Współuzależnienie partnerów. "Wynosiłam z nim nasze meble do lombardu, a potem je odkupywałam"
Słowa przysięgi małżeńskiej znaczyły dla nich więcej niż poczucie własnej wartości. Jowita i Mariola przyznały, do jakich absurdalnych rzeczy były zdolne, żeby ratować swoje związki i partnerów zmagających się z uzależnieniami.
Justyna Nagłowska w jednym z ostatnich wywiadów dla dwutygodnika "Gala" poruszyła wątek współuzależnienia. Przyznała, że jako osoba współuzależniona pomagała Borysowi Szycowi pić. – Kryłam go, jak się dało. Kobiety często za punkt honoru biorą wybielane pijanych mężów. A to niestety droga donikąd – powiedziała. Blogerka po raz pierwszy przyznała publicznie, że chodzi na terapię związaną z jej depresją i współuzależnieniem.
Jak zaznacza psycholog Katarzyna Kucewicz, terapia powinna być pierwszym krokiem do wyjścia z nałogu. – Nie tylko osoba chora, ale też współuzależniona powinna udać się po pomoc do terapeuty. Współuzależnienie to nie picie razem z partnerem, ale nieświadome wspieranie jego nałogu, ukrywanie jego problemu przed otoczeniem, poświęcenie swojego życia w służbie temu, by uzależnionej osobie żyło się lepiej - mówi.
W podobnej sytuacji znalazły się Mariola i Jowita. Obie musiały uczestniczyć w chorobie partnera.
"Kupowałam mu alkohol, bo łudziłam się, że w ten sposób go kontroluję"
Mariola i Dawid pobrali się bardzo młodo. Oboje mieli po 22 lata, w tym roku mieli 9 rocznicę ślubu. Chociaż teraz są bardzo szczęśliwi, wiele razem przeszli. Wszystko przez nałóg Dawida.
– Zaczęło się bardzo niewinnie. Mieliśmy duże grono znajomych, z którymi często wychodziliśmy do knajp. Zwykle w weekendy. Wiadomo, jak pizza, to i piwko, a jak piwo, to potem coś mocniejszego. Na początku było to całkiem normalne. Po kilku miesiącach zaczęłam zauważać, że mój mąż pije znacznie więcej niż nasi znajomi czy ja. Szczerze mówiąc, to on się po prostu upijał co weekend – wspomina 31-latka.
Marioli zapaliła się wtedy czerwona lampka. Gdy zaczęła rozmawiać o tym z partnerem, ten złościł się, że robi z niego alkoholika, a przecież to tylko "kilka piwek". – Potem poszło "z górki". Picie w weekendy przerodziło się w picie w tygodniu. Upijał się, bo jego drużyna przegrała mecz, bo w pracy miał dużo stresu, a jak został wujkiem, to "ze szczęścia" pił 4 dni – relacjonuje.
Jego nałóg zaczęli zauważać też znajomi pary. Przestali ich zapraszać na weekendowe wyjścia, nie przychodzili już do nich na kolacje. – Było mi strasznie ciężko. Zostałam sama z nałogiem męża. Znajomi wstydzili się nas, a ja wstydziłam się jego – opowiada.
Jej mężowi wcale nie brakowało wyjść. Do kieliszka zaglądał w domu. – Przyłapałam go nawet na tym, że pił w łazience. Byłam przerażona i nie wiedziałam co robić. Wstyd mi było, że mój mąż ma problem. Nie umiałam powiedzieć tego na głos – wyznaje.
Wtedy Mariola wpadła na pomysł, że sama zacznie kupować mężowi alkohol. – Nie chciałam, żeby wychodził z domu pijany, bałam się, że zobaczą go sąsiedzi. Dlatego sama zaczęłam mu kupować. Łudziłam się, że w ten sposób będę miała kontrolę nad tym, ile pije – wspomina.
– Kiedy wchodziłam do sklepu, ekspedientki pytały, czy dla mnie to, co zawsze, czyli pół litra wódki i cztery piwa. Myślałam, że zapadnę się wtedy pod ziemię – opowiada.
Rodzina Marioli zaczęła coś podejrzewać, kiedy zaczęła sama przychodzić na imprezy rodzinne. Pojawiły się wtedy pytania. – Moja mama zna mnie jak pięć palców, sama kiedyś przez to przechodziła. Kiedy pytała, czy potrzebujemy pomocy, zawsze odpowiadałam zdecydowane "nie". Usprawiedliwiałam nieobecność męża stresem, pracą, potem już brakowało mi wymówek – mówi.
31-latka zdobyła się na odwagę i opowiedziała o problemie męża swojej siostrze, ta wysłała ich na terapię. – Myślałam, że tylko mój mąż ma problem, okazało się, że sama również byłam uzależniona, chociaż nie piłam – opowiada.
Dawid od 2 lat jest trzeźwy, ale para nadal chodzi na terapię. – Trzymamy rękę na pulsie. To ważne, żeby uświadomić sobie, że oboje mamy problem – apeluje kobieta.
– Jest to ciągły stres i strach, który towarzyszy osobie współuzależnionej. Jedynym wyjściem z takiej sytuacji jest terapia. Warto zaznaczyć, że taka terapia nie ma na celu opuszczenia partnera, a pomocy mu w jego chorobie – wyjaśnia specjalistka.
– Teraz, gdy o tym myślę, czuję się współwinna, tak jak byłam współuzależniona. Nie obwiniam się za to, że pił, tylko że mu pomagałam. Teraz widzę, jak bardzo głupie to było i bezcelowe. Po dwóch latach potrafię powiedzieć "tak, byłam uzależniona, tak, mój mąż jest alkoholikiem". Robię to też dla innych kobiet, które żyją w strachu tak, jak ja kiedyś – wyznaje. – Ważne jest, aby potrafić przyjąć pomocną dłoń. Rodzina daje ogromne wsparcie – zaznacza.
"Zanosiłam z nim nasze meble do lombardu, a potem je odkupywałam za pożyczone pieniądze"
Jowita nadal trwa we współuzależnieniu. Jej mąż jest hazardzistą. Kobieta szacuje, że jej partner przegrał już około 100 tys. złotych. – Na początku obstawiał wyniki meczów, potem grał na maszynach. Teraz już nawet nie wiem, gdzie przegrywa nasze pieniądze. Ja pracuję, a on to przepuszcza. Nie wiem już, co robić, mąż nie chce iść na terapię, a mi wstyd o tym mówić bliskim – tłumaczy.
Jowita próbowała rozmów z mężem, groziła rozwodem, w pewnym momencie nawet wyprowadziła się z domu. – Te moje próby są na nic. Zawsze wracam, bo go kocham. Boję się, że bez niego będę nikim. On kiedyś był wspaniałym prawnikiem i zarabiał krocie. Teraz został mu już tylko tytuł i dobre imię. Nikt nie wie o dramacie, jaki rozgrywa się w naszych czterech ścianach. Boję się o tym mówić – wyznaje.
Jowita stanęła pod ścianą. – Doszliśmy do tego, że pomagam mu sprzedawać nasze meble, sprzęty, moją biżuterię. Potem pożyczam pieniądze i odkupuję. To błędne koło, ale robię to z miłości. Przecież mu ślubowałam – żali się kobieta.
– Codziennie budzę się ze strachem, w jakim stanie będzie mój mąż. Czy znowu usłyszę, że przegrał nasz telewizor albo że ktoś przyjdzie po pieniądze. Kiedyś miałam nadzieję, że będziemy mieli dzieci. Teraz boję się, żeby nam się to nie przydarzyło. Nie w takich warunkach – mówi.
Psycholożka Katarzyna Kucewicz twierdzi, że ofiarą współuzależnienia najczęściej padają kobiety, które mają zaniżone poczucie własnej wartości. – Niejednokrotnie myślą, że pomoc partnerowi w ukrywaniu nałogu będzie dobrym wyjściem. Wolą zatajać formację, tłumaczyć go niż zauważyć błąd i stawiać granice. To wszystko ze strachu przed byciem samą, opuszczoną i z poczucia, że nic się nie da zrobić - tłumaczy.
Jak podkreśla psycholożka, ciągły stres, który towarzyszy osobie współuzależnionej, sprawia, że zapomina ona o swoich potrzebach i całą swoją uwagę podporządkowuje uzależnionemu bliskiemu. Sama ma poczucie, że nie ma wyjścia z sytuacji i traci swoje życie. Uzależnia je od tego, w jakiej fazie nałogu jest jej partner.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl