Wigilię spędzą z dala od domu. Nie mogą opuścić Polski
Wigilia to dzień, który kojarzy się nam ze spędzaniem czasu z najbliższymi. Wspólne gotowanie, ubieranie choinki, rozdawanie prezentów. Jednak są osoby, które tego roku pozostaną z dala od domu. Dla niektórych będzie to kolejna Wigilia, której nie spędzą z rodziną. Wszystko przez to, że czekają na kartę pobytu.
20.12.2019 | aktual.: 21.12.2019 14:36
Dla Julii to pierwsze takie święta. Wniosek o kartę pobytu złożyła w październiku. Czeka na decyzję. Victor już drugi raz spędzi Wigilię z dala od domu. Odwołał się od decyzji odmownej w sierpniu. Ramon nie widział swojej rodziny od 2017 roku. Na decyzję czeka już 13 miesięcy.
Julia, Białoruś
– Ustawowo mam mieć decyzję w styczniu. Po 3 miesiącach od złożenia wniosku – wyznaje Julia.
Każdego roku jej mama przygotowuje kolację wigilijną. Całą rodziną idą do kościoła. W tym roku Julii z nimi nie będzie. Skończyła studia w Polsce, dostała pracę i do pełni szczęścia potrzebuje jedynie karty pobytu, która pozwoli zalegalizować jej obecność w Polsce. Dopóki nie otrzyma decyzji, nie będzie mogła wyjechać. Jeśli to zrobi, powrót do Polski będzie niemożliwy.
– Dla mamy zawsze było to bardzo ważne, żeby obchodzić święta razem. Smutno mi, że mnie z nimi nie będzie. Wymyśliła sobie taką tradycję, że 24 grudnia zawsze chodzimy do kościoła, a 25 grudnia robimy kolację. Dania są bardzo różne. Inspiruje się kuchniami całego świata – mówi.
Julia bała się, że w święta będzie samotna. Wszyscy znajomi są wtedy ze swoimi rodzinami. Jej chłopak zdecydował jednak, że tę Wigilię spędzą wspólnie. We dwójkę. Julia jeszcze nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak będzie wyglądała.
Victor, Ukraina
Victor mieszka w Polsce z żoną polskiego pochodzenia i córką. Wkrótce przyjdzie na świat ich kolejne dziecko. Żona Victora przeprowadziła się do Polski 8 lat temu. Na studia. Victor dołączył do niej później. Zdecydowali, że chcą wiązać swoją przyszłość z tym krajem.
– Na początku miałem wizę. Później poszedłem do szkoły policealnej, żeby nauczyć się polskiego i przez szkołę wyrobiłem sobie kartę pobytu. Rok później, chcąc przedłużyć swój pobyt, złożyłem dokumenty o kartę po raz kolejny. Wszystko wyglądało tak samo. Dostałem odmowę. Przez 2 lata donosiłem kolejne papiery, odwoływałem się, aż w końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu. Zrezygnowałem i poprosiłem o zwrot pieniędzy, które włożyłem w ten proces. Wróciłem na Ukrainę po wizę – wyjaśnia.
Kiedy dostał stałą pracę i kartę pobytu ważną do sierpnia – odetchnął. Zanim wygasła, aplikował o nową, żeby mieć przedłużoną, kiedy tamta straci ważność. W sierpniu 2019 roku po raz kolejny dostał odmowę. Teraz odwołuje się przez kancelarię prawną. Już nie ma na to sił – na pomylone numery sprawy w dokumentach, na błędnie zapisane nazwisko. Na czekanie miesiącami w niepewności, mając ograniczone możliwości podróżowania do ojczyzny.
Zobacz także: Wigilia: Puk, puk. Kto tam? Zabłąkany wędrowiec…
To dla niego druga Wigilia, którą spędzają z dala od najbliższych. Jego żona ma kartę, córka urodziła się w Polsce, więc przebywa tu legalnie. On nie ma szczęścia do Urzędu ds. Cudzoziemców.
Ta sytuacja wpływa na relacje w ich rodzinie. – Dziadkowie prawie nie spędzają czasu z wnuczką – mówi.
W 2015 roku, gdy byli w takiej samej sytuacji, zaprosili do siebie znajomych. – Do kolegi z Niska przyjechała wtedy mama, zaprosiliśmy ją do nas na wspólną Wigilię. Podjęliśmy decyzję, że skoro odwiedziła synów, żeby spędzić z nimi święta, to muszą wszyscy razem pojawić się w naszym domu – wspomina.
W mieszkaniu w praskiej kamienicy, które udostępnili im znajomi, rozstawili duży stół i zaprosili wszystkich, którzy nie mieli planów na ten wieczór. Zastawili stół tradycyjnymi potrawami. Było ich 12. Nie zabrakło barszczu z uszkami i pierogów. Było prawie jak w domu. Prawie. Bo najbardziej pamięta się barszcz mamy.
Ramon, Brazylia
– To już trzecie święta, które czekam na kartę pobytu. Wcześniej dostałem już pozwolenie na pobyt. Teraz czekam od 13 miesięcy. Za każdym razem, kiedy muszę wydłużyć zezwolenie, procedury są coraz bardziej skomplikowane i wszystko coraz bardziej się opóźnia – mówi Ramon.
Ma mieszkanie, ma pieniądze, idealne życie, ale czuje się bezsilny. Nic nie pomoże mu w tym, żeby mógł spotkać się z rodziną. – Myślę, że po prostu taką cenę trzeba zapłacić, jeśli chce się tu mieszkać. Oczywiście mógłbym być bardziej polski i więcej narzekać, ale to nie pomoże. Ostatni raz widziałem rodzinę w kwietniu 2017 roku – wyznaje.
Uwielbia atmosferę w Polsce. Mówi, że tu go nie oceniają. Od zawsze bardzo chętnie poznawał nowe osoby i swój pierwszy rok spędził angażując się w różnego rodzaju inicjatywy społeczne. – Poznałem wielu ludzi, którzy są tu samotni. Nie mają rodzin, nie mogą wrócić do swojego kraju. Zacząłem organizować Wigilię dla obcokrajowców. To będzie już trzeci rok – zdradza.
Pierwszego roku przyszło 10 osób. Drugiego 20. Tym razem spędzą Wigilię we czwórkę. Nie zna swoich gości. Wśród nich będzie też Polak, który w święta musi pracować i nie może wrócić do rodzinnego domu.
– Na pewno spędzanie świąt z dala od rodziny to nie to samo. To jak cola dietetyczna. Bardzo się starasz kultywować swoje tradycje, jedzenie itd., ale wiesz, że to są ludzie, których nie znasz, że to nie rodzina. Każdego roku staram się, żeby było coraz bardziej domowo, ale to nigdy nie będzie tak, jak w domu. Zdałem sobie sprawę z tego, że w takim razie święta stwarzamy sami i możemy sami wykreować swoje tradycje – mówi.
Największą różnicę pomiędzy świętami w Polsce i Brazylii zauważa na stole. W Brazylii przygotowuje się tego dnia całą świnię, indyka, makarony, lasagne, chicken hot pie, sałatki i desery. – Jest dużo głośniej. Robimy wielką imprezę, gra samba. Idziemy też do kościoła. Wieczorem jest kolacja, a o północy prezenty – wspomina.
Postanowił przenieść odrobinę Brazylii do Polski. Każdy, kogo zaprasza na swoją wersję Wigilii przynosi swoje rodzime dania. W ten sposób nie tylko poznają nowe tradycje, ale sprawiają, że na stole znajduje się to, czego brakuje im w polskich świętach.
– Moja koleżanka z Jamajki przyniosła raz jamajskie pierogi z wołowiną, które nie są popularne w Polsce, a w Ameryce często pojawiają się na szkolnych stołówkach. Nie jadłem tego od 15 lat. Nie wiedziałem, że Pavlova to popularny deser świąteczny w Nowej Zelandii, dopóki jedna z dziewczyn nie przyniosła jej na nasze warszawskie święta. Świętują z nami też osoby, które nie są katolikami i dodają swoje lokalne potrawy. Dzielimy ze sobą wszystko, co dla nas jest wyjątkowe – opowiada.
Szczególnie zapamiętał dzień, kiedy kolega z Hiszpanii położył na stole całą szynkę jamon. W 10 osób siedzieli przy stole, pośrodku którego leżał masywny udziec wieprzowy. Później śpiewali karaoke do 4 nad ranem i starali się zapomnieć o tym, że gdzieś tam daleko ich miejsce przy stole jest puste.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl