dlatego wiele osób obawia się udziału w weselach. Jedni po prostu z nich rezygnują, inni starają się bardzo pilnować. – Z nikim się nie całowałam i nie obściskiwałam. Tańczyłam tylko ze swoim partnerem. Zmniejszyłam ryzyko do minimum, choć całkowicie nie da się go wyeliminować, chyba że będziemy siedzieć cały czas w domu – podkreśla Marlena.

 Kinga z bolącym sercem odmówiła udziału w weselu siostry ciotecznej. – Na co dzień jestem bardzo ostrożna, w sklepie staram się bywać nie dłużej niż przez kwadrans, korzystam z kas samoobsługowych, pilnuję dystansu w kolejce, mam maseczkę i ciągle dezynfekuję dłonie. Na weselu nie ma szans, by się tak zabezpieczyć – przekonuje. – Wiem jednak, jakie są koszty takich imprez, dlatego wysłałam siostrze nie tylko kartkę z najlepszymi życzeniami, ale do koperty dołożyłam kilkaset złotych. Nie chciałam, żeby byli stratni. A za pomyślność młodej pary wypijemy, gdy koronawirus w końcu ustąpi – dodaje Kinga.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (553)