Wolą garnki zamiast laptopa i kuchnię zamiast biura. Kury domowe, które chciały być paniami domu
"Ameba bez ambicji. Pasożyt. Leń" – tak je nazywają. Choć pracują przez cały dzień, wciąż słyszą od innych, że nic nie robią. Matki, które miały być paniami domu, zostały "domowymi kurami" walczącymi z hejtem.
07.06.2019 | aktual.: 22.06.2019 19:48
Piętnaście tysięcy złotych. Tyle według internautek powinien zarabiać mężczyzna, by móc w stanie samodzielnie utrzymać dom, w którym czeka na niego żona. Ta dyskusja rozpętała się na forum. Kobiety zaczęły się zastanawiać, czy w dzisiejszych czasach mogą jeszcze być "kurami domowymi" z własnej woli. Wbrew pozorom największą przeszkodą nie są dla nich kwestie finansowe. To hejt ze strony innych kosztuje najwięcej. Potwierdza to Izabela, pierwsza z moich rozmówczyń.
Pani domu czy kura domowa?
Bałagan, chaos, burdel – to widzi Izabela każdego ranka. Do tego hałas, krzyki, śpiew. Przejmuje kontrolę nad tym "cyrkiem" niczym czarodziejka rzucająca magicznymi zaklęciami, choć oficjalnie nie ma żadnych supermocy. Poza byciem mamą, oczywiście.
Izabela na samą siebie mówi "home manager". Pracuje na pełen etat jako sprzątaczka, kucharka, opiekunka, nauczycielka i ogrodnik. Jest mamą dwójki dzieci, które kocha nad życie i choć bywa ciężko, nie wyobraża sobie zamienić "domowego etatu" na żaden inny.
– Wiele razy słyszałam, że jeśli nie pracuję zawodowo i tylko zajmuję się dziećmi, to jestem nikim. Leniem. Pasożytem. Robię setki prac do szkoły z moimi dziećmi, gotuję dla nich i ich kolegów, sprzątam codziennie dwa piętra – opowiada Izabela. – I wielokrotnie musiałam tłumaczyć się z tego, że "siedzę" w domu. Absolutnie nie kwestionuję zasług feministek ani ich niezwykłych osiągnięć, ale one chyba nie przewidziały tego, że z powodu ich sloganów kobiety, które wybiorą swój dom, nie będą określane mianem pani domu, tylko kury domowej – dodaje.
"Ameba bez ambicji"
Izabeli przytakuje Magdalena, która nie raz musiała wysłuchiwać, że zmarnowała swój potencjał.
– Mówili mi, że "tyle mogłam". Że "miałam takie podstawy, żeby zrobić karierę" – opowiada kobieta. – Ale "nic nie osiągnęłam", bo wolałam zostać w domu z dziećmi niż siedzieć w biurze – wzdycha. Magdalena się poddała. I mówi o tym wprost. Trochę z powodu pracy, której jej brakowało, trochę z powodu presji, której już nie była w stanie znieść.
– Ja nie oczekiwałam kartek, prezentów ani gratulacji za to, że siedzę w domu i zajmuję się rodziną. Nawet na zwykłe "dziękuję" na pewnym etapie przestałam czekać. Ale gdy po raz kolejny musiałam słuchać, jak to ja marnuję czas, nic nie robię, obijam się... Tego już było za dużo – wyjaśnia. Zapytałam Magdaleny, co było kroplą, która przelała czarę.
– Raz usłyszałam, jak koleżanka mówi o mnie per "ameba bez ambicji" – wspomina rozgoryczona. Wróciła do pracy.
Jedyny żywiciel
Z innej perspektywy na sprawę patrzą Anastazja i Dorota. Ponieważ rodzina to dla nich priorytet, nigdy nie zdecydowałyby się, żeby życie, zdrowie i przyszłość ich dzieci zależały tylko od jednego człowieka, podczas gdy mogą od dwóch. Bo co się stanie, jeśli "żywiciela trafi szlag"?
Dorota ma na głowie dwójkę dzieci, prywatną szkołę, zajęcia dodatkowe, korepetycje, sporty. Od czasu do czasu trafi się choroba. To wszystko trzeba opłacić, a to i tak dopiero pierwsza część wydatków.
– Jeśli coś by się stało, a ja bym nie miała pracy, to byśmy zostali sami, na lodzie –wyjaśnia Dorota. – Rodzina jest dla mnie najważniejsza. Dlatego zarabiam i nie pozwolę, żeby ojciec był jedynym żywicielem rodziny – dodaje. Anastazja, podobnie jak Dorota, docenia kobiety, które decydują się zostać w domu, ale uważa, że mogą popełniać błąd. Jeśli w życiu coś pójdzie nie tak, to one będą w dużo gorszej sytuacji.
– Z jednej strony to para ludzi, którzy decydują się na wspólny dom, powinna sama decydować, jaki model rodziny będzie dla nich najbardziej satysfakcjonujący – opowiada Anastazja. – Wiele kobiet realizuje się w roli żony i matki. Dbanie o dom i rodzinę sprawia im ogromną przyjemność i satysfakcję. Z drugiej strony jednak trzeba pamiętać o tym, że jeśli między partnerami zacznie się psuć, to osoba nieposiadająca swojej pensji będzie w gorszej sytuacji. Uzależnienie finansowe bywa też przeszkodą na drodze do uwolnienia się od toksycznej relacji. Kobiety nieposiadające poczucia niezależności finansowe boją się, że same nie będą w stanie utrzymać siebie i dzieci – mówi.
Anastazja podkreśla, że nawet wówczas, gdy między partnerami wszystko układa się pomyślnie, mogą pojawić się tragedie, na które nie mamy wpływu. A kobieta, która wiele lat temu zniknęła z rynku pracy, trafi na wiele przeszkód, jeśli będzie chciała wrócić do zawodu. Niektóre, takie jak brak doświadczenia, mogą być nie do pokonania.
"Trzeba wyjść na ulicę i zacząć sprzedawać"
Z jednej strony historie forumowiczek – wykładowczyni, która pracując odchowała piątkę dzieci bez niań i opiekunek czy dyrektorki, która godziła obowiązki zawodowe z macierzyństwem. Z drugiej opowieści moich rozmówczyń. Która z nich traci, a która zyskuje? Czy ich wybory można rozpatrywać w takim kontekście? O konsekwencjach decyzji o życiu na dwa etaty lub zostania w domu opowiada psycholog Adam Lewanowicz.
– To wszystko jest jakimś kosztem – wyjaśnia. – Proszę pamiętać, że etat domowy nie jest nieistotny. Kobieta może i nie dostaje pieniędzy, ale wykonuje pewną pracę. Niektórzy się w tym świetnie odnajdują, inni nie. W kwestii pracy dużo osób twórczo realizuje się w domu, zakłada małe sklepiki, pracuje zdalnie. A jeśli partner odejdzie, to wcale nie przekreśla życia. Wszystko możemy stracić. Jacek Walkiewicz powiedział kiedyś, że wtedy trzeba wyjść na ulicę i zacząć sprzedawać. Bardzo wiele osób zaczynało od zera w wieku 50-60 lat. Można ruszyć w każdym momencie swojego życia. To, że ktoś pracuje w domu, nie znaczy, że nie zdobywa doświadczenia. Zdobywa, chociażby w zarządzaniu gospodarstwem domowym – tłumaczy ekspert.
Psycholog dodaje także, że samo określenie "kura domowa" jest negatywne i oceniające. Przypomina, że decydując się na jedną z tych dwóch opcji – całkowitego oddania się rodzinie lub pracy zawodowej – wcale nie musimy z czegoś rezygnować.
– Niczego nie tracimy, tylko zamieniamy jedną rzecz – opowiada Lewanowicz. – Nie wszystkie matki są fankami bycia matką. Tego się nie mówi na głos, ale nie wszyscy się odnajdują w tym domu. Jest wiele różnych sytuacji, to jest skomplikowana kwestia. Każdy związek jest inny i w każdym optymalne rozwiązanie może być inne – podsumowuje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl