GwiazdyWśród bujnej natury

Wśród bujnej natury

Wśród bujnej natury
22.06.2009 16:36, aktualizacja: 21.06.2010 13:30

Wakacyjny romans to komercyjna, fastfoodowa wersja tego, co ma nam do zaproponowania natura, nasze ciało, pełnia lata, brzeg morza czy leśna polana. Czy w takich okolicznościach przyrody możemy przeżyć miłość fizyczną, która nas duchowo uzdrowi?

Wakacyjny romans to komercyjna, fastfoodowa wersja tego, co ma nam do zaproponowania natura, nasze ciało, pełnia lata, brzeg morza czy leśna polana. Czy w takich okolicznościach przyrody możemy przeżyć miłość fizyczną, która nas duchowo uzdrowi? – odpowiada psychoterapeutka Katarzyna Miller. Rozmawia Beata Pawłowicz, ilustracja Marta Pieczonko.

– Często wyobrażamy sobie, że kochamy się w pełnym słońcu, nago na brzegu morza, nad jeziorem albo na pięknej łące czy wręcz w rajskim ogrodzie z wyjątkowym mężczyzną. Jak to zrobić, żeby przestać o tym pisać, mówić i po prostu się kochać?

– Miłość wśród bujnej natury to praobraz wspólny wszystkim ludziom. Znajdziemy go w baśniach i historiach miłosnych – towarzyszy kobietom od zawsze, był z nimi nawet wtedy, gdy marzyć im o seksie nie było wolno. Popularność książki „Kochanek lady Chatterley” pokazuje, że nasze prababki też miały takie fantazje.

– Czemu więc nie mamy plaż pełnych kochających się ludzi?

– Nie można przeżyć takiego spełnienia, jeśli ma się negatywny stosunek do swojego ciała. A dziś ma go prawie każda kobieta, bo nie jest klonem długonogiej lalki bez piersi, z twarzą bez wyrazu. Żeby przeżyć taki seks, trzeba pokonać lęk przed ośmieszeniem, który bierze się stąd, że nasze nagie ciało jest wyeksponowane w pełnym słońcu. Trzeba być gotowym doświadczyć dotyku powietrza na skórze. Pokonać obawę przed czyimś spojrzeniem i przed własnym wstydem. Zgodzić się na niewygodę, bo wrzosy są szorstkie, jeśli się na nich położyć. Piasek może boleśnie wetrzeć się w skórę, a kora drzewa, gdy on cię o nią oprze, będzie drapać. Trzeba zgodzić się na to, że można się pobrudzić, że coś może zaboleć. W powietrzu latają muchy, po piasku chodzą mrówki… Trzeba dostrzec w tej fantazji realność, aby ją przeżyć.

– Od czego taki seks w rzeczywistości się zaczyna?

– Od tego, co mnie zachwyciło w filmie „Kochanek lady Chatterley” – od miękkości jej ciała, która nie jest poddaniem się, ale wiadomością dla niego: „Ja tego chcę”. Lady powoli przysuwa się do gajowego, patrzy mu w oczy i mało mówi. No bo co tu właściwie mówić, skoro tyle mówią ich ciała. Kiedy on ją zaczyna dotykać, ona wtula się w niego. Nie cofa się, jakby mówiła: „Porządna dziewczyna nie może na to pozwolić”. Odwrotnie, lgnie do niego. I on, który pragnie jej, ale też boi się dotknąć żony pracodawcy, czuje się pewniej. Widzi, że mu wolno, że jest przez nią zapraszany.

– Kobieta nie musi więc siedzieć na leżaku i czekać, aż on wyłoni się z morza czy z lasu i porwie ją na ręce.

– Oczywiście. Nie lubię, gdy ktoś mówi: „Ale te dziewczyny nagabują mężczyzn”. Któraś może i zachowa się zbyt dosadnie, ale my mamy takie samo prawo zapraszać mężczyzn do seksu jak oni nas. Wielu mężczyznom to pomaga, bo oni też boją się odrzucenia. Dzięki jej zachowaniu on, nie przestając być zdobywcą, jest też gościem w jej świecie.

– Na czym polega wyjątkowość takiej zrealizowanej słonecznej fantazji?

– Na cudownym, stopniowym zbliżaniu się do siebie, spotkaniu dwóch ciał. Kiedy fantazjujemy, mamy oczy zamknięte. Otwórzmy je. Niczego nie oczekujmy, nie wymagajmy, tylko bądźmy razem. W „Kochanku lady Chatterley” seks też powoli się rozwija. Na początku bohaterowie kochają się krótko, w ubraniach. Potem bardziej się rozbierają, przedłużają swoje spotkania, aż w końcu oboje nago biegają po łące w deszczu. To piękna scena. On jest najpierw zdziwiony, ale potem dołącza do niej i ich ciała stają się jednością w tej miłości.

– To cudownie, ale on nie był mężem lady Chatterley, tak jak mężczyzna z tej fantazji nie jest naszym partnerem.

– No właśnie. To mężczyzna z innej przestrzeni. Nieznajomy. Jak bohater reklamy kokosowego batonu wyłania się z morza, a po spotkaniu z kobietą do tego morza wraca. I nie wiadomo, kim jest, czy księgowym, czy menedżerem, czy sportowcem. I co więcej: nic nas to nie obchodzi. To ma być po prostu On.

– I to może być każdy, kto nas poruszy?

– To może być ten, kto nie zgubił swojej zmysłowości. Kto wie, że świat poznaje się poprzez zmysły: dotyka, wącha, smakuje. Nie bez powodu kochanek lady Chatterley był gajowym. Bo to mężczyzna związany z pierwotną siłą natury. Może to być drwal, ogrodnik. Ale zawsze ktoś, kto naturę zna, czuje, rozumie.

– Natura to kobieta?

– Tak. Jej ciało będzie dla niego ziemią, piaskiem, mchem. Ale też kobieta w tej fantazji jest samym pragnieniem rozkoszy i umiejętnością jej doznawania. I chyba każda z nas chciałaby się tak chociaż raz poczuć. Pytanie tylko, czy takiej siebie samej się nie boimy? Czy takimi wolno nam być? Kiedy sama coś podobnego przeżyłam, oczywiście na wakacjach, opisałam to tak: „Tak wysoko do nieba, bezpieczna odległość, gorące rechotanie żab przywołuje tę pewność, że przed tysiącem lat byliśmy tu we dwoje”. Bo realizując taką fantazję, jesteśmy tylko kobietą i mężczyzną, częścią natury, i to jest to, czego w tej chwili chcemy... Idziemy po piasku, trzymamy się za ręce, wchodzimy do wody, ona nas obmywa, i czujemy się tak, jakby nikogo innego nie było na świecie.

– Jak Adam i Ewa. To piękne, ale co z mężatkami? Namawiasz je do zdrady? (…) Więcej w Zwierciadle 7/2009

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (10)
Zobacz także